piątek, 6 grudnia 2013

Inny Świat

Rozdział 10.

 
 


Emilii powoli zaczęła otwierać oczy. Leżała na swoim łóżku, obok którego siedział Skaj. Jena stała za nim.

- Ocknęła się ! - krzyknęła mama dziewczyny.

 - Emilii, pamiętasz mnie ? - chłopak spytał niepewnie. Dziewczyna podniosła się i usiadła na wprost nastolatka.

- Jasne, że pamiętam - słodkim głosikiem powiedział Emilii - tylko, że nie wiem czy chcę cie pamiętać - dokończyła złośliwe. Skaj i Jena aż osłupieli z wrażenia.

- Mamo, możesz zostawić nas samych ? Jena posłusznie wyszła z pokoju.

- Mam kilka pytań - zaczęła spokojnie - Po co tu przyleciałeś ? Czemu nie jestem w Magialand i dlaczego ja spałam ?! - ton Emilii zmienił się w krzyk. Patrzyła złowrogo na chłopaka. Skaj przez chwile zbierał myśli, nie był pewien co powinien powiedzieć żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować nastolatki.

- No wiesz... - zaczął nieśmiało - po tym co usłyszałaś, a to było całkowicie wyrwane z kontekstu - szybko dodał widzą narastającą złość dziewczyny - twoja podświadomość mówiła ci, że musisz wrócić do domu. Twoja wola była najwidoczniej na tyle silna, że użyłaś tak zwanej teleportacji, no i znalazłaś się tutaj.

- No dobra, powiedzmy, że jeszcze ci wierze, bo to brzmi w miarę sensownie - na twarzy nastolatki malowało się zdziwienie - Ale to nie wyjaśnia po kiego tu przyleciałeś i dlaczego ja leżałam w łóżku, a wy nade mną staliście ! – powiedziała nadal zdenerwowanym głosem wstając z kanapy.

- Ja nie stałem. Ja siedziałem - chłopaka się zaśmiał próbując rozładować napięcie. Niestety skutek był odwrotny. Emilii była na skraju wytrzymałości, ledwo kontrolowała się, żeby nie wybuchnąć.

 - Nie rób z siebie błazna tylko lepiej mów !

- Otóż ta teleportacja ma mały haczyk. Osoba, która przeniesie się z innego świata z powrotem na ziemię, nie będzie pamiętać nic co się tam zdarzyło.

- Ale przecież ja pamiętam i to doskonale - Emilii szybko wtrąciła.

- Nie dałaś mi dokończyć - chłopak spojrzał na nią z wyrzutem - No i właśnie po tym jak usłyszałaś ten fragment rozmowy, z którego wyciągnęłaś pochopne wnioski, twoja podświadomość była na tyle silna, że teleportowała cię do domu, co równocześnie spowodowało zanik pamięci.

- Ale ja wszystko pamiętam !

- Poczekaj to jeszcze nie koniec.

- To weź się streszczaj, bo zaczynam się nudzić.

 - Skoro tak chcesz... - chłopak był trochę zdziwiony - W wielkim skrócie, przyleciałem tu i starałem się przywrócić ci wspomnienia, ale nie udawało mi się to. Wtedy dotknąłem twoich dłoni i nasze myśli tak jakby się połączyły. Odzyskałaś wspomnienia i na skutek tego zemdlałaś. No i właśnie tutaj się ocknęłaś. My się o ciebie martwiliśmy i dlatego byliśmy przy tobie.

- A niby skąd mogę wiedzieć, że to co mówisz, jest prawdą ?

- Ja bym cie nigdy nie okłamał, jesteś dla mnie na prawdę ważna, a to co usłyszałaś wtedy, w tej jaskini czy cokolwiek to jest, to było kompletnie bez znaczenia, wyjęte z kontekstu... - Skaj zaczął się tłumaczyć. Miał nadzieję, że nastolatka to zrozumie.

- Nie wierzę ci - dziewczyna parsknęła - Myślisz, że jestem naiwna i takie tłumaczenie się sprawi, że ci wybaczę ? Może to o teleportacji i wróceniu wspomnień jest prawdą, ale... . Nie no aż brak mi słów - mówiąc to patrzyła się na chłopaka z pogardą. Chłopak złapał Emilii za ręce, by mógł być pewien, że nie ucieknie nagle.

 - Ale czemu nie chcesz uwierzyć, że to co powiedziałem Megan to... - nie zdążył dokończyć, bo Emilii się wtrąciła.

- To co ? Nieprawda ? Chcesz mi wmówić, że się przesłyszałam ?

 - Nie, no nie przesłyszałaś się. Powiedziałem to wszystko, ale... - kolejne wtrącenie Emilii, znowu nie dało chłopakowi powiedzieć tego do końca.

- Nienawidzę Cię !!! - krzyknęła dziewczyna i gwałtownym ruchem wyrwała się z rąk Skaja. Miała łzy w oczach. Chłopak nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Szybko przybliżył się do dziewczyny, dotkną dłońmi jej twarzy i delikatnie złączył ich usta w pocałunku. Zaskoczona Emilii wcale się nie wyrywała, w przeciwieństwie do tego, czego spodziewał się chłopak. Nastolatek odrobinę odsunął się od ukochanej, ponieważ bał się jej reakcji. Ku jego zdziwieniu dziewczyna wpatrywała się tylko błyszczącymi, piwnymi oczami w chłopaka. Skaj otarł dłonią, spływającą po policzku Emilii łzę, westchnął i powiedział :

- Głupia jesteś. Myślisz, że jeśli by mi na tobie nie zależało, to przyleciałbym tutaj z Magialand, starałbym się za wszelką cenę przywrócić ci wspomnienia, a teraz tłumaczyłbym się przed tobą i pragnął byś mi wreszcie uwierzyła ? Po co ? Jaką miałbym z tego korzyść ?

- A co z moją mamą ? – Emilii ciągle wracała do tego tematu.

- Jena była i jest dla mnie ważna, to moja stara przyjaciółka.

- Czyli nic do niej nie czujesz ? - dziewczyna zadawała kolejne pytania, by mogła być pewna.

- Nie. To było zwykłe zauroczenie... natomiast ciebie kocham - mówiąc to Skaj patrzył się prosto w piwne oczy blondynki. Reakcja na to była zaskakująca szybka. Emilii objęła i mocno wtuliła się w nastolatka. Skaj był tak szczęśliwy, nie mógł w to uwierzyć, udało się, Emilii mu wybaczyła. Odwzajemnił ten czuły gest. Nie miał zamiaru wypuścić dziewczyny z uścisku, chciał by ta chwila trwała jak najdłużej.

 

No to na Mikołajki macie ode mnie w prezencie kolejny rozdział ;) I jak podoba wam się ? Tym razem postarałam się, żeby był dłuższy /Clary

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 21 : Pokrewieństwo



Następnego dnia pani Pomfrey pozwoliła nam opuścić skrzydło szpitalne .Gdy wróciliśmy na lekcje, każdy zadawał tony niepotrzebnych pytań. Wszyscy chcieli wiedzieć „Co się stało?” i „ Gdzie jest Damon?”,  mimo że doskonale znali już odpowiedź, chcieli usłyszeć potwierdzenie z naszych ust. Ale my z Ivanne milczałyśmy. Nie miałyśmy zamiaru wracać do tego wszystkiego dla każdej jednej osoby, która jest ciekawa. Wystarczyło nam, iż musiałyśmy przejść przez to jeszcze raz, kiedy mówiłyśmy Blake’owi  dokładnie jak do tego doszło i czy Berrge mówił nam gdzie zabiera Damona. Opowiedziałyśmy o tym, jak nas tam zwabił, planowanym przez niego rytuale, ponownej zmianie Smitha w człowieka i o wszystkim innym. Dyrektor natomiast powiedział, że Lexi zaginęła bez śladu.
- Panie profesorze, ale co to może znaczyć? – spytała Ivanne, kiedy doszłyśmy do momentu cofnięcia przemiany chłopaka.
- Hmm… - widać było, że Blake się zastanawia. Po chwili wstał i ściągnął z jednego z regałów w swoim gabinecie jakąś bardzo starą księgę i zaczął ją wertować strona po stronie. – Aha, znalazłem!
- Co takiego? – zdziwiłam się.
- Tu jest napisane, że to bardzo rzadka zdolność wśród wilkołaków… Zdarza się bodajże raz na milion. Polega na tym, że jeśli się bardzo chce, to można wrócić do swojej ludzkiej postaci w czasie pełni lub zupełnie powstrzymać przemianę – wyjaśnił. – Damon jest Immutare.
-To dlatego nie przemienił się zaraz po ugryzieniu – podsumowałam, a on pokiwał głową. – Czy to działa też w drugą stronę? To znaczy, może się przemienić nawet jeśli nie ma pełni?
- Tak, ale musiałby tego bardzo chcieć. No i sporo trenować.
- Ale dlaczego tak się dzieje? – spytała Ivanne, marszcząc brwi.
- Tego nikt nie wie… Niektórzy twierdzą, iż jest to dziedziczne, ale ujawnia się dopiero 7 pokoleń po przekazaniu klątwy przodkowi i uaktywnia się, jeśli te 7 pokoleń później potomek również zostanie ugryziony, lecz teoria ta nie jest potwierdzona. Inni mówią, że może być to związane z siłą umysłu… Jednak, jak już mówiłem, tak naprawdę nie wiadomo czym to jest spowodowane… Wiemy tylko tyle, iż jest - Blake podniósł się z miejsca i podszedł do okna. Długo wpatrywał się w nie bez słowa, aż w końcu zapytał, przerywając pełną napięcia ciszę – Więc mówicie, że Berrge nie był sam… Wiecie kim był ten drugi czarodziej? – zwrócił się bardziej do mnie, niż do Ivanne, dalej stojąc do nas plecami.
- Nigdy go nie spotkałam – powiedziałam powoli, starając się przypomnieć sobie każdy szczegół wyglądu czarnoksiężnika. -  Był wyskoki, miał czarne włosy i szare oczy… Wytatuowany… Nie pamiętam jak się nazywał… Nie myślałam wtedy o tym…
- Neimar – szepnęła Ivanne, a Blake spojrzał na nią pytająco. – Nazywał się Neimar.
Dyrektor zamarł w bezruchu. Zapadła martwa cisza.
- Czy ten człowiek, Neimar, miał  wytatuowaną potrójną pętlę na przegubie prawej dłoni? – spytał niespodzianie stłumionym głosem. Posłałam wyczekujące spojrzenie Ivanne, która miała szansę to zobaczyć, kiedy czarnoksiężnik trzymał ją w stalowym uścisku. Dziewczyna pokiwała głową powoli, przyglądając się badawczo profesorowi.
-  Tak… Ale jakie to ma znaczenie? – spytała cicho.
Z twarzy dyrektora odpłynęła krew, czyniąc ją przeraźliwie bladą. Blake wyglądał jakby serce podeszło mu do gardła.
- Panie profesorze, coś nie tak? – spytałam zaskoczona jego reakcją. – O co chodzi?
Nie odpowiedział, więc ponowiłam pytanie. Blake spojrzał na mnie nie widzącym wzrokiem. Chwilę mu zajęło, aby otrząsnąć się z szoku, ale kiedy wreszcie tego dokonał, powiedział głosem wypranym z emocji:
- Neimar jest moim bratem.
Zamurowało mnie, tak samo jak Ivanne. W głowie mi się nie mieściło, iż ktoś tak pomocny, odważny i zwyczajnie dobry może być spokrewniony z takim człowiekiem jak Neimar. Z przyjacielem, a raczej wspólnikiem Śmierciożercy. Osoby, która podobnie jak Berrge wydała na nas z góry wyrok, chociaż nawet nie znała naszej trójki. Nie znał Ivanne, ona nic mu nie zawiniała, a widać było, że tylko rozkaz Berrgera powstrzymuje go od skrzywdzenia dziewczyny. Już raz śmignął jej Avadą przy uchu. Od śmierci dzieliły ja może milimetry.
- Przyłączył się do Voldemorta i całej reszty tej „wesołej” ferajny, kiedy byliśmy jeszcze w szkole… - kontynuował, gdy my milczałyśmy. – Po upadku Czarnego Pana myślałem, że jednak wróci na właściwą stronę, ale się przeliczyłem. Kiedy po drugiej Bitwie o Hogwart wyłapywano Śmierciożerców, mój brat zniknął bez śladu na całe lata. Myślałem, że nie żyje… Ale z tego, co mówicie, wnioskuję, iż Neimar żyje i ma się dobrze.
- Berrge w pewnym momencie kazał mu zniknąć… To wyglądało tak, jakby chciała, żeby Neimar załatwił dla niego jakąś ważna sprawę. Wydaje mi się, że Berrge  z Damonem dołączyli do niego, gdziekolwiek by się nie teleportował… - powiedziałam, kładąc nacisk na każde dogłębnie przemyślane słowo.
- Bardzo prawdopodobne, ale pytanie brzmi „gdzie?”. Gdzie mogli się teleportować? – spytał retorycznie, ponownie wertując jedną ze swych starych ksiąg.
- Jakiegokolwiek miejsca by niewybrani, będą przecież używać czarów… - zaczęła niepewnie Ivanne.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz.
- Chodzi mi o to, panie profesorze, że Ministerstwo Magii ma przecież swoje sposoby na wykrywanie miejsc, w których jest potężne użycie czarów. Skoro natychmiast się dowiadują, jeśli jakiś niepełnoletni czarodziej użyje chociaż najprostszego zaklęcia poza szkołą, to mogą wykryć równie dobrze skąd emanuje znaczna ilość czarnomagicznych zaklęć, bo przecież nikt nie wierz, że Berrge będzie korzystał z samych „grzecznych” uroków, prawda? W ten sposób możemy łatwo go zlokalizować.
- Panno Louis – wydusił Blake zduszonym głosem, a jego szare oczy rozbłysły. – To bardzo dobry pomysł! Jeszcze dziś poślę sowę do ministra magii. Fedricev na pewno nam pomoże, jest moim serdecznym przyjacielem.
- Ivanne, jesteś geniuszem! – zawołałam podekscytowanym głosem, zawieszając się jej na szyi. Ivanne wyglądała jednocześnie na dumą z siebie, a także nieco zawstydzoną tym nagłym zainteresowaniem jej osobą. – Teraz na pewno znajdziemy Damona!
- Z całą pewnością. A teraz przepraszam, dziewczynki, ale niezwłocznie muszę  porozmawiać z profesor Feliss i McGonagall – rzucił, po czym ściągną z wieszaka swoją szarawą marynarkę i prawie wybiegł z gabinetu, zostawiając nas w nim same.
Imperio^^^
__________________________________________________________________________________

Cześć :D Co myślicie o tym rozdziale? Sądzę, że udało mi się wreszcie pokazać, że Ivanne nie jest najsłabszym ogniwem w naszej "złotej trójcy", tylko ona też potrafi wykazać się pomysłowością ;)  Mam nadzieję, że rozdział was nie zawiódł :D Po przeczytaniu  zapraszam was na nowy rozdział na moich innych blogach, które prowadzę sama . Tam też są opowiadania fantasy, ale tym razem całkowicie wymyślone przeze mnie, nie fanfiction <3
http://poweroffourelements.blogspot.com/

http://elfiahistoria.blogspot.com/

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 2



Snape nie spał dobrze tej nocy. Nie mógł przestać rozmyślać nad tym, co sobie teraz pomyśli o nim Lily. Przecież na pewno po tym, co powiedział, dziewczyna domyśliła się, że jest w niej zakochany. Co sobie teraz o nim pomyśli? Trzeba było siedzieć cicho, tak jak przez poprzednie lata. Lepiej by było gdyby nie wiedziała, ale już za późno. Lily nie jest ani głupia, ani niedomyślna. Ale przynajmniej go nie wyśmiała, bo tego bał się najbardziej. Chociaż właściwie sam nie wiedział czemu, przecież znał Lily, ona nigdy by tego nie zrobiła. Wczorajsza ceremonia przydziału przypomniała mu tylko jak bardzo było mu smutno, kiedy zostali przydzieleni do różnych domów. Lily na pewno nadawałaby się do Slytherinu, najlepszego z domów, myślał. Może wtedy zbliżyliby się do siebie… Ona też by go pokochała. „To nie dorzeczne! Po co celowo zadawać sobie ból?” – pomyślał Snape i jeszcze raz spróbował zasnąć.

***

Lily, Rosemary i Rosalyn zeszły na śniadanie nieco później niż zawsze. Zazwyczaj nie spotykały się rano z Huncwotami w Wielkiej Sali, gdyż ci uznawali za punkt honoru zwlecz się z łóżek chwilę przed pierwszą lekcją. Dziewczyny podeszły do podłużnego stołu Gryffindoru.

- Hej, Evans! – zawołał James Potter, kiedy tylko przeszły koło nich.

- Czego znowu chcesz? – rzuciła, wywracając oczami z poirytowaniem.

- Jesteś bardzo nie miła – zauważył. – Moje serce krwawi – udał, że wbija sobie łyżeczkę do herbaty w samo serce i opuścił „martwy” głowę.

- Co za dzieci – mruknęła pod nosem zirytowana i poszła dalej. Rosemary spojrzała tęsknie w stronę huncwotów. Bardzo chciała, żeby James zwrócił uwagę na nią, a nie na Lily. Evans była jej przyjaciółką, ale to nie przeszkadzało Rosemary w żywieniu do niej urazy, która rosła wraz z każdym zauroczonym spojrzeniem Jamesa na Lily.

- Tak, masz rację – przyznała Rosalyn. – Ale musisz przyznać, Remus jest  najdojrzalszy z nich wszystkich – dodała po chwili, a na jej twarzy wykwitły czerwone rumieńce.

- Czy ja wiem? – Lily wzruszyła ramionami. – Skoro się trzyma z Potterem, Blackiem i Pettigrew, to chyba nie może być dużo lepszy…

- Siadajmy tu – przerwała nagle Rosemary, zajmując miejsce prawie na samym początku stołu. Stąd miała dobry widok na sławną czwórkę  a zwłaszcza na Jamesa.

- Ok, obojętnie mi gdzie usiądziemy, byleby daleko od nich – odparła Evans, krzywiąc się lekko. „Jakaś ty głupia, Lily”, pomyślała Rosemary, posyłając przyjaciółce sztuczny uśmiech. „Taki super chłopak jak James zwraca na ciebie uwagę, a ty go tak po prostu odrzucasz… Ja bym ego nigdy nie zrobiła.”.  Dziewczyny zjadły szybko śniadanie, odpisując  przy tym pracę domową z Eliksirów od Lily, która była w tej dziedzinie geniuszem. Kiedy skończyły już jedno i drugie, ruszyły na skazanie, to znaczy na historię magii z profesorem Binnsem.  Nikt nigdy nie znalazł wytłumaczenia na to, jak to możliwe, że  profesor-duch potrafił najbardziej krwawe walki goblinów i sojusz z wampirami potrafił uczynić nudnymi jak flaki z olejem. No, ale lekcje z Binnsem miały tylko jeden plus. Był na nich Snape.

- Severus! – zawołała radośnie Lily, kiedy zobaczyła czarnowłosą głowę chłopaka w tłumie zbliżających się Ślizgonów. – Sev!

Snape odwrócił się do niej z uśmiechem na twarzy. Szepnął coś Averemu i podszedł do rudowłosej Gryfonki.

- Hej – przywitał się, a jego usta wykrzywił uśmiech ulgi, na myśl, że między nim a Lily wszystko jest takie jak przed nieszczęsną rozmową w powozie ciągniętym przez niewidzialne Testrale. – Gotowa na kolejną próbę zanudzenia nas na śmierć?

- A mam inny wybór? – zaśmiała się. – Pociesz mnie chociaż to, że następne są eliksiry ze Slughornem.

- Szczęściara… My mamy wróżbiarstwo ze Rogerlens. Ta kobieta jest potworna. Ciągle stawia mi T (Troll, najgorsza ocena w Hogwarcie), bo jak podsuwa mi pod nos filiżankę z fusami, to jakoś nie widzę w niej tych wszystkich katastrof, które widzi ona. Nic tylko fusy, po źle zaparzonej herbacie – wzruszył ramionami. Lily znowu roześmiała się melodyjnie.

- Jak chcesz mogę ci pomóc. Jestem całkiem niezła z wróżbiarstwa. Profesor nawet uważa, że mam wewnętrzne oko – zaproponowała, a młody Snape od razu przystał na propozycję dziewczyny, ale nie z chęci pogłębiania wiedzy z zakresu nieprzydatne łamane na niepotrzebne, lecz z perspektywy spędzenia z nią jeszcze większej ilości czasu, sam na sam. Jednak tą krótką chwilę, która wystarczyła, aby napełnić go euforią, skończyła się wraz z chwilą dotarcia Huncwotów do klasy na pierwszym piętrze.

- Kogo moje piękne oczy widzą? James, patrz! To nasz Smarkerus! – zawołał Syriusz, szturchając Pottera łokciem. Snape tylko zacisnął zęby, a Lily szepnęła do niego  coś w stylu „Nie przejmuj się. Nie zwracaj na nich uwagi”.

- Oooo, jak miło cię widzieć, Wycierusie! Lunatyku, ciągle siedzisz z nosem w tych swoich mądrych książkach, powiedz, znalazłeś tam może jakąś nową klątwę? – spytał James, nawet nie starając się stłumić śmiechu.

- Coś ty! Remus jest zbyt grzeczny na szukanie czegoś takiego… Zresztą nawet jakby znał jakąś klątwę, nie odważyłby się jej rzucić – wtrącił się  Peter.

- Och, zamknij się, Glizdogonie. Chociaż dzisiaj odpuść – powiedział z irytacją Lupin, ostatnio  bledszy niż zwykle. Ku zmartwieniu Rosalyn, wyglądał na coraz bardziej osłabionego. Rosalyn  wypytywała tylko Lily o niego, jakby ta cokolwiek wiedziała, albo chociaż chciała wiedzieć.

- To skoro nasz mądrala nie chce, to ja uczynię Smarkerusowi ten zaszczyt – odparł James, szczerząc zęby. Snape już chciał wyciągnąć różdżkę, ale Potter był szybszy.
  - Resuscitabo! – ryknął Gryfon ku uciesze Blacka i Pettigrew, natomiast Lupin tylko obserwował ze zobojętnieniem na bladej twarzy, jak Severusem targa fioletowa wiązka światła, raz co raz wznosząc pod sufit i opuszczając gwałtownie.
 - Masz natychmiast przestać! – krzyknęła Lily, czerwona ze złości.
- Masz natychmiast przestać! – przedrzeźniał ją Syriusz, czym sobie zasłużył na mordercze spojrzenie ze strony dziewczyny. Potter zlekceważył ją, więc wściekła Lily wyciągnęła swoją różdżkę i wycelowała nią w  serce chłopaka.

- Masz go zostawić – syknęła przez zaciśnięte zęby.

- Oj, dobra, dobra niech ci będzie – powiedział James, tłumiąc śmiech. – Smarkerusie, widzę, że i tym razem musiała ratować cię dziewczyna – zadrwił. – Do zobaczenia później.
Huncwoci zniknęli tak szybko, jak się pojawili. Widocznie stwierdzili, że obecność na lekcji nie jest obowiązkowa, ale dla Snape'a to było dobrze. Nie chciał, aby znowu go poniżyli, nie przy Lily.
                                                                               Imperio^^^
_____________________________________________________________________________

Obiecałam, że wstawię, więc wstawiłam, ale nie jestem zadowolona z tego rozdziału :/ Po przeczytaniu pewnie mi się nie dziwicie xd Po prostu jakoś nie miałam weny ;) Komentujcie i lakjujcie, jeżeli nie jest taki beznadziejny :)
UWAGA !!!!!
Mój drugi blog Prophecy of Alamer (http://elfiahistoria.blogspot.com/) został nominowany do konkursu na blog miesiąca :D Bardzo proszę was o głosy w ankiecie na tej stronce ----> http://spis-blogow-z-opowiadaniami.blogspot.com/2013/11/konkurs.html#comment-form
Jak każda ankieta na blogu jest anonimowa, proszę głosujcie, to dla mnie wiele znaczy ;* Będę wam wdzięczna za każdy oddany na mnie głos :)

niedziela, 10 listopada 2013

Inny Świat

 
Rozdział 9.
 
 - Mamo ?!?! Kim jest ten chłopak i co on robi w moim pokoju ? - Emilii wytrzeszczyła oczy na Skaja. Była przerażona faktem, że jej mama siedzi w jej pokoju z jakimś dużo młodszym od niej chłopakiem. Szatyn wyglądał na około 16 lat, czyli mógłby być w tym samym wieku co Emilii. Skaj już chciał ruszyć w jej stronę, ale Jena zatrzymała go.
 - Poczekaj, ja spróbuję pierwsza. Emilii dalej miała szeroko otwarte oczy i była przerażona, wydawało się, że zaraz wybuchnie gniewem.
- Kochanie - zaczęła jej matka, ale dziewczyna nie dała jej dokończyć.
- Tylko nie mów mi, że znalazłaś sobie kochanka - spojrzał na Skaj tak jakby chciał zabić go wzrokiem.
- Nie, no oczywiście, że nie. Jak mogłaś tak pomyśleć ? Ale do rzeczy... Czy pamiętasz to co mówiłam ci przy oknie ?
Emilii wpadła w śmiech. Prawie ze łzami w oczach powiedziała dalej rozbawiona :
 - Czyli to jest ten twój Skaj ? -spojrzała na matkę. Jena pokiwała głową. - Nie no spoko, przyszedł cię odwiedzić tylko dlaczego w moim pokoju ?!
- Nie on przybył tu do ciebie i proszę cię, wysłuchaj go i spróbuj mu uwierzyć chociaż wiem, że to nie będzie dla ciebie takie proste.
Wyszła z pokoju zostawiając ich samych. Skaj zbliżył się do dziewczyny tak blisko, że nastolatka poczuła się bardzo nie komfortowo, ale nie mogła się cofnąć bo chłopak trzymał ją za ramiona. Jednak w środku duszy coś mówiło jej by nie uciekała od niego. Nie dość, miała wielką ochotę przytulić się do nastolatka, ale nie miała pojęcia czemu.
- Wiem, że może ci się to wydać absurdalne, ale proszę, wysłuchaj mnie - zaczął mówić – Pomyliłem cię z twoją matką i zabrałem cię, albo raczej jak to ty określiłaś    " porwałem " , do Magialandu. Spędziliśmy tam miło czas, dobrze się bawiliśmy, na prawdę wielka szkoda, że tego nie pamiętasz - mówiąc to przed oczami pojawiło się mu wspomnienie znad jeziorka - A potem porwała cię Megan, a ja chciałem cię uratować, ale niestety wynikło z tego tylko okropne nieporozumienie, przez które z powrotem znalazłaś się w domu i nic nie pamiętasz - chłopak skończył mówić, ale nie puszczał dziewczyny, bo bał się że zaraz mu ucieknie.
Emilii patrzyła na niego osłupiała, nie wiedziała co ma odpowiedzieć, co zrobić, jak się zachować.
- Faktycznie miałeś racje, to jest absurdalne. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć - wydusiła w końcu.
 - Proszę, przypomnij sobie ! Już raz myślałem, że cię straciłem, nie chcę tego drugi raz przechodzić - Skaj był zrozpaczony. Emilii poczuła jakieś dziwne uczucie. Patrzyła na chłopaka świecącymi oczami. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Wyrwała się z uścisku Skaja, ale ten złapał ją za dłonie i głęboko spojrzał jej w oczy. W tym momencie w głowie Emilii przeleciało setki myśli. Oszołomiona, przez chwile nie wiedziała co ma zrobić. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i zaczęła się chwiać. Czuła tylko, że upada.
 
 
Hej :) No i jak podoba wam się kolejny rozdział ? Wiem, ze jest krótki, ale zrobiłam to specjalnie ;)
                                                                                                                           Clary

zgłoszenie do spisu blogów ;)

http://magiczny-portal-opowiadan.blogspot.com

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 20: Co dalej?




-Nie! Nie! Nie! – rozpaczałam, łzy spływały mi po policzkach. Nie potrafiłam ich pohamować. Nie potrafiłam też uwierzyć w to, że Damon odszedł. Że jest teraz na jego łasce. Dlaczego Berrger nie mógł mnie po prostu zabić, a ich oboje zostawić w spokoju? Czemu Damon nie uciekł? I znowu moi przyjaciele cierpią przeze mnie… Spojrzałam w stronę Ivanne. Chad właśnie się nią zajmował. Lexi uciekła, gruchocząc jej wcześnie kości w nodze.
- Eleno… Wszystko w porządku? – spytał nauczyciel spokojnym tonem. Nie doczekał się odpowiedzi. - No, już... Uspokój się... Znajdziemy go… Eleno? – profesor Blake próbował podnieść mnie z ziemi, pocieszyć, ale ja nie chciałam. Nie potrzebne mi były puste słowa, bezsensowne zapewnienia, że będzie dobrze.
- Właśnie, że nie będzie dobrze! Nie będzie! Jak może być dobrze, skoro nie wiadomo gdzie jest Damon, a Ivanne ranna? – prawie krzyknęłam, nie potrafiłam opanować emocji.
- Musisz się pozbierać – powiedział łagodnie, patrząc na mnie swoimi dobrotliwymi oczami. – Dla Ivanne. Idź teraz cię potrzebuje.
 Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co powiedział. Pokiwałam wolno głową. Blake uśmiechnął się delikatnie i pomógł mi wstać. Dopiero teraz, kiedy cała adrenalina ze mnie upłynęła, zdałam sobie sprawę, że wszystko mnie boli, a zwłaszcza  ręka, w której coś wcześniej chrupnęło. Jednak ten ból był niczym w porównaniu z tym, co czułam, kiedy myślałam, że z mojej winy moi najbliżsi tak cierpieli. Smith, na którego Berrger rzucił klątwę Cruciatus i Ivanne, która o mały włos uniknęła śmierci.  Podeszłam chwiejnie do przyjaciółki, trzymając się za złamaną rękę. Syknęłam cicho. Leżała z głową na kolanach Chada, a on mruczał nad nią jakieś zaklęcia, które chyba miały uśmierzyć ból. Jej kasztanowe włosy tworzyły teraz kasztanowy wachlarz wokół jej głowy. Była blada, a jej noga mocno krwawiła.
- Ivanne? – położyłam jej dłoń na ramieniu. Do głowy nie przychodziło mi nic, co mogłabym jej teraz powiedzieć. Nic oprócz tego jednego słowa. – Przepraszam.
- Za co? – spojrzała na mnie ze szczerym zdumieniem w swoich zielonych oczach.
- Jak to za co? Za…Po prostu za  to wszystko… - mój głos się załamał, cofnęłam dłoń.
- Wiesz co jest twoją wadą? – spytała.  Spodziewałam się, że zaraz wytknie mi wszystkie moje błędy, wytknie mi to, że gdyby nie ja i moi rodzice, nigdy byśmy się nie znaleźli w takiej sytuacji, ale to, co powiedziała, naprawdę mnie zaskoczyło.
- Zawsze obwiniasz się o coś, za co nie jesteś odpowiedzialna. Tak samo było wtedy, gdy Damon został ... Gdy Damon miał pewien wypadek... – Ivanne ostrożnie dobierała słowa, uważała, żeby nie powiedzieć czegoś, przez co Chad dowiedziałby się o tajemnicy chłopaka. – Gdyby nie to, że dziś pomogliście mi, ty i on… Lexi była już wtedy bliska zabicia mnie. Wiedziałam, że sama nie dam rady… Już myślałam, że rozszarpie mnie za chwilę na strzępy, ale zaraz pojawiliście się wy… Zajęliście się nią przez chwilę, co mi dało  czas, żeby zebrać na nowo siły… Oddzieliliście nas… - posłała mi blady uśmiech. – Wiele razy mi pomagałaś, broniliście mnie przed Goldim – złapała mnie za rękę. – Jedyną twoją winą jest to, że nie potrzebnie się zadręczasz – wysiliłam się, aby odwzajemnić uśmiech.
- Wracajmy już do zamku – zakomenderował Blake.
- A co z Lexi? – spytała cicho Ivanne.
- Jak już będziemy w Hogwarcie, to wyślę kogoś na poszukiwanie – przeniósł spojrzenie na mnie. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby odnaleźć Damona – zapewnił. Chad ściągnął delikatnie głowę Ivanne ze swoich kolan i ułożył ją ziemi, aby wstać. Kiedy  się podniósł, wziął ją równie delikatnie na ręce. Dziewczyna zarumieniła się lekko. Blake szedł na przedzie, a nasz trójka tuż za nim.
- Jeszcze ci nie podziękowałam za pomoc – zaczęła Ivanne, słabym głosem. Wyglądał jakby miała zaraz zemdleć. Była w opłakanym stanie. – Dziękuję.
 Chad spojrzał na nią ciepło.
- Nie ma za co – odparł, uśmiechając się. – Ważne, że jesteście już bezpieczne – spojrzał na mnie i jeszcze raz się uśmiechnął. – A obrażeniami się nie przejmujcie, dla pani Pomfrey nie ma rzeczy niemożliwych – Ivanne zachichotała, ale zaraz się skrzywiła.
 - Co jest? – spytał zaniepokojony Ślizgon.
- Nic… Po prosty boli… Ale to nic… - wysiliła się na słaby uśmiech. – Eleno, tak mi przykro z powodu Damona – w jej szmaragdowych oczach zalśniły łzy. Mi też zebrało się na płacz, chociaż dopiero przed chwilą udało mi się go opanować. – On wróci, prawda? – spytała dziecinnie.
- Na pewno – szepnęłam, czując, że zaraz głos mi się załamie. Całym sercem i całą duszą miałam nadzieję, że wkrótce znów go zobaczę. Modliłam się w duchu, aby nic mu nie było. Żeby przeżył. Do pewnej części mnie nie docierało to, co  właśnie się stało. Ta część nadal miała nadzieje, że gdy tylko przekroczy próg pokoju wspólnego, zastanie tam Damona żartującego z Eddiem, Hindley’m i Arturem, popijającego Kremowe Piwo.
***
- Wielkie nieba! – zawołała pani Pomfrey, kiedy dotarliśmy do skrzydła szpitalnego. – Co wam się przytrafiło?
- Później ci wszystko wytłumaczę, Poppy – odparł Blake. – Możesz je najpierw poskładać?
- Och, oczywiście, Antioniuszu! – pani Pomfrey przeniosła spojrzenie swoich dobrotliwych oczu z dyrektora na nas. – Ty, mój drogi, połóż tą biedulkę tam – wskazała na najbliższe łóżko. – A ty kładź się obok – machnęła zachęcająco na mnie.
- Ale naprawdę nic mi nie jest – skłamałam, lekko krzywiąc się z bólu. Nie miałam zamiaru bezczynnie leżeć tu, kiedy Damon jest nie wiadomo gdzie i w dodatku z Berrgerem.
- Nawet nie próbuj się ze mną kłócić – powiedziała ostrzegawczo, wskazując łóżko po prawej stronie Iv.
- Ale…
- Nie dyskutuj! – westchnęłam ciężko i pomaszerowałam się położyć.
- Chodź, Wilenski, jest już późno – oznajmił w końcu Blake. – Czas wracać do swojego dormitorium.
- Proszę zaczekać! – zawołałam, kiedy szli w stronę drzwi. – Chciałam podziękować panu i tobie, Chad – powiedziałam.
- Nie musisz – uśmiechnął się lekko, posyłając nam zmartwione spojrzenie. – Dobranoc.
- Eee… Panie profesorze?
- Tak? – spytał uprzejmie.
- Co z Damonem? Trzeba zacząć go szukać!
- Spokojnie, Eleno. Zajmę się tym, a teraz lepiej skoncentrujcie się na sobie, wyglądacie jak siedem nieszczęść – Chad zachichotał z dowcipu profesora, po chwili oboje wyszli. Pani Pomfrey najpierw zajęła się pogruchotaną nogą Ivanne i kilkoma innymi jej obrażeniami, a miała ich naprawdę sporo. Podała nam jakąś obrzydliwą miksturę, która miała poskładać nasze kości. Co się działo później, nie pamiętam. Wiem tylko, że nie mogłam zmrużyć oka, a jeśli już udało mi się przysnąć na kilka minut, śnił mi się to, co się dziś wydarzyło. Nawet we śnie nie potrafiłam zapomnieć.A może nie chciałam? Sama już nie wiem. Leżałam więc, wpatrując się w sufit, kiedy coś usłyszałam. Cichy, przerywany… szloch.
- Co się dzieje, Iv? – spytałam, podnosząc się i siadając na krawędzi jej łóżka.  
- Och, nie chciałam cię obudź – zaszlochała, chowając twarz w dłoniach.
- Nie obudziłaś. Wszystko w porządku? – spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Dobrze wiesz, że nie jest w porządku. I nie będzie, dopóki Damon… - przerwała na chwilę, znów ukrywając twarz w dłoniach. – A co jak on już nie żyje? Co jeśli Berrger dostał już czego chciał i on jest mu już nie potrzebny? – załkała.
- Nie myśl o tym – próbowałam ją pocieszyć, chociaż ta myśl też nie dawała mi spokoju. – Idź teraz spać, jesteś strasznie osłabiona – posłałam jej ciepły, troskliwy uśmiech. – Byłaś bardzo dzielna.
- Nie mówisz tego na serio. Ja zawsze byłam,  jestem i będę tym najsłabszym ogniwem – stwierdziła ponuro.
- Wiesz co jest twoją wadą? – zacytowałam ją. – To, że nigdy nie wierzysz w siebie – jej oczy rozbłysły. Uścisnęłyśmy się po siostrzanemu, zresztą Ivanne była dla mnie jak  siostra.
- Tego mi było trzeba – powiedziała. – Tego i ciepłej herbaty.
                                                                                                            Imperio ^^^
___________________________________________________________________________

Cześć! Jak spędzacie Hałołin? ;) haha Co myślicie o tym rozdziale? Wiem, że może trochę nudnawy, ale trzeba było coś napisać, co się stało później.... :D Komentujcie, plisss, to dla mnie ważne, jak dla każdej blogerki , możecie też oceniać w skali od 1 - 10 jak bardzo ten rozdział jest beznadziejny :* haha Dziękuje też tym wszystkim, którzy regularnie komentują oxoxoxoxoxo