sobota, 19 października 2013

Rozdział 19: Konfrontacja




- Kim jesteś i czego chcesz? – spytała cicho Ivanne, choć odpowiedzi się domyślała. Instynktownie przybliżyła się do mnie i Damona.
- Zapytaj swojej przyjaciółeczki, ona zna odpowiedź – powiedział, zmierzając ku nam. Zacisnęłam palce na różdżce. Kątem oka zauważyłam, że Ivanne zrobiła to samo. Spojrzenie jego lodowatych oczu powędrowało na Damona. Również na niego spojrzałam. Chłopak stał spokojnie z typową dla siebie nonszalancją.
- Ty… - powiedział bardziej do siebie niż do niego. – Jesteś synem Adrii i Redgara?
 - Nie, siostrzeńcem – odparł, mierząc czarnoksiężnika czujnym spojrzeniem, mrużąc oczy - Ach, no tak… Siostrzeńcem… Muszę ci powiedzieć, że powinieneś być dumny ze swojej rodziny…
- Ja tak nie uważam – odrzekł krótko, nadal nie dając po sobie poznać choćby lekkiego poddenerwowania sytuacją, w której się znaleźliśmy.
 - Doprawdy? – zdziwił się jego postawą. – Musisz wiedzieć, że twoja ciotka i wuj byli niezwykłymi czarodziejami. Zaliczaliśmy się do wąskiej grupy Śmierciożerców, których Czarny Pan cenił… Była tam nasza trójka, Avery, Dołohow, Malfoy, do czasu porażki w ministerstwie… , i  Lestrenge’owie, naturalnie... Stare dobre czasy…
- Wiem o tym – opowiedział lekceważąco. – Rudolf był kuzynem mego ojca, razem z  Bellatrix byli moimi rodzicami chrzestnymi.
- Och, czyli można powiedzieć, że Czarną Magię masz we krwi. Nie zdziwiłbym się, gdybyś i ty był wężousty.  Czarny Pan na pewno miałby z ciebie użytek – na wspomnienie Voldemorta, Berrger uśmiechnął się.
 - Czarnego Pana już nie ma. Widać nie był takim wielkim czarodziejem, skoro dał się pokonać siedemnastolatkowi – jego słowa były przesiąknięte czystą złośliwością. Twarz byłego Śmierciożercy stężała.
- Nie waż się go obrażać. Zobaczysz, wszyscy zobaczą…
- Co takiego niby zobaczymy? –prychnęłam. Ivanne drżała lekko. Berrger obrócił się w naszą stronę, a jego mina świadczyła, że zapomniał o naszej obecności. – Profesor Blake mówił, że żadne zaklęcie nie może sprowadzić zmarłego z zaświatów – starała się zabrzmieć pewnie siebie, lecz niezbyt jej to wyszło.
- Zaklęcie nie, ale rytuał tak – jego oczy zabłysły niemalże groźbą. Serce podeszło mi do gardła. Jest niedobrze.
- Jaki rytuał? – spytał Damon, patrząc na niego wyzywająco. Po jego nonszalancji nie pozostało już ani śladu. Stał teraz napięty jak struna, zaciskając kurczowo palce na różdżce z rdzeniem z włosa Testrala. Berrge tylko roześmiał się. W tym momencie sprawiał wrażenie obłąkanego.
- Po co mam wam to tłumaczyć? Ale jeśli już tak bardzo chcecie wiedzieć, to powiem  tylko tyle, że to bardzo krwawy rytuał, wywodzący się jeszcze ze starożytności… Polega na poświęceniu 7 czarodziei, 7 wampirów, 7 mugoli i... 7 wilkołaków. Starożytni wierzyli, że tym sposobem da się wskrzesić czarodzieja.  - jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na Damonie, lecz zaraz powędrowało do mnie. – No ale nie zapominajmy po co tak naprawdę się tu zebraliśmy – wyszczerzył swoje pożółkłe zęby. – Nareszcie się spotykamy, Eleno – moje ciało przeszył kolejny dreszcz. Zastanawiałam się czy nie zaatakować z zaskoczenia, wykorzystując to, że nas było troje, a on sam, lecz zanim zdążyła zamierzyć się różdżką, jakby czytając w moich myślach, Berrge powiedział – Nawet o tym nie myśl, Elfein. Chyba nie chcesz, żeby twojej przyjaciółeczce coś się stało? – zakpił. Nie wiedziałam o co mu chodzi.  Przecież Ivanne stała tylko kawałek dalej.Nie zanosiło się na to, by coś jej groziło. Przecież nie jej chciał. Jednak spojrzałam w jej stronę Usłyszałam donośny huk. Moim oczom ukazał się wysoki, wytatuowany mężczyzna. Był bardzo podobny do profesora Blake’a. Miał potargane, czarne włosy, szare oczy. Nieznajomy aportował się tuż przy Ivanne.
- Iv, uciekaj! Expelliarmus! – zawołałam, lecz  napastnik jednym, zgrabnym ruchem odbił zaklęcie. Ivanne odwróciła się. Była zbyt przerażona aby odsunąć się choć o milimetr. Nieznajomy przyciągnął ją silnym ramieniem do siebie i przyłożył różdżkę do jej policzka. Dziewczyna próbowała się bronić, zaczęła się szarpać, lecz w miarę jak usilnie próbowała się uwolnić, tym jego uścisk stawał się coraz mocniejszy.
- Nie ruszaj się, bo zginiesz – syknął do jej ucha. Ivanne zadrżała. Jego czarne jak nocne niebo szaty oplatały ich oboje. Niebo. Przez to wszystko zapomniałam o tym, co miało się zaraz stać. Przecież za chwilę wzejdzie księżyc. Z deszczu pod rynnę.
- Nie waż się jej tknąć!– zawołałam.
- Wszystko zależy od was – powiedział z przerażającym spokojem Berrge. Na jego twarzy pojawił się obleśny uśmieszek. Jak ja chciałam zetrzeć go z jego szarawej twarzy, ale nie mogłam ryzykować zdrowiem życiem Ivanne.
- Masz ją wypuścić, jasne? Ona nie jest ci do niczego potrzebna, więc zostaw ją w spokoju! – krzyknęłam. Miałam już tego wszystkiego dość. Tej bezsilności.
-  Denerwujesz mnie… Repellendo! – błysnęło niebieskie światło i trafiło mnie brzuch. Ku mojemu zdziwieniu nic się nie stało. Zaraz sobie jednak przypomniałam o amulecie od mamy, który miałam na sobie. – Repellendo! – zamachnął się jeszcze raz. I  znów się nie stało. Berrge przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego. Tylko chwilę.
- Bardzo sprytne… - powiedział, patrząc na mnie zmrużonymi oczyma. – To Medalion Florijski, prawda? – nie odpowiedziałam. Moje milczenie było dla Berrgera bardziej wymowne niż niż słowa. - Ściągaj go – polecił.
- Eleno, nie rób tego – odezwał się Damon, ściskając mocno moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk. Berrgerowi  posłałam tylko nienawistne spojrzenie.– No dalej – nawet nie drgnęłam. – Dobrze, skoro tak wolisz… - wzruszył ramionami. – Neimarze, wiesz co masz robić.
- Nie!
- Teraz już za późno – powiedział, przenosząc spojrzenie swoich chłodnych, stalowych oczu ze mnie na swojego koleżkę. Ivanne zamarła w bez ruchu. Pisnęła.
- Avada Kedavra! – zawołał. Błysnęło zielone światło.
- Nie! – jak niewyobrażalnie wielka była moja ulga, gdy okazało się, że strumień owego zielonego światła tylko świsnął tuż przy uchu dziewczyny i trafiło w pobliskie drzewo. Po jej policzkach po raz pierwszy pociekły łzy.
- To było tylko ostrzeżenie, ale następnym razem ani ja, ani mój drogi przyjaciel nie będziemy tacy litościwi – odparł groźnie  Śmierciożerca. Wiedziałam, że Damon ledwo się powstrzymuje, aby nie rzucić jakieś ciężkiej klątwy na Berrgera lub tego drugiego, lecz nie robił tego z tego samego powodu co ja. Bał się, że ucierpi Ivanne.  – Ściągaj go. – Sięgnęłam wściekła po łańcuszek na mojej szyi i zdjęłam go.
- Zadowolony?! – warknęłam, ciskając medalionem o ziemię.
- Dobrze, a więc możemy teraz nadrobić zaległości – wykrzywił usta w triumfalnym uśmieszku. – Repellendo! – strumień niebieskiego światła ugodził mnie w klatkę piersiową. Uniosłam się i opadłam z głuchym huknięciem na lodowatą ziemię. Poczułam jak po czole zaczęła spływać mi strużka krwi Odruchowo podniosłam dłoń do czoła. Wszystko mnie bolało, ledwo się ruszałam.
- Elena! – krzyknął Damon  i podbiegł do mnie. Nieznajomy objął mocniej Ivanne i szepnął jej coś do ucha, odchylając w tył jej kasztanowłosą głowę. Łkała. Berrge obserwował tą scenę z wyraźnym rozbawieniem. – Zostaw ją! – ryknął, mierząc w nieprzyjaciela różdżką. Nie wiedział co robić. Ja tak samo. Powinniśmy się bronić, ale oni mieli nas w szachu. Byłam na siebie wściekła. Wiedziałam, że nie powinnyśmy tylko biernie patrzeć na to wszystko. Ale co mieliśmy robić? Chciało mi się płakać z tej całej bezsilności. Chciałam by to wszystko się już skończyło. Byliśmy na przegranej pozycji, cokolwiek byśmy zrobili. Podniosłam się niezgrabnie z ziemi.
- Ty mi grozisz, dzieciaku? – spytał ze śmiechem. – Tylko spróbowałbyś coś zrobić, a mój drogi przyjaciel zająłby się tą małą – wskazał palcem na łkającą Ivanne, która nawet nieśmiała się poruszyć. Berrge spojrzał ostentacyjnie w niebo. – Jaką piękną mamy dziś noc, nieprawdaż, Smith? – Damon spojrzał na niego z lodowatą furią w oczach. – Chyba dziś pełnia, prawda? Na pewno zaraz zrobi się ciekawie… - jego wargi wykrzywił szaleńczy uśmiech.
- Czego ty chcesz? Mścisz się, że moi rodzice zapewnili ci wczasy w Azkabanie, ale po co grozisz Ivanne? Ona nic ci nie zrobiła! Wypuść ją! Zostaw w spokoju moich przyjaciół! – zawołałam. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie bałam się o siebie, lecz o nich. O Iv, o Damona. – Rozlicz się ze mną, ale wypuść ich.
- Ty Eleno będziesz dopełnieniem mojej zemsty na twoich drogich rodzicach, Damon będzie mi potrzeby, ma takie dziedzictwo, szkoda by było gdyby poszedł na zmarnowanie – dostrzegłam złowrogi błysk w jego oczach. – A ona? Ivanne, tak? Znalazła się po prostu w złym miejscu i w złym czasie. Jest bezużyteczna – wzruszył ramionami.
- Więc pozwól jej odejść! – syknął Damon przez zaciśnięte zęby.
- Co cię ona interesuję? Na pewno nie jest czystej krwi… Nie jest nic warta, a ciebie i tak zaraz przestanie obchodzić co się z nią dzieje. Pełnia,  zapomniałeś? – Damon nie spuszczał wściekłego spojrzenia z Berrgera, ale ja instynktownie spojrzałam w niebo. Księżyc zaczął powoli wychodzić zza chmur. Zaczęło się. Damon też to zauważył. Ciało chłopaka zaczęło lekko drżeć. Potem mocniej. W pewnym momencie jego plecy wygięły pod nienaturalnym kątem. Ivanne pisnęła.  Chciałam jej pomóc, lecz nie mogłam. To wszystko było jak zły sen. Gdy tylko dostrzegłam Berrgera, to myślałam, że chce to załatwić szybko, ale on to przeciągał. Czy rozkoszował się naszą niemocą? Naszym niepokojem?  W cokolwiek by nie pogrywał, nie dane było nam być zwycięzcami w jego grze. Damon skulił się, dostrzegłam, że jego ciało było teraz pokryte brązową, jak jego włosy, sierścią. Spojrzał na mnie swoimi, teraz już żółtymi, oczami. Mimo, iż w tym momencie zupełnie nie przypominał człowieka, wydawało mi się, że  dostrzegłam w nich nieme przeprosiny, ale przecież to nie możliwe. Jak jest się wilkołakiem, to zapomina się wszystkich przyjaciół, rodzinę. Wszystkich.
- Wiesz co? Myślałem, żeby nasłać na ciebie chłopaka, nie wiem czy wspomniałem, ale umiem kontrolować wilkołaki i innych mieszańców– uśmiechnął się dumnie – ale stwierdziłem, że to było by zbyt banalne… - przerwał, a na jego twarzy znów pojawiła się mściwa satysfakcja obłąkańca. – Wiesz, po długim planowaniu, doszedłem jednak do wniosku, że mimo, iż to może i jest banalne, jednakże to dobry pomysł, nie uważasz? – zacisnęłam zęby. Serce w mojej piersi obijało się boleśnie o żebra.
– Zrób sobie ze mną co chcesz, ale wypuść Ivannę! – powiedziałam błagalnie.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego miałbym to zrobić? – uniósł jedna brew.
- Przecież ci powiedziałam! – syknęłam. – Rzuć na mnie Cruciatusa, albo  lepiej od razu mnie zabij, ale ICH ZOSTAW W SPOKOJU! - syknąłem, przeciągając sylaby, ale on tylko się roześmiał.
- Eleno, daj spokój – rozległ się cichy, zduszony głosik. Obejrzałam się za siebie. To Ivanne powiedziała, tłumiąc  łzy. – Idź… Uciekaj… Nami się nie przejmuj… Da – damy s-sobie radę – głos dziewczyny się załamał. Trzymający ją czarownik, zaśmiał się.
- Och, jakie to szlachetne, nieprawdaż, Markucjuszu? – zakpił brunet. Jego głos był równie jadowity jak głos Berrgera.
 - Ach, tak, Neimarze – przytaknął. – Jak na osobę, która nie dożyje nawet zaliczenia Sumów, to bardzo odważne słowa – Iv pisnęła. No jej policzkach znów pociekły gorzkie łzy. – A właśnie, tobą moja droga zajmie się twoja szkolna koleżanka. Znasz Lexi, prawda? Do nogi, moja droga!-  nakreślił różdżką w powietrzu ósemkę i po chwili z lasu wyszła przygarbiona postać. Łypała na nas groźnie żółtymi, przekrwionymi ślepiami.
Zbliżyła się posłusznie do Berrgera. On natomiast tylko wskazał na Ivanne palcem. Lexi kłapnęła dziko szczękami, obnażając swoje ostre jak brzytwa kły. Zawyła do księżyca.
- Nie! – zawołałam, celując w nią różdżką. – Protego! – wokół Iv wyrosła z początku błękitna tarcza, później przezroczysta odgradzająca ją od wilczycy.
- Niby odgrodziłaś ją od dziewczyny, ale nadal mam cię w garści. Od rozkazania Neimarowi rzucenia na twoją przyjaciółeczkę Avady powstrzymuje mnie tylko to, że to byłoby niezbyt widowiskowe. - Evertere protegat! – tarcza zniknęła. – Bierz ją – rozkazał Lexi. Neimar odsunął się, a dziewczyna w trzech susach znalazła się przy Ivanne. – Neimarze, nie jesteś już potrzebny. Możesz się teleportować, niech Lexi weźmie teraz sprawy w swoje… łapy – nieznajomy skinął głową, a po chwili rozpłynął się w ciemności.
- OBSTUPEFACIO! – zawołałam. Zaklęcie ugodziło Lexi w plecy. Dziewczyna runęła na ziemię. Ivanne nie przestawała mierzyć w nią różdżką.
- Damon, wiesz co masz robić – powiedział spokojnie, wskazując na mnie.  W przeciwieństwie do Lexi, chłopak nie wykonał od razu polecenia. Wyglądał jakby się wahał. – No dalej – dodał zachęcająco, ale Damon spojrzał tylko na mnie. Nie ruszył się z miejsca. - Zrób to! – ryknął, a z końca jego różdżki wystrzelił wąski strumień granatowego światła i trafił chłopaka w tors.
- Damon! – zawołałam i podbiegłam do niego, kiedy siła zaklęcia zmiotła go z nóg. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie dziko. Zaczął kłapać groźnie zębami. W jego żółtych oczach pojawiła się nie dostrzegalna  wcześniej dzikość. Podniósł się niezgrabnie z ziemi i zawył głośno. W tym samym momencie Lexi podniosła się z ziemi. Ivanne odruchowo cofnęła się, nie przestając mierzyć w nią, trzymaną w drżących dłoniach różdżką. – Damon… Proszę cię… Nie słuchaj go… - powiedziałam cicho, gdy przybliżał się do mnie, warcząc. Cofnęłam się w tył. Obnażył zęby i wydał z siebie nieprzyjemny, gardłowy ryk. Berrge chyba świetnie się bawił, obserwując tę scenę.
- No dalej! Zaatakują ją! Na co czekasz? – podżegał już nieco zniecierpliwiony. Damon posłuchał go. Zaczął pędzić w moja stronę. Rozsądek nakazał mi obronę, ale nie chciałam go skrzywdzić. Dzięki rodzicom wiedziałam jak się obronić, lecz każdy ten sposób nie był bezpieczny. Przeważnie używali go w naprawdę podbramkowych sytuacjach, bo mógł nawet okazać się śmiertelny dla ofiary. Nie miałam zamiaru ryzykować. Wiedziałam, że to nie jest prawdziwy on. Że prawdziwy Damon gdzieś tam jest, nawet jeśli Berrger nakazuje mu posłuszeństwo.  Rzucił się na mnie. – Damon… Proszę… Nie pozwól, by tobą kierował… Jesteś  tylko  marionetką w jego rękach… - wyszeptałam, kiedy przygwoździł mnie  do ziemi. – Damon.. – powiedziałam błagalnie. Powoli zaczynało brakować mi tchu. Chłopak na chwilę przestał kłapać pyskiem, jego uścisk jakby zelżał, a w jego oczach… W jego oczach pojawiło się coś na kształt pewnego rodzaju przebłysku… Jakby zrozumienia… Lecz po chwili wszystko zaczęło się od początku. Warknął głośno, przyciskając jeszcze mocniej.– Auu! Da – da mon…  Dusisz…- w ostatniej chwili moje ramie umknęło jego pazurom. Skuliłam się. Jego łapa minęła moją głowę o centymetr. Zamachnął łapą jeszcze raz. Próbowałam złapać oddech. – Kocham cię, słyszysz? P - powiedź, że ro - rozumiesz! – moje błaganie zabrzmiało niemal piskliwie. – W - wiem, że gdzieś tam jesteś prawdziwy ty, którego on - n - nie będzie mógł opanować… - desperacko próbowałam złapać oddech, po moich policzkach pociekły ciepłe łzy. - Damon p – proszę… - czułam jak opuszczają mnie siły, ale nie użyję różdżki. Nie skrzywdzę go. Nadal pamiętam, że uratował mi życie tamtej nocy. Przez łzy spostrzegłam, że jego ciało znieruchomiało. Uścisk zelżał, podobnie jak wcześniej. Spojrzał mi głęboko w oczy, swymi żółtymi ślepiami. Już nie było w nich ani dzikości, ani groźby, lecz przeprosiny i coś jeszcze. Nie potrafiłam tego do końca zinterpretować. To było jak mieszanina miłości, żalu, złości i wstydu. – Damon… - i wtedy stało się coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Jego wielkie, wilkołacze oczy zmniejszyły się i zmienimy kolor ze złotawych na czekoladowe, a futro zaczęło się bardzo szybko przerzedzać. Patrzyłam na to wszystko w osłupieniu. Nigdy nie widziałam, a nawet nie słyszałam o czymś takim. Po chwili nade mną nie było już wielkiej, krwiożerczej marionetki Berrgera, lecz Damon. Prawdziwy Damon z krwi i kości. Spojrzał na mnie smutno.
- Eleno... Przepraszam, wybacz mi… Ja - ja nie chciałem…
- Damon! To ty! – zalała mnie niewyobrażalna fala ulgi. Posłałam mu pełne miłości spojrzenie. Chciałam rzucić się mu w ramiona, pocałować, lecz teraz nie czas na to. Szybko podniosłam się z gleby, on też. Berrge stał w osłupieniu. Widać było, że zupełnie nie spodziewaj się takiego obrotu spraw, nie wiedział co się dzieje. Wykorzystaliśmy ten moment na pomoc Ivanne, która zaczynała przegrywać z Lexi.
- Repulsio! – zawołałam, celując w wilkołaczycę. Lexi odleciała do tyłu, lecz pozbierała się tak szybko, iż już kilka sekund później, próbowała rozorać pazurami ramię Iv. Dziewczyna zaczęła uciekać. Wbiegła za drzewo. Lexi poczłapała się do niej i, chcąc ją uderzyć, zerwała korę z połowy drzewa. Ivanne pisnęła, próbując wspiąć się po gałęziach w górę.
- Feritas! – ryknął Damon, a z końca jego różdżki wystrzelił błysk czerwonego, wycelowany w Lexi.Dziewczyna dostała w sam środek pleców i padła jak długa na ziemi. Nagle między nami a Iv wyrosła niewidzialna ściana. Odwróciłam się. Berrger śmiał się szyderczo. – Och, zobaczmy jak nasza mała sobie radzi bez waszej pomocy – krew w moich żyłach zawrzała.
- Rictusempra! – zawołałam celując w niego. Świetlisty fioletowy strumień ugodził go w nogę. Zachwiał się, prawie przewrócił. Prawie. Na jego twarzy już nie było złowrogiego uśmiechu, lecz czysta furia.
- Sectumsempra! – zawołał, ale zdążyłam wyczarować ochronną tarczę wokół nas. Urok odbił się w stronę Berrgera, ale ten  zdążył paść na ziemię. Chłopak chwycił mnie mocno za przegub ręki i pociągnął biegiem za drzewa.
 - Musimy pomóc Ivanne! – zawołałam, widząc jak Lexi skacze na nią. Dziewczyna upada, celując w napastniczkę różdżką. Chybiła. Bałam się o nią. Rozjuszony Berrge podniósł się. Na jego twarzy pojawiły się głębokie zadrapania.
- Myślicie, że macie ze mną jakiekolwiek szanse, tak? – syknął gniewnie, ocierając dłonią krwawiące usta. – Koniec tej zabawy, smarkacze! Skoro ty się jej nie pozbyłeś,  ja to zrobię! – warknął, patrząc gniewnie na Damona. – Avada…!
- Grave dampnum! – chłopak odepchnął mnie na bok, celując różdżka w Berrgera. Były Śmierciożerca zablokował zaklęcie.
- A więc to tak? Śmiesz podnosić na mnie rękę? Crucio! – ryknął. Z gardła chłopaka wydobył się przeraźliwy jęk, spowodowany bólem, którego nie umiałam sobie nawet wyobrazić.
- Damon! – rzuciłam się ku niemu.
- Crucio!
- Przestań, przestań, przestań! – pisnęłam. Berrge spojrzał na mnie z triumfalnie.
- Rzuć różdżkę – rozkazał.
- Nawet na to nie licz!
- Crucio! – ciało chłopaka po raz kolejny zalała fala bólu.
- Zgoda, zgoda! Tylko przestań go krzywdzić! Ich krzywdzić! WYPUŚĆ ICH OBOJE– zawołałam kolejny  błagalnie, ze łzami w oczach.Kolejny już raz.
- Rzuć różdżkę – powtórzył. Zrobiłam to, a on przestał pastwić się nad Damonem. Chłopak runął na ziemię – Chodź to mnie.
- Eleno, nie… - wysapał. Próbując  wstać. Zrobiłam krok do przodu. Potem kolejny i jeszcze jeden. – Eleno, nie!
- Oj, ty tam cicho bądź – odparł znużony. Wymierzył kolejnego Cruciatusa. Rozległ się rozdzielający krzyk.
- Miałeś go zostawić! Przestań!
– Niczego ci nie obiecywałem – jego twarz wykrzywił psychopatyczny grymas. - Muszę przyznać, że jesteś naprawdę irytujący – zwrócił się do Damona. – Gdyby nie to, że jesteś mi potrzebny, już dawno byłbyś martwy – wywrócił oczami. – Eleno, zapraszam bliżej – na jego twarzy malował się trumf, a oczy błyszczały podekscytowaniem. Wiedział, że wygrał. W obawie, że znów zacznie torturować Damona, podeszłam do oprawcy.
- Nie waż się jej tknąć! – zawołał, podnosząc się chwiejnie na nogi. Był w opłakanym stanie. Z co najmniej kilku miejsc na jego twarzy, ramionach i wystającej z pod podartej szaty nodze, ciekła krew.
- Czy naprawdę potrzebujesz jeszcze jednej klątwy, żeby w końcu zrozumieć, że twoja przyjaciółka należy  do mnie? Zaraz zginie i lepiej się z tym pogódź! Zaraz  będzie po wszystkim, one martwe, a ty pójdziesz ze mną – wyjaśnił, po czym pociągnął mnie do tyłu za włosy, a potem przycisnął przycisną mocno różdżkę do  gardła. Bolało.
- Ostatnie życzenie? – ostatni raz spojrzałam na moich przyjaciół, po czym zacisnęłam mocno powieki.
- Nie, czekaj! – zawołał Damon, z wielkim trudem zrywając się z ziemi. Był bardzo osłabiony.
- Co znowu? – spytał znużonym tonem, patrząc na chłopaka ponaglająco. Damon przyłożył koniec swojej różdżki do serca.
- Sam powiedziałeś, że jestem ci potrzebny – wydyszał, gorączkowo. – Oboje wiemy, że mnie potrzebujesz… Jeśli wypuścisz Elenę, pójdę z tobą.
- A jeśli nie? – zadrwił.
- Martwy na nic ci się zdam, prawda? Jeśli spadnie jej chodź jeden włos z głowy, zabiję się, a w tedy twój misterny plan spali na panewce. Wiem co kombinujesz i wiem, że beze mnie to nie wypali.
Berrge zacisnął zęby i przymknął powieki jakby się nad czymś bardzo zastanawiając.
- Damon… Nie rób tego… Idź pomóż Ivanne… Uciekajcie…powiedziałam, zduszonym głosem.
- Śmiem wątpić w to co mówisz – odparł, dociskając różdżkę na moim gardle jeszcze bardziej. Syknęłam z bólu.
- Tak? Wiesz o rytuale, ale nie wiesz jak go odprawić – Berrger milczał. – A tak się składa, że wiem, gdzie znajdują się wszystkie instrukcje jak go odprawić – jego głos stał się bardziej pewny siebie.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – spytał podejrzliwie.
- Cóż… Jeśli okaże się, że blefowałem, to najwyżej mnie zabijesz – wzruszył ramionami. – Proste, prawda?
– Średnio mnie przekonujesz… Przysięgnij na Czarnego Pana – polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Przysięgam.
- Pamiętaj, jeden numer, a ty i twoja słodka Elena znów się spotkacie, ale już jakby w innym miejscu – syknął ostrzegawczo. Berrger pchnął mnie na ziemię. Usłyszałam trzaśnięcie w mojej ręce, moją twarz wykrzywił spazm bólu.
- Damon, nie idź z nim! – poprosiłam. On spojrzał na mnie tylko ze stoickim spokojem. W tym momencie usłyszałam jakieś podniesione głosy.
- Słyszałem jakieś krzyki! Profesorze, tędy! – zawołał jeden. W następnej chwili zza drzew wypadli Blake, a za nim ktoś, kogo nie rozpoznałam w pierwszej chwili. Wytężyłam wzrok. Dostrzegłam burzę potarganych, niemal srebrnych włosów. Chad Wilenski.
- Ivanne! – chłopak podbiegł do mojej przyjaciółki, która już nie miała siły się bronić. Była przyparta do drzewa, a Lexi miała za chwilę wymierzyć ostateczny cios. – Everte protegat! – zawołał, biegnąc ku niej. – Repeloste! – błysnęło żółte światło, a wilkołaczyca została odrzucona w górę siłą zaklęcia. Blake biegł ku nam.
- Zostaw te dzieciaki! Nie waż się ich tknąć! – krzyknął ostrzegawczo.  Śmierciożerca tylko uśmiechnął się złośliwie i skinął na Damona. Chłopak posłusznie położył dłoń na jego wyciągniętym ramieniu.
- Nie! – zawołałam, przez łzy. W tym samym momencie oboje rozpłynęli się w nocy. 

                                                                                                         Imperio ^^^
___________________________________________________________________

Cześć! Jak wam się podobało? Mam nadzieję, że było znośnie :D Proszę, jak przeczytaliście, to skomentujcie, choćby w kilku słowach. Po prostu chciałabym wiedzieć ile osób to przeczytało, bo ten rozdział jet jednym z najważniejszych jak narazi ;) Do następnego posta! oxoxoxo

7 komentarzy:

  1. Rozdział Super :D
    Damon rzeczywiście kocha Elenę :D
    To było słodkie kiedy zmienił się z powrotem w człowieka :*
    Mam nadzieję, że nic im się nie stanie :D
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)
    Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :)
    Z niecierpliwością czekam na następny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG rozdział wymiata!!
    Kocham to jak piszesz i o czym piszesz ale i jak piszesz xd
    Haha zero składni jednak mam nadzieję, że zrozumiałaś cokolwiek xd
    Czekam na nexta! :**

    only-to-die.blogspot.com
    wpadniesz? Każdy komentarz to wielki uśmiech na mojej twarzy :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Oooooo raaaaanyyyyyyy. Ale się porobiło. Nie wiem, co powiedzieć. Svosovjspcjsnxmxowoducuwiwpdjnapw. Jak chcesz, to możesz z tego ułożyć kolejne zaklęcie :) Damon jest mega po prostu słodziak itp., itd. Ale mi ulżyło, jak dyrektor pzyszedł. Szkoda tylko, że Damon i tak zniknął. Biedna Elena... Czekam na ciąg dlaszy. Weny :) Horace Love <3

    OdpowiedzUsuń
  6. boooooooooooooooooooooooooooooooski.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja piedole czemu przerywasz w takim momencieeee ???!!! *-* zajebisteeee.. dpdaj jak najszybciej nast cz. <3

    OdpowiedzUsuń