czwartek, 31 października 2013

Rozdział 20: Co dalej?




-Nie! Nie! Nie! – rozpaczałam, łzy spływały mi po policzkach. Nie potrafiłam ich pohamować. Nie potrafiłam też uwierzyć w to, że Damon odszedł. Że jest teraz na jego łasce. Dlaczego Berrger nie mógł mnie po prostu zabić, a ich oboje zostawić w spokoju? Czemu Damon nie uciekł? I znowu moi przyjaciele cierpią przeze mnie… Spojrzałam w stronę Ivanne. Chad właśnie się nią zajmował. Lexi uciekła, gruchocząc jej wcześnie kości w nodze.
- Eleno… Wszystko w porządku? – spytał nauczyciel spokojnym tonem. Nie doczekał się odpowiedzi. - No, już... Uspokój się... Znajdziemy go… Eleno? – profesor Blake próbował podnieść mnie z ziemi, pocieszyć, ale ja nie chciałam. Nie potrzebne mi były puste słowa, bezsensowne zapewnienia, że będzie dobrze.
- Właśnie, że nie będzie dobrze! Nie będzie! Jak może być dobrze, skoro nie wiadomo gdzie jest Damon, a Ivanne ranna? – prawie krzyknęłam, nie potrafiłam opanować emocji.
- Musisz się pozbierać – powiedział łagodnie, patrząc na mnie swoimi dobrotliwymi oczami. – Dla Ivanne. Idź teraz cię potrzebuje.
 Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co powiedział. Pokiwałam wolno głową. Blake uśmiechnął się delikatnie i pomógł mi wstać. Dopiero teraz, kiedy cała adrenalina ze mnie upłynęła, zdałam sobie sprawę, że wszystko mnie boli, a zwłaszcza  ręka, w której coś wcześniej chrupnęło. Jednak ten ból był niczym w porównaniu z tym, co czułam, kiedy myślałam, że z mojej winy moi najbliżsi tak cierpieli. Smith, na którego Berrger rzucił klątwę Cruciatus i Ivanne, która o mały włos uniknęła śmierci.  Podeszłam chwiejnie do przyjaciółki, trzymając się za złamaną rękę. Syknęłam cicho. Leżała z głową na kolanach Chada, a on mruczał nad nią jakieś zaklęcia, które chyba miały uśmierzyć ból. Jej kasztanowe włosy tworzyły teraz kasztanowy wachlarz wokół jej głowy. Była blada, a jej noga mocno krwawiła.
- Ivanne? – położyłam jej dłoń na ramieniu. Do głowy nie przychodziło mi nic, co mogłabym jej teraz powiedzieć. Nic oprócz tego jednego słowa. – Przepraszam.
- Za co? – spojrzała na mnie ze szczerym zdumieniem w swoich zielonych oczach.
- Jak to za co? Za…Po prostu za  to wszystko… - mój głos się załamał, cofnęłam dłoń.
- Wiesz co jest twoją wadą? – spytała.  Spodziewałam się, że zaraz wytknie mi wszystkie moje błędy, wytknie mi to, że gdyby nie ja i moi rodzice, nigdy byśmy się nie znaleźli w takiej sytuacji, ale to, co powiedziała, naprawdę mnie zaskoczyło.
- Zawsze obwiniasz się o coś, za co nie jesteś odpowiedzialna. Tak samo było wtedy, gdy Damon został ... Gdy Damon miał pewien wypadek... – Ivanne ostrożnie dobierała słowa, uważała, żeby nie powiedzieć czegoś, przez co Chad dowiedziałby się o tajemnicy chłopaka. – Gdyby nie to, że dziś pomogliście mi, ty i on… Lexi była już wtedy bliska zabicia mnie. Wiedziałam, że sama nie dam rady… Już myślałam, że rozszarpie mnie za chwilę na strzępy, ale zaraz pojawiliście się wy… Zajęliście się nią przez chwilę, co mi dało  czas, żeby zebrać na nowo siły… Oddzieliliście nas… - posłała mi blady uśmiech. – Wiele razy mi pomagałaś, broniliście mnie przed Goldim – złapała mnie za rękę. – Jedyną twoją winą jest to, że nie potrzebnie się zadręczasz – wysiliłam się, aby odwzajemnić uśmiech.
- Wracajmy już do zamku – zakomenderował Blake.
- A co z Lexi? – spytała cicho Ivanne.
- Jak już będziemy w Hogwarcie, to wyślę kogoś na poszukiwanie – przeniósł spojrzenie na mnie. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby odnaleźć Damona – zapewnił. Chad ściągnął delikatnie głowę Ivanne ze swoich kolan i ułożył ją ziemi, aby wstać. Kiedy  się podniósł, wziął ją równie delikatnie na ręce. Dziewczyna zarumieniła się lekko. Blake szedł na przedzie, a nasz trójka tuż za nim.
- Jeszcze ci nie podziękowałam za pomoc – zaczęła Ivanne, słabym głosem. Wyglądał jakby miała zaraz zemdleć. Była w opłakanym stanie. – Dziękuję.
 Chad spojrzał na nią ciepło.
- Nie ma za co – odparł, uśmiechając się. – Ważne, że jesteście już bezpieczne – spojrzał na mnie i jeszcze raz się uśmiechnął. – A obrażeniami się nie przejmujcie, dla pani Pomfrey nie ma rzeczy niemożliwych – Ivanne zachichotała, ale zaraz się skrzywiła.
 - Co jest? – spytał zaniepokojony Ślizgon.
- Nic… Po prosty boli… Ale to nic… - wysiliła się na słaby uśmiech. – Eleno, tak mi przykro z powodu Damona – w jej szmaragdowych oczach zalśniły łzy. Mi też zebrało się na płacz, chociaż dopiero przed chwilą udało mi się go opanować. – On wróci, prawda? – spytała dziecinnie.
- Na pewno – szepnęłam, czując, że zaraz głos mi się załamie. Całym sercem i całą duszą miałam nadzieję, że wkrótce znów go zobaczę. Modliłam się w duchu, aby nic mu nie było. Żeby przeżył. Do pewnej części mnie nie docierało to, co  właśnie się stało. Ta część nadal miała nadzieje, że gdy tylko przekroczy próg pokoju wspólnego, zastanie tam Damona żartującego z Eddiem, Hindley’m i Arturem, popijającego Kremowe Piwo.
***
- Wielkie nieba! – zawołała pani Pomfrey, kiedy dotarliśmy do skrzydła szpitalnego. – Co wam się przytrafiło?
- Później ci wszystko wytłumaczę, Poppy – odparł Blake. – Możesz je najpierw poskładać?
- Och, oczywiście, Antioniuszu! – pani Pomfrey przeniosła spojrzenie swoich dobrotliwych oczu z dyrektora na nas. – Ty, mój drogi, połóż tą biedulkę tam – wskazała na najbliższe łóżko. – A ty kładź się obok – machnęła zachęcająco na mnie.
- Ale naprawdę nic mi nie jest – skłamałam, lekko krzywiąc się z bólu. Nie miałam zamiaru bezczynnie leżeć tu, kiedy Damon jest nie wiadomo gdzie i w dodatku z Berrgerem.
- Nawet nie próbuj się ze mną kłócić – powiedziała ostrzegawczo, wskazując łóżko po prawej stronie Iv.
- Ale…
- Nie dyskutuj! – westchnęłam ciężko i pomaszerowałam się położyć.
- Chodź, Wilenski, jest już późno – oznajmił w końcu Blake. – Czas wracać do swojego dormitorium.
- Proszę zaczekać! – zawołałam, kiedy szli w stronę drzwi. – Chciałam podziękować panu i tobie, Chad – powiedziałam.
- Nie musisz – uśmiechnął się lekko, posyłając nam zmartwione spojrzenie. – Dobranoc.
- Eee… Panie profesorze?
- Tak? – spytał uprzejmie.
- Co z Damonem? Trzeba zacząć go szukać!
- Spokojnie, Eleno. Zajmę się tym, a teraz lepiej skoncentrujcie się na sobie, wyglądacie jak siedem nieszczęść – Chad zachichotał z dowcipu profesora, po chwili oboje wyszli. Pani Pomfrey najpierw zajęła się pogruchotaną nogą Ivanne i kilkoma innymi jej obrażeniami, a miała ich naprawdę sporo. Podała nam jakąś obrzydliwą miksturę, która miała poskładać nasze kości. Co się działo później, nie pamiętam. Wiem tylko, że nie mogłam zmrużyć oka, a jeśli już udało mi się przysnąć na kilka minut, śnił mi się to, co się dziś wydarzyło. Nawet we śnie nie potrafiłam zapomnieć.A może nie chciałam? Sama już nie wiem. Leżałam więc, wpatrując się w sufit, kiedy coś usłyszałam. Cichy, przerywany… szloch.
- Co się dzieje, Iv? – spytałam, podnosząc się i siadając na krawędzi jej łóżka.  
- Och, nie chciałam cię obudź – zaszlochała, chowając twarz w dłoniach.
- Nie obudziłaś. Wszystko w porządku? – spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Dobrze wiesz, że nie jest w porządku. I nie będzie, dopóki Damon… - przerwała na chwilę, znów ukrywając twarz w dłoniach. – A co jak on już nie żyje? Co jeśli Berrger dostał już czego chciał i on jest mu już nie potrzebny? – załkała.
- Nie myśl o tym – próbowałam ją pocieszyć, chociaż ta myśl też nie dawała mi spokoju. – Idź teraz spać, jesteś strasznie osłabiona – posłałam jej ciepły, troskliwy uśmiech. – Byłaś bardzo dzielna.
- Nie mówisz tego na serio. Ja zawsze byłam,  jestem i będę tym najsłabszym ogniwem – stwierdziła ponuro.
- Wiesz co jest twoją wadą? – zacytowałam ją. – To, że nigdy nie wierzysz w siebie – jej oczy rozbłysły. Uścisnęłyśmy się po siostrzanemu, zresztą Ivanne była dla mnie jak  siostra.
- Tego mi było trzeba – powiedziała. – Tego i ciepłej herbaty.
                                                                                                            Imperio ^^^
___________________________________________________________________________

Cześć! Jak spędzacie Hałołin? ;) haha Co myślicie o tym rozdziale? Wiem, że może trochę nudnawy, ale trzeba było coś napisać, co się stało później.... :D Komentujcie, plisss, to dla mnie ważne, jak dla każdej blogerki , możecie też oceniać w skali od 1 - 10 jak bardzo ten rozdział jest beznadziejny :* haha Dziękuje też tym wszystkim, którzy regularnie komentują oxoxoxoxoxo

niedziela, 27 października 2013

Inny Świat

Rozdział 8.





Biedny Skaj nie wiedział co ma robić, jednak zdecydował, że poleci na ziemię i spróbuje porozmawiać z Emilii. Przez cały czas myślał tylko czy dziewczyna rozpozna go, czy będzie w stanie przypomnieć sobie te wszystkie wspólne chwile. Nie był jednak w stanie myśleć o ty, co będzie jeśli Megan mówiła prawdę i Emilii faktycznie nic nie będzie pamiętała. Kiedy dotarł już na ziemię, był tak roztargniony, że całkowicie zapomniał, gdzie mieszka jego ukochana.

 
Emilii stała przed oknem, tak ja w momencie, kiedy Skaj przyleciał do niej, zamknęła je i poszła do łazienki umyć się. Przez cały czas ogarniało ją dziwne wrażenie, że zapomniała o czymś na prawdę ważnym. Nie potrafiła również wytłumaczyć sobie, czemu w głębi duszy jest smutna i dlaczego chce jej się płakać. Natknęła się na matkę. Jena przestraszyła się kiedy zobaczyła, że jej córka ma zaszklone oczy.

 - Emilii coś się stało ? Płakałaś ?

- Nie, wszystko jest w porządku, po prostu zachciało mi się nagle płakać, pewnie pomyślałam o czymś przykrym, to tyle - dziewczyna szybko odpowiedziała pociągając nosem.

- No dobrze, ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać.

- Tak, tak, jasne - odpowiedziała i zniknęła w łazience. Jena natomiast skręciła do pokoju córki. Weszła do środka, chciała otworzyć okno by trochę przewietrzyć pomieszczenie. Wyjrzała przez nie, była piękna i ciepła noc. Na niebie nie było widać żadnych chmur,  widoczne były wszystkie gwiazdy. Jena patrzyła tak na nie przez jakiś czas. Była zamyślona, dlatego nic dziwnego, że prawie dostała zawału, kiedy zobaczyła twarz pewnego chłopca tuż przed swoją. Krzyknęła przerażona, chciała się odsunąć, ale potknęła się i przewróciła na ziemię.

 - Jena ! Nic ci nie jest ? - chłopak wyciągnął rękę by pomóc jej wstać, ale ona to zignorowała.

- Skaj ??? - kobieta była tak zdziwiona, że widzi swojego przyjaciela - To na prawdę ty, aż nie mogę w to uwierzyć. Czyli jednak dotrzymałeś słowa - zaśmiała się.

- Jakiego słowa ?

- Nie pamiętasz ? Obiecywałeś mi, że jeszcze kiedyś się spotkamy - chłopak zmarszczył brwi, próbują sobie to przypomnieć, widząc to Jena szybko dodała

- Ale spotkanie się ze mną nie jest powodem twojej wizyty, więc po co przybyłeś ? Skaj zaczął się wahać i jąkać. Nie był pewien czy powinien powiedzieć prawdę. Jednak w końcu zdołał coś z siebie wydusić.

 - Gdzie jest Emilii ? Muszę z nią pogadać .

- Łoł łoł, STOP ! Zaczekaj, czemu pytasz o moją córkę ? - Jena energicznie wstała z podłogi i zatrzymała chłopaka, który już chciał wyjść z pokoju na korytarz.

- To długa historia, a ja na prawdę muszę z nią pogadać.

- Mamy trochę czasu, jest pod prysznicem, więc gadaj ! - zażądała Jena.

- Najważniejsze co powinnaś wiedzieć to, to że Emilii była w Magia... - nie zdążył powiedzieć, bo przerwała mu Jena.

- I nic mi nie powiedziała, przed chwilą ją mijałam, nie wyglądała na podekscytowaną ani oszołomioną pięknym widokiem.

 - Nie dałaś mi skończyć. Była tam bo pomyliłem ją z tobą. No a na miejscu Megan chciała sprawić ci "miłe" powitanie. No i w wielkim skrócie mówiąc, wynikło tam małe nieporozumienie, przez które Emilii wylądowała z powrotem tutaj, ale niczego nie pamięta - Skaj skończył opowiadać całą historie.

 - Czyli ona nie pamięta niczego, co wydarzyło się Magialand ?

- No wygląda na to, że... - Skaj znowu przestał mówić. Tym razem przeszkodziła mu nastolatka wchodząca do pokoju.




Hej :) , dawno się już nie odzywałam. Co sądzicie o tym rozdziale ?  
                                                                                                                              Clary

sobota, 19 października 2013

Rozdział 19: Konfrontacja




- Kim jesteś i czego chcesz? – spytała cicho Ivanne, choć odpowiedzi się domyślała. Instynktownie przybliżyła się do mnie i Damona.
- Zapytaj swojej przyjaciółeczki, ona zna odpowiedź – powiedział, zmierzając ku nam. Zacisnęłam palce na różdżce. Kątem oka zauważyłam, że Ivanne zrobiła to samo. Spojrzenie jego lodowatych oczu powędrowało na Damona. Również na niego spojrzałam. Chłopak stał spokojnie z typową dla siebie nonszalancją.
- Ty… - powiedział bardziej do siebie niż do niego. – Jesteś synem Adrii i Redgara?
 - Nie, siostrzeńcem – odparł, mierząc czarnoksiężnika czujnym spojrzeniem, mrużąc oczy - Ach, no tak… Siostrzeńcem… Muszę ci powiedzieć, że powinieneś być dumny ze swojej rodziny…
- Ja tak nie uważam – odrzekł krótko, nadal nie dając po sobie poznać choćby lekkiego poddenerwowania sytuacją, w której się znaleźliśmy.
 - Doprawdy? – zdziwił się jego postawą. – Musisz wiedzieć, że twoja ciotka i wuj byli niezwykłymi czarodziejami. Zaliczaliśmy się do wąskiej grupy Śmierciożerców, których Czarny Pan cenił… Była tam nasza trójka, Avery, Dołohow, Malfoy, do czasu porażki w ministerstwie… , i  Lestrenge’owie, naturalnie... Stare dobre czasy…
- Wiem o tym – opowiedział lekceważąco. – Rudolf był kuzynem mego ojca, razem z  Bellatrix byli moimi rodzicami chrzestnymi.
- Och, czyli można powiedzieć, że Czarną Magię masz we krwi. Nie zdziwiłbym się, gdybyś i ty był wężousty.  Czarny Pan na pewno miałby z ciebie użytek – na wspomnienie Voldemorta, Berrger uśmiechnął się.
 - Czarnego Pana już nie ma. Widać nie był takim wielkim czarodziejem, skoro dał się pokonać siedemnastolatkowi – jego słowa były przesiąknięte czystą złośliwością. Twarz byłego Śmierciożercy stężała.
- Nie waż się go obrażać. Zobaczysz, wszyscy zobaczą…
- Co takiego niby zobaczymy? –prychnęłam. Ivanne drżała lekko. Berrger obrócił się w naszą stronę, a jego mina świadczyła, że zapomniał o naszej obecności. – Profesor Blake mówił, że żadne zaklęcie nie może sprowadzić zmarłego z zaświatów – starała się zabrzmieć pewnie siebie, lecz niezbyt jej to wyszło.
- Zaklęcie nie, ale rytuał tak – jego oczy zabłysły niemalże groźbą. Serce podeszło mi do gardła. Jest niedobrze.
- Jaki rytuał? – spytał Damon, patrząc na niego wyzywająco. Po jego nonszalancji nie pozostało już ani śladu. Stał teraz napięty jak struna, zaciskając kurczowo palce na różdżce z rdzeniem z włosa Testrala. Berrge tylko roześmiał się. W tym momencie sprawiał wrażenie obłąkanego.
- Po co mam wam to tłumaczyć? Ale jeśli już tak bardzo chcecie wiedzieć, to powiem  tylko tyle, że to bardzo krwawy rytuał, wywodzący się jeszcze ze starożytności… Polega na poświęceniu 7 czarodziei, 7 wampirów, 7 mugoli i... 7 wilkołaków. Starożytni wierzyli, że tym sposobem da się wskrzesić czarodzieja.  - jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na Damonie, lecz zaraz powędrowało do mnie. – No ale nie zapominajmy po co tak naprawdę się tu zebraliśmy – wyszczerzył swoje pożółkłe zęby. – Nareszcie się spotykamy, Eleno – moje ciało przeszył kolejny dreszcz. Zastanawiałam się czy nie zaatakować z zaskoczenia, wykorzystując to, że nas było troje, a on sam, lecz zanim zdążyła zamierzyć się różdżką, jakby czytając w moich myślach, Berrge powiedział – Nawet o tym nie myśl, Elfein. Chyba nie chcesz, żeby twojej przyjaciółeczce coś się stało? – zakpił. Nie wiedziałam o co mu chodzi.  Przecież Ivanne stała tylko kawałek dalej.Nie zanosiło się na to, by coś jej groziło. Przecież nie jej chciał. Jednak spojrzałam w jej stronę Usłyszałam donośny huk. Moim oczom ukazał się wysoki, wytatuowany mężczyzna. Był bardzo podobny do profesora Blake’a. Miał potargane, czarne włosy, szare oczy. Nieznajomy aportował się tuż przy Ivanne.
- Iv, uciekaj! Expelliarmus! – zawołałam, lecz  napastnik jednym, zgrabnym ruchem odbił zaklęcie. Ivanne odwróciła się. Była zbyt przerażona aby odsunąć się choć o milimetr. Nieznajomy przyciągnął ją silnym ramieniem do siebie i przyłożył różdżkę do jej policzka. Dziewczyna próbowała się bronić, zaczęła się szarpać, lecz w miarę jak usilnie próbowała się uwolnić, tym jego uścisk stawał się coraz mocniejszy.
- Nie ruszaj się, bo zginiesz – syknął do jej ucha. Ivanne zadrżała. Jego czarne jak nocne niebo szaty oplatały ich oboje. Niebo. Przez to wszystko zapomniałam o tym, co miało się zaraz stać. Przecież za chwilę wzejdzie księżyc. Z deszczu pod rynnę.
- Nie waż się jej tknąć!– zawołałam.
- Wszystko zależy od was – powiedział z przerażającym spokojem Berrge. Na jego twarzy pojawił się obleśny uśmieszek. Jak ja chciałam zetrzeć go z jego szarawej twarzy, ale nie mogłam ryzykować zdrowiem życiem Ivanne.
- Masz ją wypuścić, jasne? Ona nie jest ci do niczego potrzebna, więc zostaw ją w spokoju! – krzyknęłam. Miałam już tego wszystkiego dość. Tej bezsilności.
-  Denerwujesz mnie… Repellendo! – błysnęło niebieskie światło i trafiło mnie brzuch. Ku mojemu zdziwieniu nic się nie stało. Zaraz sobie jednak przypomniałam o amulecie od mamy, który miałam na sobie. – Repellendo! – zamachnął się jeszcze raz. I  znów się nie stało. Berrge przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego. Tylko chwilę.
- Bardzo sprytne… - powiedział, patrząc na mnie zmrużonymi oczyma. – To Medalion Florijski, prawda? – nie odpowiedziałam. Moje milczenie było dla Berrgera bardziej wymowne niż niż słowa. - Ściągaj go – polecił.
- Eleno, nie rób tego – odezwał się Damon, ściskając mocno moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk. Berrgerowi  posłałam tylko nienawistne spojrzenie.– No dalej – nawet nie drgnęłam. – Dobrze, skoro tak wolisz… - wzruszył ramionami. – Neimarze, wiesz co masz robić.
- Nie!
- Teraz już za późno – powiedział, przenosząc spojrzenie swoich chłodnych, stalowych oczu ze mnie na swojego koleżkę. Ivanne zamarła w bez ruchu. Pisnęła.
- Avada Kedavra! – zawołał. Błysnęło zielone światło.
- Nie! – jak niewyobrażalnie wielka była moja ulga, gdy okazało się, że strumień owego zielonego światła tylko świsnął tuż przy uchu dziewczyny i trafiło w pobliskie drzewo. Po jej policzkach po raz pierwszy pociekły łzy.
- To było tylko ostrzeżenie, ale następnym razem ani ja, ani mój drogi przyjaciel nie będziemy tacy litościwi – odparł groźnie  Śmierciożerca. Wiedziałam, że Damon ledwo się powstrzymuje, aby nie rzucić jakieś ciężkiej klątwy na Berrgera lub tego drugiego, lecz nie robił tego z tego samego powodu co ja. Bał się, że ucierpi Ivanne.  – Ściągaj go. – Sięgnęłam wściekła po łańcuszek na mojej szyi i zdjęłam go.
- Zadowolony?! – warknęłam, ciskając medalionem o ziemię.
- Dobrze, a więc możemy teraz nadrobić zaległości – wykrzywił usta w triumfalnym uśmieszku. – Repellendo! – strumień niebieskiego światła ugodził mnie w klatkę piersiową. Uniosłam się i opadłam z głuchym huknięciem na lodowatą ziemię. Poczułam jak po czole zaczęła spływać mi strużka krwi Odruchowo podniosłam dłoń do czoła. Wszystko mnie bolało, ledwo się ruszałam.
- Elena! – krzyknął Damon  i podbiegł do mnie. Nieznajomy objął mocniej Ivanne i szepnął jej coś do ucha, odchylając w tył jej kasztanowłosą głowę. Łkała. Berrge obserwował tą scenę z wyraźnym rozbawieniem. – Zostaw ją! – ryknął, mierząc w nieprzyjaciela różdżką. Nie wiedział co robić. Ja tak samo. Powinniśmy się bronić, ale oni mieli nas w szachu. Byłam na siebie wściekła. Wiedziałam, że nie powinnyśmy tylko biernie patrzeć na to wszystko. Ale co mieliśmy robić? Chciało mi się płakać z tej całej bezsilności. Chciałam by to wszystko się już skończyło. Byliśmy na przegranej pozycji, cokolwiek byśmy zrobili. Podniosłam się niezgrabnie z ziemi.
- Ty mi grozisz, dzieciaku? – spytał ze śmiechem. – Tylko spróbowałbyś coś zrobić, a mój drogi przyjaciel zająłby się tą małą – wskazał palcem na łkającą Ivanne, która nawet nieśmiała się poruszyć. Berrge spojrzał ostentacyjnie w niebo. – Jaką piękną mamy dziś noc, nieprawdaż, Smith? – Damon spojrzał na niego z lodowatą furią w oczach. – Chyba dziś pełnia, prawda? Na pewno zaraz zrobi się ciekawie… - jego wargi wykrzywił szaleńczy uśmiech.
- Czego ty chcesz? Mścisz się, że moi rodzice zapewnili ci wczasy w Azkabanie, ale po co grozisz Ivanne? Ona nic ci nie zrobiła! Wypuść ją! Zostaw w spokoju moich przyjaciół! – zawołałam. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie bałam się o siebie, lecz o nich. O Iv, o Damona. – Rozlicz się ze mną, ale wypuść ich.
- Ty Eleno będziesz dopełnieniem mojej zemsty na twoich drogich rodzicach, Damon będzie mi potrzeby, ma takie dziedzictwo, szkoda by było gdyby poszedł na zmarnowanie – dostrzegłam złowrogi błysk w jego oczach. – A ona? Ivanne, tak? Znalazła się po prostu w złym miejscu i w złym czasie. Jest bezużyteczna – wzruszył ramionami.
- Więc pozwól jej odejść! – syknął Damon przez zaciśnięte zęby.
- Co cię ona interesuję? Na pewno nie jest czystej krwi… Nie jest nic warta, a ciebie i tak zaraz przestanie obchodzić co się z nią dzieje. Pełnia,  zapomniałeś? – Damon nie spuszczał wściekłego spojrzenia z Berrgera, ale ja instynktownie spojrzałam w niebo. Księżyc zaczął powoli wychodzić zza chmur. Zaczęło się. Damon też to zauważył. Ciało chłopaka zaczęło lekko drżeć. Potem mocniej. W pewnym momencie jego plecy wygięły pod nienaturalnym kątem. Ivanne pisnęła.  Chciałam jej pomóc, lecz nie mogłam. To wszystko było jak zły sen. Gdy tylko dostrzegłam Berrgera, to myślałam, że chce to załatwić szybko, ale on to przeciągał. Czy rozkoszował się naszą niemocą? Naszym niepokojem?  W cokolwiek by nie pogrywał, nie dane było nam być zwycięzcami w jego grze. Damon skulił się, dostrzegłam, że jego ciało było teraz pokryte brązową, jak jego włosy, sierścią. Spojrzał na mnie swoimi, teraz już żółtymi, oczami. Mimo, iż w tym momencie zupełnie nie przypominał człowieka, wydawało mi się, że  dostrzegłam w nich nieme przeprosiny, ale przecież to nie możliwe. Jak jest się wilkołakiem, to zapomina się wszystkich przyjaciół, rodzinę. Wszystkich.
- Wiesz co? Myślałem, żeby nasłać na ciebie chłopaka, nie wiem czy wspomniałem, ale umiem kontrolować wilkołaki i innych mieszańców– uśmiechnął się dumnie – ale stwierdziłem, że to było by zbyt banalne… - przerwał, a na jego twarzy znów pojawiła się mściwa satysfakcja obłąkańca. – Wiesz, po długim planowaniu, doszedłem jednak do wniosku, że mimo, iż to może i jest banalne, jednakże to dobry pomysł, nie uważasz? – zacisnęłam zęby. Serce w mojej piersi obijało się boleśnie o żebra.
– Zrób sobie ze mną co chcesz, ale wypuść Ivannę! – powiedziałam błagalnie.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym to zrobić? – uniósł jedna brew.
- Przecież ci powiedziałam! – syknęłam. – Rzuć na mnie Cruciatusa, albo  lepiej od razu mnie zabij, ale ICH ZOSTAW W SPOKOJU! - syknąłem, przeciągając sylaby, ale on tylko się roześmiał.
- Eleno, daj spokój – rozległ się cichy, zduszony głosik. Obejrzałam się za siebie. To Ivanne powiedziała, tłumiąc  łzy. – Idź… Uciekaj… Nami się nie przejmuj… Da – damy s-sobie radę – głos dziewczyny się załamał. Trzymający ją czarownik, zaśmiał się.
- Och, jakie to szlachetne, nieprawdaż, Markucjuszu? – zakpił brunet. Jego głos był równie jadowity jak głos Berrgera.
 - Ach, tak, Neimarze – przytaknął. – Jak na osobę, która nie dożyje nawet zaliczenia Sumów, to bardzo odważne słowa – Iv pisnęła. No jej policzkach znów pociekły gorzkie łzy. – A właśnie, tobą moja droga zajmie się twoja szkolna koleżanka. Znasz Lexi, prawda? Do nogi, moja droga!-  nakreślił różdżką w powietrzu ósemkę i po chwili z lasu wyszła przygarbiona postać. Łypała na nas groźnie żółtymi, przekrwionymi ślepiami.
Zbliżyła się posłusznie do Berrgera. On natomiast tylko wskazał na Ivanne palcem. Lexi kłapnęła dziko szczękami, obnażając swoje ostre jak brzytwa kły. Zawyła do księżyca.
- Nie! – zawołałam, celując w nią różdżką. – Protego! – wokół Iv wyrosła z początku błękitna tarcza, później przezroczysta odgradzająca ją od wilczycy.
- Niby odgrodziłaś ją od dziewczyny, ale nadal mam cię w garści. Od rozkazania Neimarowi rzucenia na twoją przyjaciółeczkę Avady powstrzymuje mnie tylko to, że to byłoby niezbyt widowiskowe. - Evertere protegat! – tarcza zniknęła. – Bierz ją – rozkazał Lexi. Neimar odsunął się, a dziewczyna w trzech susach znalazła się przy Ivanne. – Neimarze, nie jesteś już potrzebny. Możesz się teleportować, niech Lexi weźmie teraz sprawy w swoje… łapy – nieznajomy skinął głową, a po chwili rozpłynął się w ciemności.
- OBSTUPEFACIO! – zawołałam. Zaklęcie ugodziło Lexi w plecy. Dziewczyna runęła na ziemię. Ivanne nie przestawała mierzyć w nią różdżką.
- Damon, wiesz co masz robić – powiedział spokojnie, wskazując na mnie.  W przeciwieństwie do Lexi, chłopak nie wykonał od razu polecenia. Wyglądał jakby się wahał. – No dalej – dodał zachęcająco, ale Damon spojrzał tylko na mnie. Nie ruszył się z miejsca. - Zrób to! – ryknął, a z końca jego różdżki wystrzelił wąski strumień granatowego światła i trafił chłopaka w tors.
- Damon! – zawołałam i podbiegłam do niego, kiedy siła zaklęcia zmiotła go z nóg. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie dziko. Zaczął kłapać groźnie zębami. W jego żółtych oczach pojawiła się nie dostrzegalna  wcześniej dzikość. Podniósł się niezgrabnie z ziemi i zawył głośno. W tym samym momencie Lexi podniosła się z ziemi. Ivanne odruchowo cofnęła się, nie przestając mierzyć w nią, trzymaną w drżących dłoniach różdżką. – Damon… Proszę cię… Nie słuchaj go… - powiedziałam cicho, gdy przybliżał się do mnie, warcząc. Cofnęłam się w tył. Obnażył zęby i wydał z siebie nieprzyjemny, gardłowy ryk. Berrge chyba świetnie się bawił, obserwując tę scenę.
- No dalej! Zaatakują ją! Na co czekasz? – podżegał już nieco zniecierpliwiony. Damon posłuchał go. Zaczął pędzić w moja stronę. Rozsądek nakazał mi obronę, ale nie chciałam go skrzywdzić. Dzięki rodzicom wiedziałam jak się obronić, lecz każdy ten sposób nie był bezpieczny. Przeważnie używali go w naprawdę podbramkowych sytuacjach, bo mógł nawet okazać się śmiertelny dla ofiary. Nie miałam zamiaru ryzykować. Wiedziałam, że to nie jest prawdziwy on. Że prawdziwy Damon gdzieś tam jest, nawet jeśli Berrger nakazuje mu posłuszeństwo.  Rzucił się na mnie. – Damon… Proszę… Nie pozwól, by tobą kierował… Jesteś  tylko  marionetką w jego rękach… - wyszeptałam, kiedy przygwoździł mnie  do ziemi. – Damon.. – powiedziałam błagalnie. Powoli zaczynało brakować mi tchu. Chłopak na chwilę przestał kłapać pyskiem, jego uścisk jakby zelżał, a w jego oczach… W jego oczach pojawiło się coś na kształt pewnego rodzaju przebłysku… Jakby zrozumienia… Lecz po chwili wszystko zaczęło się od początku. Warknął głośno, przyciskając jeszcze mocniej.– Auu! Da – da mon…  Dusisz…- w ostatniej chwili moje ramie umknęło jego pazurom. Skuliłam się. Jego łapa minęła moją głowę o centymetr. Zamachnął łapą jeszcze raz. Próbowałam złapać oddech. – Kocham cię, słyszysz? P - powiedź, że ro - rozumiesz! – moje błaganie zabrzmiało niemal piskliwie. – W - wiem, że gdzieś tam jesteś prawdziwy ty, którego on - n - nie będzie mógł opanować… - desperacko próbowałam złapać oddech, po moich policzkach pociekły ciepłe łzy. - Damon p – proszę… - czułam jak opuszczają mnie siły, ale nie użyję różdżki. Nie skrzywdzę go. Nadal pamiętam, że uratował mi życie tamtej nocy. Przez łzy spostrzegłam, że jego ciało znieruchomiało. Uścisk zelżał, podobnie jak wcześniej. Spojrzał mi głęboko w oczy, swymi żółtymi ślepiami. Już nie było w nich ani dzikości, ani groźby, lecz przeprosiny i coś jeszcze. Nie potrafiłam tego do końca zinterpretować. To było jak mieszanina miłości, żalu, złości i wstydu. – Damon… - i wtedy stało się coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Jego wielkie, wilkołacze oczy zmniejszyły się i zmienimy kolor ze złotawych na czekoladowe, a futro zaczęło się bardzo szybko przerzedzać. Patrzyłam na to wszystko w osłupieniu. Nigdy nie widziałam, a nawet nie słyszałam o czymś takim. Po chwili nade mną nie było już wielkiej, krwiożerczej marionetki Berrgera, lecz Damon. Prawdziwy Damon z krwi i kości. Spojrzał na mnie smutno.
- Eleno... Przepraszam, wybacz mi… Ja - ja nie chciałem…
- Damon! To ty! – zalała mnie niewyobrażalna fala ulgi. Posłałam mu pełne miłości spojrzenie. Chciałam rzucić się mu w ramiona, pocałować, lecz teraz nie czas na to. Szybko podniosłam się z gleby, on też. Berrge stał w osłupieniu. Widać było, że zupełnie nie spodziewaj się takiego obrotu spraw, nie wiedział co się dzieje. Wykorzystaliśmy ten moment na pomoc Ivanne, która zaczynała przegrywać z Lexi.
- Repulsio! – zawołałam, celując w wilkołaczycę. Lexi odleciała do tyłu, lecz pozbierała się tak szybko, iż już kilka sekund później, próbowała rozorać pazurami ramię Iv. Dziewczyna zaczęła uciekać. Wbiegła za drzewo. Lexi poczłapała się do niej i, chcąc ją uderzyć, zerwała korę z połowy drzewa. Ivanne pisnęła, próbując wspiąć się po gałęziach w górę.
- Feritas! – ryknął Damon, a z końca jego różdżki wystrzelił błysk czerwonego, wycelowany w Lexi.Dziewczyna dostała w sam środek pleców i padła jak długa na ziemi. Nagle między nami a Iv wyrosła niewidzialna ściana. Odwróciłam się. Berrger śmiał się szyderczo. – Och, zobaczmy jak nasza mała sobie radzi bez waszej pomocy – krew w moich żyłach zawrzała.
- Rictusempra! – zawołałam celując w niego. Świetlisty fioletowy strumień ugodził go w nogę. Zachwiał się, prawie przewrócił. Prawie. Na jego twarzy już nie było złowrogiego uśmiechu, lecz czysta furia.
- Sectumsempra! – zawołał, ale zdążyłam wyczarować ochronną tarczę wokół nas. Urok odbił się w stronę Berrgera, ale ten  zdążył paść na ziemię. Chłopak chwycił mnie mocno za przegub ręki i pociągnął biegiem za drzewa.
 - Musimy pomóc Ivanne! – zawołałam, widząc jak Lexi skacze na nią. Dziewczyna upada, celując w napastniczkę różdżką. Chybiła. Bałam się o nią. Rozjuszony Berrge podniósł się. Na jego twarzy pojawiły się głębokie zadrapania.
- Myślicie, że macie ze mną jakiekolwiek szanse, tak? – syknął gniewnie, ocierając dłonią krwawiące usta. – Koniec tej zabawy, smarkacze! Skoro ty się jej nie pozbyłeś,  ja to zrobię! – warknął, patrząc gniewnie na Damona. – Avada…!
- Grave dampnum! – chłopak odepchnął mnie na bok, celując różdżka w Berrgera. Były Śmierciożerca zablokował zaklęcie.
- A więc to tak? Śmiesz podnosić na mnie rękę? Crucio! – ryknął. Z gardła chłopaka wydobył się przeraźliwy jęk, spowodowany bólem, którego nie umiałam sobie nawet wyobrazić.
- Damon! – rzuciłam się ku niemu.
- Crucio!
- Przestań, przestań, przestań! – pisnęłam. Berrge spojrzał na mnie z triumfalnie.
- Rzuć różdżkę – rozkazał.
- Nawet na to nie licz!
- Crucio! – ciało chłopaka po raz kolejny zalała fala bólu.
- Zgoda, zgoda! Tylko przestań go krzywdzić! Ich krzywdzić! WYPUŚĆ ICH OBOJE– zawołałam kolejny  błagalnie, ze łzami w oczach.Kolejny już raz.
- Rzuć różdżkę – powtórzył. Zrobiłam to, a on przestał pastwić się nad Damonem. Chłopak runął na ziemię – Chodź to mnie.
- Eleno, nie… - wysapał. Próbując  wstać. Zrobiłam krok do przodu. Potem kolejny i jeszcze jeden. – Eleno, nie!
- Oj, ty tam cicho bądź – odparł znużony. Wymierzył kolejnego Cruciatusa. Rozległ się rozdzielający krzyk.
- Miałeś go zostawić! Przestań!
– Niczego ci nie obiecywałem – jego twarz wykrzywił psychopatyczny grymas. - Muszę przyznać, że jesteś naprawdę irytujący – zwrócił się do Damona. – Gdyby nie to, że jesteś mi potrzebny, już dawno byłbyś martwy – wywrócił oczami. – Eleno, zapraszam bliżej – na jego twarzy malował się trumf, a oczy błyszczały podekscytowaniem. Wiedział, że wygrał. W obawie, że znów zacznie torturować Damona, podeszłam do oprawcy.
- Nie waż się jej tknąć! – zawołał, podnosząc się chwiejnie na nogi. Był w opłakanym stanie. Z co najmniej kilku miejsc na jego twarzy, ramionach i wystającej z pod podartej szaty nodze, ciekła krew.
- Czy naprawdę potrzebujesz jeszcze jednej klątwy, żeby w końcu zrozumieć, że twoja przyjaciółka należy  do mnie? Zaraz zginie i lepiej się z tym pogódź! Zaraz  będzie po wszystkim, one martwe, a ty pójdziesz ze mną – wyjaśnił, po czym pociągnął mnie do tyłu za włosy, a potem przycisnął przycisną mocno różdżkę do  gardła. Bolało.
- Ostatnie życzenie? – ostatni raz spojrzałam na moich przyjaciół, po czym zacisnęłam mocno powieki.
- Nie, czekaj! – zawołał Damon, z wielkim trudem zrywając się z ziemi. Był bardzo osłabiony.
- Co znowu? – spytał znużonym tonem, patrząc na chłopaka ponaglająco. Damon przyłożył koniec swojej różdżki do serca.
- Sam powiedziałeś, że jestem ci potrzebny – wydyszał, gorączkowo. – Oboje wiemy, że mnie potrzebujesz… Jeśli wypuścisz Elenę, pójdę z tobą.
- A jeśli nie? – zadrwił.
- Martwy na nic ci się zdam, prawda? Jeśli spadnie jej chodź jeden włos z głowy, zabiję się, a w tedy twój misterny plan spali na panewce. Wiem co kombinujesz i wiem, że beze mnie to nie wypali.
Berrge zacisnął zęby i przymknął powieki jakby się nad czymś bardzo zastanawiając.
- Damon… Nie rób tego… Idź pomóż Ivanne… Uciekajcie…powiedziałam, zduszonym głosem.
- Śmiem wątpić w to co mówisz – odparł, dociskając różdżkę na moim gardle jeszcze bardziej. Syknęłam z bólu.
- Tak? Wiesz o rytuale, ale nie wiesz jak go odprawić – Berrger milczał. – A tak się składa, że wiem, gdzie znajdują się wszystkie instrukcje jak go odprawić – jego głos stał się bardziej pewny siebie.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – spytał podejrzliwie.
- Cóż… Jeśli okaże się, że blefowałem, to najwyżej mnie zabijesz – wzruszył ramionami. – Proste, prawda?
– Średnio mnie przekonujesz… Przysięgnij na Czarnego Pana – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Przysięgam.
- Pamiętaj, jeden numer, a ty i twoja słodka Elena znów się spotkacie, ale już jakby w innym miejscu – syknął ostrzegawczo. Berrger pchnął mnie na ziemię. Usłyszałam trzaśnięcie w mojej ręce, moją twarz wykrzywił spazm bólu.
- Damon, nie idź z nim! – poprosiłam. On spojrzał na mnie tylko ze stoickim spokojem. W tym momencie usłyszałam jakieś podniesione głosy.
- Słyszałem jakieś krzyki! Profesorze, tędy! – zawołał jeden. W następnej chwili zza drzew wypadli Blake, a za nim ktoś, kogo nie rozpoznałam w pierwszej chwili. Wytężyłam wzrok. Dostrzegłam burzę potarganych, niemal srebrnych włosów. Chad Wilenski.
- Ivanne! – chłopak podbiegł do mojej przyjaciółki, która już nie miała siły się bronić. Była przyparta do drzewa, a Lexi miała za chwilę wymierzyć ostateczny cios. – Everte protegat! – zawołał, biegnąc ku niej. – Repeloste! – błysnęło żółte światło, a wilkołaczyca została odrzucona w górę siłą zaklęcia. Blake biegł ku nam.
- Zostaw te dzieciaki! Nie waż się ich tknąć! – krzyknął ostrzegawczo.  Śmierciożerca tylko uśmiechnął się złośliwie i skinął na Damona. Chłopak posłusznie położył dłoń na jego wyciągniętym ramieniu.
- Nie! – zawołałam, przez łzy. W tym samym momencie oboje rozpłynęli się w nocy. 

                                                                                                         Imperio ^^^
___________________________________________________________________

Cześć! Jak wam się podobało? Mam nadzieję, że było znośnie :D Proszę, jak przeczytaliście, to skomentujcie, choćby w kilku słowach. Po prostu chciałabym wiedzieć ile osób to przeczytało, bo ten rozdział jet jednym z najważniejszych jak narazi ;) Do następnego posta! oxoxoxo

środa, 16 października 2013

Inny Świat

Rozdział 7.

 
 





- Powiedz szczerze, że podoba ci się w niej tylko wygląd - Megan nie chciała dać za wygraną i zadawała kolejne pytania.

 Skaj był tak zszokowany, że nawet nie wiedział co miałby powiedzieć.

- Widzisz, nie możesz nawet zaprzeczyć.

- To prawda. To prawda, że Emilii wygląda jak Jena. To prawda, że kochałem Jene, dlatego cieszę się, że Emilii wygląda tak jak ona. Dzięki temu cząstka jej zawsze zostanie ze mną - to co powiedział Skaj, zabolało Emilii tak mocno, że uciekła ze łzami w oczach - Jednak nie prawdą jest to, że podoba mi sie w niej tylko wygląd. Ona jest urocza, zadziorna, potrafi mnie rozbawić i co najważniejsze potrafi wysłuchać, zrozumieć i pocieszyć - mówiąc to, przypominał sobie wszystkie miłe chwile, które razem spędzi w tak krótkim czasie. Przypomniał sobie moment w którym dowiedział się o pomyłce, to jak świetnie bawili się nad jeziorem, wspólne komponowanie piosenki oraz to uczucie kiedy udało mu się złamać zaklęcie.

- Jaka szkoda, że twoja kochana Emilii słyszała tylko ten fragment o wyglądzie - złowieszczy uśmiech wrócił na twarz Megan.

- Że co ??? Ona to słyszała ??? Zrobiłaś to specjalnie ! - Skaj zaczął się zbliżać do wiedźmy, był bardzo wściekły - Widziałaś, że stoi tam i przysłuchuje się naszej rozmowie ! To wszystko co mówiłaś..., zrobiłaś to specjalnie. Wiedziałaś jak odpowiem, tylko skąd ?

 - Jak możesz oskarżać mnie o takie rzeczy ? Chociaż w sumie to masz racje, zrobiłam to specjalnie, hahahaha - Megan zaczęła się śmiać, była bardzo zadowolona, natomiast Skaj stawał się coraz bardziej zły – A  odpowiadając na twoje pytanie, wiedziałam jak zareagujesz z mojej kuli, to przecież z niej czerpie moc. Nagle Skaj wpadł na pewien pomysł, jego złość dosięgła już zenitu. Podszedł do kryształowej kuli i rozbił ją na drobne kawałeczki.

- NIIIEEEE... - Megan wydała z siebie przeraźliwy krzyk - Co ty zrobiłeś ?! Przez Ciebie straciłam moją moc !

- Tak dokładnie nie pozostało w tobie już ni poza złością i nienawiścią, a to był taki mały odwet za to co zrobiłaś - Skaj skończył mówić i w pośpiechu wybiegł z ciemnej pieczary, którą Megan nazywała swoim zamkiem. Z paniką w oczach latał po całym Magialan. Chciał jak najszybciej odnaleźć Emilii i wszystko jej wyjaśnić, jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć.

 - Nie no to nie możliwe, żeby nigdzie jej nie było, nie zna przecież całej okolicy, no chyba, że .... wróciła do swojego świata - Skaj przez chwile się zastanowił - Jest chyba taka możliwość, żeby przeniosła się tam bez mojej pomocy, ale... Czemu ja mówię sam do siebie ?! - chłopak zorientował się, że wszystkie jego myśli mówi na głos. Więcej już nic nie powiedział tylko poleciał z powrotem do pieczary.

- Megan ? Jesteś tutaj jeszcze ?

 - A gdzie niby miałabym być ? To mój dom ! - wiedźma siedziała skulona na ziemi przy potłuczonej kuli.

- Ty na pewno wiesz, czy można przenieść się do innego świata, innym sposobem niż lecąc ?

- Czemu miałabym ci pomagać ? Chociaż w sumie teraz to już mi wszystko obojętne. Słuchaj uważnie - Megan podniosła się i zaczęła swój wykład :

- Można się tak jakby teleportować, do tego nie potrzeba wielkich umiejętności - dodała szybko wiedząc, że Skaj pyta się o Emilii - Osoba, która chce się przenieś potrzebuje jedynie silnej woli.

 - Czyli wystarczyło, że Emilii bardzo chciała wrócić do domu, by nigdy więcej mnie nie zobaczyć ?

- Najwyraźniej tak - w głosie Megan nie było słychać żadnych emocji.

- Czyli musze polecieć tam do niej, a może ja też bym się tak teleportował ? To chyba szybszy sposób ? - Skaj znowu zaczął myśleć na głos.

- Na twoim miejscu bym tego nie robiła - ostrzegła go wiedźma.

- Czemu ? - chłopak był bardzo zdziwiony.

- Przeniesienie nie wymaga wielkich umiejętności, ale jest w nim mały haczyk - zaczęła Megan - Osoba po takim przeniesieniu nie pamięta nic o świecie, z którego się przeniosła.

 - Czyli Emilii nie będzie pamiętała nic co tutaj się działo ?
- Nie - w tym momencie uśmiech pojawił się na twarzy wiedźmy - I jednak to ja wygrałam po mimo tego, że straciłam moją kulę - dziewczyna zaczęła się śmiać, ale Skaj nawet tego nie słuchał tylko ruszył do wyjścia


Hej :) co tam u was ? Jak wam podoba się ten rozdział ?
                                                                                                                   Clary