niedziela, 30 czerwca 2013

Hej macie tutaj moje pierwsze opowiadanie. Jest bardzo krótkie, ale mam nadzieje, że się wam spodoba ,no to komentujcie

 
BUNTOWNIK
Najcieplejszy dzień w roku. Goręcej już chyba być nie może. W ten idealny dzień na opalanie, Michał razem ze swoją żoną pojechał na plażę. Promienie słoneczne padały centralnie na ich głowy, a mężczyzna nie miał czapki.
-Kochanie może już dosyć na ... dzisiaj tego opalania ? Przy twojej chorobie nie powinno się tyle przebywać na słońcu – odezwała się zmartwiona żona.
-Spokojnie, nie musisz się o mnie martwić, pamiętam, posiedzimy jeszcze z godzinę i będziemy wracać.
-Szkoda tylko, że nie wziąłeś żadnej czapki, przypomnij sobie co doktor ci powiedział !
-Nic mi się nie stanie. Jestem przecież dorosły.
Po godzinie zaczęli zabierać swoje rzeczy i poszli na przystanek autobusowy.
-Za chwilę powinien przyjechać - powiedziała żona.
- Wiesz co zrobimy inaczej ! Ty pojedziesz do domu, a ja jeszcze zajrzę na działkę. W taki upał przydałoby się podlać grządki.
-A może pojechałabym z tobą ? Robi się duszno, za chwilę będzie burza. A jak zrobi ci się słabo ? – kobieta była bardzo zmartwiona.
-Nie, daj spokój. To tobie mogłoby zrobić się słabo. A z resztą ktoś musi wyprowadzić na spacer Dinę.
-Ale bądź ostrożny ! Jakbyś źle się poczuł to od razu wracaj do domu !
-Dobrze, dobrze, już nie dramatyzuj !
I w tym właśnie Momocie nadjechał autobus. Kobieta wsiadła do środka. Na jej twarzy malowało się zmartwienie. Miała bardzo złe przeczucia. Mężczyzna natomiast spacerkiem powędrował w stronę ogrodów. Dotarł na miejsce, wziął konewkę do ręki, nalał wody i ruszył w stronę grządek. Nagle zakręciło mu się w głowi i zrobiło mu się duszno. Potkną się i przewrócił. Dookoła było mnóstwo ludzi. Nikt nie zwrócił uwagi na jego upadek. Dopiero po kilku godzinach przyjaciel Michała zauważył go leżącego na ziemi i zadzwonił po pogotowie. Niestety było już za późno.
 
To opowiadanie możecie również przeczytać na naszym Facebooku :) https://www.facebook.com/KronikiZakrecenia?ref=hl
 
Viola :)
 

czwartek, 27 czerwca 2013

Wasza opinia :)

I jak wam się podoba pierwszy rozdział 1 historii Eleny ? :) Wyrażajcie swoje zdanie w komentarzach, mała rzecz, a cieszy :) Przypominam, że można komentować nawet bez konta i że jesteśmy na facebooku :)
                                     
                                                                                       Miranda :D

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 1 : Nowy, stary początek



Wprowadzenie:

 To historia 15 letniej krukonki - Eleny Elfain, uczęszczającej do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie kilka lat po Harrym Potterze. Po śmierci Snape’a, dyrektorem został nowo przybyły Antoniusz Blake, wesoły blondyn po 40-tce.


- Szybciej, Eleno! Dobrze wiesz, że jeśli spóźnimy się na eliksiry, Slughorn da nam dodatkową pracę domową! Nie chcę spędzić wieczoru mieszając w kociołku – poganiała mnie Ivanne Louis, moja najlepsza przyjaciółka.
- No przecież już idę! Nie mogę pozwolić, żeby Cedric Whitford, najprzystojniejszy z gryfonów zobaczył mnie taką potarganą! – odpowiedziałam, przeczesując swoje długie i proste blond włosy. – Gotowa!
- No nareszcie, idziemy – zakomenderowała, przestraszona wizją karnej pracy domowej Ivanne. Wyszłyśmy przez wielkie, drewniane drzwi z pokoju wspólnego i zbiegłyśmy po schodach północnej wieży, gdzie znajdował się salon Ravenclaw, rozwodząc się nad pięknymi oczami Cedrica.
- Mówię ci, nigdy nie widziałam piękniejszych, zielonych oczu! – westchnęłam.
- Idealnie pasują do tej jego brązowej czupryny! – zachwycała się Ivanne, jedną ręką bawiąc się swoimi długimi, kasztanowymi włosami, a w drugiej trzymając kociołek, w którym miała podręcznik i różdżkę.
- No! – przyznałam. – A tak zmieniając temat, nie wie czemu aż tak przejmujesz się tymi eliksirami, to pierwszy dzień szkoły, zaledwie wczoraj było rozpoczęcie roku, na pewno nic nam nie zada…
- No nie wiem, Eleno… Ty jakoś sobie radzisz na lekcjach Slughorna, ale ja nie…  Eleno? Co to za uśmiech? Zawsze masz taki jak coś kombinujesz…
- Słyszałam od Kate Pirsone, że wpadłaś w oko Scottowi Williamsowi, wiesz temu blondynowi z Gryfindoru. Możesz go poprosić o pomoc – powiedziałam z błyskiem w oku.
- Serio? – ożywiła się Ivanne. Uważała Cedrica za nieziemsko przystojnego, ale to w Scottcie była zakochana. - Tak się cieszę! A co jeśli Kate żartowała? Może tak naprawdę nie podobam mu się… - zaczęła desperować, wymachując nerwowo kociołkiem tak, że wypadła jej różdżka i poturlała się po schodach, prowadzących do lochu. – O nie! – pisnęła i pobiegła po nią.
- Tego szukasz? – spytał ze złośliwym uśmieszkiem Eryk Goldenson, wysoki, niezwykle irytujący i wredny ślizgon, bawiąc się różdżką Ivanne.
- Oddawaj to, Goldi! – powiedziała gniewnie.
- Nie mów do mnie Goldi! – warknął, nienawidzący tej ksywki chłopak. Zmierzył ją wrogim spojrzeniem swoich bladych, błękitnych oczu.
- Oddawaj to! – powtórzyła.
- Pomyślmy… - udał, że się zastanawia. – Nie! – powiedział, unosząc trzymającą różdżkę dłoń. – Jeśli ją chcesz, to sama musisz ją wziąć! – zaśmiał się szyderczo, gdy Ivanne podskoczyła, aby odzyskać zgubę. Wycelowałam swoją różdżkę w jego tors.
- Albo oddasz Ivanne jej własność, albo zawiśniesz do góry nogami przed całą szkołą – zagroziłam nie spuszczając moich niebieskich oczu z chłopaka.
- Już się boję, Elfein – posłał mi szyderczy uśmieszek, Ivanne nadal próbowała odzyskać swoją
różdżkę.
- Liczę do 3 – powiedziałam chłodno. – 1… 2…
- Drętwota! – zawołał, celując we mnie. Uchyliłam się w ostatniej chwili.
- Levicorpus! – opowiedziałam, ale niestety Eryk rzucił jakieś zaklęcie, które odbiło mój czar, przez co trawił w ścianę.
- Jęzle! –(powoduje przyklejenie się języka do podniebienia, co uniemożliwia mówienie, itp.) zawołał pewny siebie. Uchyliłam się szybko, a w mojej głowie pojawił się pewien pomysł.
- Flagrante! - (zaklina przedmiot tak, że dotknięty przez kogokolwiek rozgrzewa się do wysokich temperatur) zawołałam. Różdżka Ivanne w ręku chłopaka rozgrzała się do czerwoności, ślizgon syknął z bólu i upuścił ją na ziemię.
- Jeszcze tego pożałujesz! – warknął i odszedł.
- Nox – (odwołuje niektóre zaklęcia) wycelowałam w dopiero co odzyskaną różdżkę.
- To było piękne! Wyraz twarzy tego karalucha… bezcenne! – powiedziała uradowana Ivanne. Po chwili spojrzała na zegarek – O nie! Jesteśmy już spóźnione! – pisnęła.
- Jeśli nie wejdziecie do klasy przede mną, to tak, panno Louis – powiedział, stojący za naszymi plecami Slughorn. – Już, na lekcje! – ponaglił, a my, zdziwione jego uprzejmością, pobiegłyśmy to rzeczonej klasy.
- Uff, udało się – westchnęłam z ulgą, siadając przy naszym stoliku, pomiędzy Ivanne a Damonem Smithem –moim drugim najlepszym przyjacielem.
- Gdzie wy byłyście? – spytał chłopak.
- Żałuj, że nie widziałeś jak Elena utarła nosa temu bałwanowi, Goldenonowi – powiedziała z uśmiechem Ivanne, zerkając co jakiś czas na Scotta Williamsona.
- Serio? – spytał ożywiony, a w jego brązowych oczach pojawił się błysk zaintrygowania. – Co mu zrobiłaś?
Już chciałam odpowiedzieć, ale w tym momencie do naszego stolika podszedł Slughorn i grzmotnął w niego tzn. „bagietką”, do mieszania eliksirów.
- Zdaje się, że przerwa minęła… - powiedział, patrząc na nas srogo.
- Przepraszamy – mruknęliśmy chórem, a profesor odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Dziś będziemy przygotowywać wywar żywej śmierci. To nie łatwy eliksir, odkąd ja tu pracuję, tylko 2 uczniom udało się go przyrządzić dokładnie tak jak chciałem. Jednym z nich był, zapewne wam znany, Harry Potter – powiedział. W górę powędrowała ręka Victorii z Ravenclaw. – Tak, panno Miling? – udzielił jej głosu.
- Przepraszam, ale czy tego eliksiru nie powinniśmy się uczyć dopiero za rok? – spytała nieśmiało.
- Jeśli tak ci powiedział twój brat Austin, to możesz mu powiedzieć, że jeśli nie spałby na co drugiej lekcji ze mną to, wiedziałby, że wywar żywej śmierci poznaje się na piątym roku – odparł, a Victoria spłonęła rumieńcem. Slughorn kontynuował prowadzenie zajęć – Potrzebne składniki znajdują się na waszych stolikach. Radzę wam stosować się do instrukcji zawartej w podręczniku. Zerknęłam do książki. Gorzej być nie mogło.
***

- Wszystkie są beznadziejne – powiedział zawiedziony Slughorn. – No ale trudno, na dziś już koniec.
Zabrałam swoje rzeczy i gdy chciałam odejść od stołu i mojego nieudanego wywaru, który jakoś tak dziwnie zalatywał mieszaniną starej ryby i zgniłych jaj, podszedł do mnie Cedric. Serce zabiło mi szybciej.
- Zostawię was samych – szepnęła Ivanne tak, że tylko ja mogłam to słyszeć, po czym odeszła.
- Cześć – przywitał się gryfon.
- Hej – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Co powiesz na wspólny lunch, sam na sam, na błoniach? – spytał z błyskiem w oku.
- Jasne, z przyjemnością – odparłam. Byłam w siódmym niebie. Podał mi ramię, a ja złapałam się go i poszliśmy tak razem na zewnątrz.
- Prawie jesteśmy na miejscu, spodoba ci się – powiedział uśmiechnięty, prowadząc mnie przez błonia. Widocznie naprawdę chciał, żebyśmy mieli chwilę tylko dla siebie.
- Teraz też jest fajnie, tak idąc ramię w ramię  – powiedziałam, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To tutaj – oznajmił w końcu, a moim oczom ukazał się wielki koc, bogato zastawiony najróżniejszymi smakołykami. Nad nami magicznie wisiała girlanda z kwiatów.
- Łał! Jest naprawdę pięknie! – przeniosłam spojrzenie z koca na Cedrica – Kiedy to zaplanowałeś? – spytałam, on zarumienił się lekko.
- Oj jeszcze przed wakacjami zbierałem się na odwagę, ale ty wszędzie chodziłaś z Damonem i pomyślałem… - uśmiechnął się niewinnie.
- Że jest moim chłopakiem? – dokończyłam za niego. – Damon jest tylko moim przyjacielem. Nie jesteśmy parą.
- To mi ulżyło! Czyli mam rozumieć, że jesteś wolna? – spytał z olśniewającym uśmiechem, za którym szalała połowa gryfonek z naszego rocznika.
- Tak… - spojrzałam na niego zalotnie. Cedric złapał mnie za rękę.
- Chcesz być moją dziewczyną, Eleno Elfein? – spytał, a wyglądał przy tym na równie szczęśliwego jak ja.
- Oczywiście! – zgodziłam się, a on objął mnie czule w pasie. – Nawet nie wiesz jak długo mi się podobasz.
- Na pewno nie dłużej niż ty mi – przytulił mnie mocniej. Kiedy się już od siebie oderwaliśmy, chłopak skinął zachęcająco na nasze drugie śniadanie i dodał - Bon appétit! – uśmiechnęłam się i usiadłam koło niego.
- Dyniowe paszteciki, mniam ! Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione jedzenie ? – spytałam.
- No wiesz... Przeprowadziłem mały ‘’wywiad środowiskowy’’, a to znaczy... poprosiłem moją siostrę, Lexi, żeby poprosiła Victorię Miling, aby wybadała w rozmowie z Ivanne twoje ulubione rzeczy – posłał mi kolejny olśniewający uśmiech. Zabraliśmy się do jedzenia. Atmosfera była super, ciaglę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i żartowaliśmy, gdy nagle niebo zaszło ciemnymi chmurami. Momentalnie rozpętała się burza. Nie byłam typem panikary, ale czułam, że to nie było zwyczajne zjawisko pogodowe. Jako córka aurorów, doskonale wiedziałam, kiedy coś się święci oraz kiedy coś ma związek z czarna magią. Teraz był ten moment.
- Cedricu, wracajmy szybko do zamku – powiedziałam.
- Ja tam lubię takie klimaty, na pewno zaraz przejdzie, ale jeśli chcesz to wracamy – odparł, wzruszając ramionami. Podał mi ramię i szybko oddaliliśmy się do zamku. Cały czas oglądałam się za siebie niespokojnie.
- Coś nie tak ? – spytał zaniepokojony gryfon.
- Nie... Wszystko w porządku... – skłamałam. Nie chciałam go niepokoić, choć w tym przypadku nie było mowy o pomyłce. To nie była zwykła burza, wiedziałam, że coś się święci. Początkowo chciałam iść z tym do profesora Blake’a, lecz postanowiłam, że lepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. No bo co niby miałabym mu powiedzieć? Że wystraszyłam się burzy? Nie zrozumiałby tego przeczucia, wyszłabym przed nim na wariatkę. 
- Chyba nie boisz się lekkiej mżawki ? – spytał ze śmiechem Cedric.
- Bardzo zabawne – odpowiedziałam ironicznie. – Może rozglądam się za nowym chłopakiem, który się ze mnie nie śmieje? – uśmiechnęłam się.
- Lepszego nie znajdziesz – odparł, wypinając dumnie pierś. – Nadaję się najlepiej na to stanowisko – puścił do mnie oczko.
- No nie wiem... nie wiem... – powiedziałam przewrotnie, oboje się rozśmialiśmy, ale pod maską uśmiechu, nadal krył się niepokój.
***
Po wejściu do budynku, pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę. Wyciągnęłam z kieszeni czarnej szaty plan lekcji. Opieka nad magicznymi stworzeniami – fajnie !, ze Ślizgonami – nie fajnie ! Westchnęłam ciężko.
-              I jak tam było? – spytała Ivanne, aż podskoczyłam, gdy zaszła mnie od tyłu.
-              Ila razy mam ci mówić, żebyś się do mnie nie zakradała? – spytałam, czując jak serce mi przyspieszyło.
-              Dopóki się w końcu zastosuję – powiedziała z uśmiechem, a ja wywróciłam teatralnie oczami. – Opowiadaj, jak wrażenia ze wspólnego lunchu? I tak wiem, że to był wstęp do randki.
-              No wiesz... Jesteśmy parą! – pisnęłam trochę za głośno, niż bym tego chciała, a w efekcie przechodząca obok grupka puchonów się na nas obejrzała.
-              Co? Ale super!
-              No wiem! – opowiedziałam jej o tym co przygotował, Ivanne była pod wrażeniem, tak samo jak ja. Nawet już zapomniałam o dręczącym mnie nie pokoju.
-              Hejka, gdzie byłaś tyle czasu? – spytał Damon, którego spotkałyśmy po drodze na lekcje.
-              Na wspólnym lunchu z... nie zgadniesz... – zaczęła podekscytowana Ivanne.
-              Nawet nie będę próbował... – mruknął pod nosem, ale nasza przyjaciółka puściła te uwagę mimo uszu.
-              Z Cedriciem Whitfordem! – powiedziałyśmy chórem, uśmiechnięte od ucha do ucha.
-              To ... ehm... super – mruknął i odszedł.
-              Ty, co go ugryzło ? – spytałam Ivanne.
-              Jeśli ci powiem, Eleno, Damon mnie chyba zabije... Więc wybacz, ale wolę pozostać przy życiu.


 ____________________________________________________________________

Hej! Mam nadzieję, że wam siepodobało :) Im wiecej komentarzy tym lepiej (możecie nas też lajkować na facebooku, link w 1 poście) 
                                                                                             Miranda :)

Cześć!

Ten blog będzie poświęcony różnym opowiadaniom, tak, że każdy znajdzie coś dla siebie :) Mamy nadzieję, że nasze prace będą się wam podobać. A więc, do przeczytania :) Znajdzie nas na facebooku --------> https://www.facebook.com/KronikiZakrecenia?ref=hl

                                                                                                Miranda :)