Gdy w końcu dotarliśmy na śniadanie, powitały nas przyjazne
okrzyki dobiegające ze stołu Ravenclaw, a nawet Gryffindoru i Hufflepuffu, ale
oczywiście Ślizgoni nie byliby sobą, gdyby nie rzucali jakiś złośliwych uwag
pod kątem moim i reszty drużyny. Ubrani w szmaragd i srebro uczniowie ze
Slytherinu wykrzykiwali swoje niewybredne uwagi tak głośno, że przebijały się
bez trudu przez hałas jakiego narobiły pozostałe 3 domu. Zajęliśmy swoje stałe
miejsca koło Sophie Rose, Hindley Lintona i Eddiego Torna. Nałożyłam sobie trochę
owsianki, ale zaraz sobie uświadomiłam, że jednak miałam racje, że stres za
bardzo skręcał mi wszystkie wnętrzności, żebym mogła cokolwiek przełknąć. Więc
mieszałam chwilę łyżką w misce, dla zabicia czasu, bo Damon i Iv nałożyli sobie
tyle, że szybko nie skończą. Nie wiem jakim cudem Ivanne jest taka chuda jak
tyle je, trochę jej tego zazdroszczę, chociaż ja też do grubych nie należę.
- Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada – z dumania nad
owsianką wyrwał mnie znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam nachylającego
się nade mną Eddiego.
- Co? Ah, tak, wszystko w porządku – odparłam.
- Jesteś pewna? Nie wyglądasz za dobrze…
- Tak, po prostu trochę się stresuję meczem, a ty nie?
- Trochę też, ale bardziej jestem podekscytowany niż
zestresowany – uśmiechnął się. - Będzie
dobrze, nie przejmuj się – poklepał mnie delikatnie po plecach.
- Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś sknocę i dam
Ślizgonom powód do śmiechu…
- El, serio? Nie masz się kim przejmować? Przecież bałwany
ze Slytherinu zawsze będą krytykować każdego, kto nie jest Ślizgonem… Nie
należy się nimi przejmować. A tak poza tym, Derek Brandy jest moim dobrym
kolegą i gdyby szmaragdowo – srebrni przesadzali, zawszę mogę go poprosić, żeby
przypadkowo tłuczek mu się wymsknął i poleciał prosto na Goldensona i resztę
pajaców – wyszczerzył zęby w szatański uśmieszek.
- Dzięki za propozycję – zachichotałam.
- Iv i ja już zjedliśmy – oznajmił Damon. – Jeśli skończyłaś
bawić się tą owsianką, to możemy już iść na stadion.
- Tak, skończyłam. Chodźmy – „zakomenderowałam”, wstając od
stołu.
***
- Powitajmy gromkimi oklaskami drużynę krukonów! – rozległ
się wzmocniony przez głośniki głos Artura Zone, komentatora z naszego domu.
Tylko weszliśmy na stadion, a uczniowie Ravenclaw, Gryffindoru i Hufflepuff
zaczęli klaskać. Natomiast wśród Ślizgonów dało się słyszeć pogwizdywania i
dość nieprzyjemne komentarze. – Od prawej strony: kapitan i obrońca Alex
Harper, szukająca Anabell Verporti, pałkarze Liam Peterson i Derek Brandy, no i
oczywiście ścigający Crystal Wilenski, Elena Elfein – fala stresu zalała mnie
jeszcze bardziej. Czułam, że się czerwienie, a serce zaczęło mi niebezpiecznie
głośno kołatać. – i Eddie Torn. A teraz,
jeśli oczywiście chcecie lub jesteście na tyle nienormalni, żeby chcieć
możecie… - w tym momencie profesor McGonagall spojrzała srogo na Artura, ale
ponieważ podzielała to zdanie, nie powiedziała mu złego słowa. - No
ten… powitać drużynę Slytherinu … - rozległy się głośnie oklaski szmaragdowo
- srebrny i niemrawe poklaskiwanie reszty
domów. – A więc tak… kapitan i jednocześnie ścigająca Sabrina Herbski,
pozostali ścigający to Johnes Quimby i Jessica Grey, za obrońcę mają rasowy
przykład tępego osiłka – tym razem McGonagall nie puściła mu tego płazem -
Marcela Clearwater, pałkarzami są Rossella Merth i Brian Drewy, a szukającą
Eveline Yeal – Ślizgoni klaskali jak oszalali, podczas gdy reszta dala sobie z
Tm zupełnie spokój. – No co wy? Za głośno ich dopingujecie! To im niepotrzebne!
I tak będą oszukiwać! – wyraził swój sprzeciw Zone, patrząc na uczniów
Slytherinu jak na przebrzydłe czar - karaluchy.
- Zone, ja cię proszę! – rozległ się gniewny głos profesor
transmutacji. Rozległ się gwizdek pani Hooch, ucinający dalsze dyskusje. Alex i
Sabrina podali sobie ręce, patrząc na siebie wilkiem. Rozległ się drugi gwizdek i wszyscy poderwali
się do lotu. Wypuszczono „piłki”. Crystal natychmiast pochwyciła kafla i podała
go Edddiem, który z kolei próbował podać do mnie, ale przeszkodził mu w tym
Tłuczek, „przypadkowo” odbity w jego stronę przez Briana Drewy. Torn zleciałby
ze swojego Ścigacz 678, najnowszego modelu prosto od Lewermana, gdyby Liam i
Derek go nie złapali w ostatniej chwili.
Sabrina przejęła kafla, którego upuścił Eddie, gdy Tłuczek grzmotnął go w
plecy, po czym podała go Johnesowi Quimby’emu. Gdy tylko spróbowałam odebrać
kafla Ślizgonowi, ten z całej siły uderzył mnie łokciem w brzuch i przerzucił
Kafla przez środkowa obręcz. Zatoczyłam się w locie. Sędzina zagwizdała.
Rozległ się głos Artura:
- Faul! Faul! Faul! Nie zaliczyć im tego! Słyszy pani? Nie
zaliczyć! – zaczął wydzierać się Zone, a reszta krukonów poszła jego śladem i
po chwili również skandowała „Nie
zaliczyć!”. Nie pamiętam czy pani Hooch ukarała Johnesa za ten jawny faul, gdyż
ból całkiem mnie oszołomił na te kilka minut zamieszania. McGonagall próbowała
uciszyć uczniów Ravenclawu, a także po części Hufflepuffu i niemal połowy
Gryffindoru, którzy też przyłączyli się do wykrzykiwania gniewnych okrzyków. Tak
czy tak, gra została już wznowiona. Crystal szybko udało się odebrać Kafla
Sabrinie, dziewczyna podała mi go, a ja okrążając Jessicę Grey, przerzuciłam
kafla przez najniższą obręcz. Marcelowi Clearwater udałoby się obronić, gdyby w
tym czasie nie dłubał sobie w uchu… Fuj!
- 10 : 0 dla Krukonów! – ryknął podekscytowany Artur, a na
trybunach rozbrzmiały oklaski. Ravenclaw zaczął wymachiwać w powietrzu szalikami
w barwach błękitu i brązu. Mimowolnie uśmiechnęłam się zadowolona z siebie.
- Przyzwyczajaj się, Herbski! – zawołał Alex, podlatując
bliżej Ślizgonki.
- Jeszcze nie wygraliście – syknęła przez zaciśnięte zęby,
posyłając mu spojrzenie, którym mogłaby zabić.
- To tylko kwesta czasu – wyszczerzył zęby w równie jadowity
uśmiech jak jak jej wzrok, po czym pokazał mi wyciągnięty w górę kciuk i w
ostatniej chili wrócił na swoją pozycję, aby powstrzymać Johnesa przed
zdobyciem punktów.
- Hahah! Cienias! – zawołał Zone, widząc akcję Alexa, przez
megafon, za co skarciła go po chwili profesor McGonagall.
- Kafla przejmuje Gray i…! O nie! Nawet się nie waż
strzelić! Derek! Liam! Nie macie jakiegoś tłuczka do odbicia? – zawołał
desperacko, kiedy Jessica Gray złapała podaną przez Sabrinę „piłkę”. Eddie i
Cristal natychmiast rzucili się w jej stronę, żeby zabrać jej Kafla, ale było
już zapuźno. Jessica podleciała jeszcze bliżej obręczy i zamachnęła się. Na
całe szczęście z tego mojego kuzyna jest „zdolna bestia”, bo po raz kolejny
obronił, a tym razem to był naprawdę rzut „praktycznie nie do obrony”.
- Jest! Yeah! – ryknął Zone i znów rozbrzmiała salwa
oklasków i okrzyków. Ślizgoni głośno buczeli, ale pozostałe 3 domy skutecznie
ich zagłuszyły. – Z góry przepraszam, pani profesor – zwrócił się do nauczycielki
– ale muszę to powiedzieć… - McGonagall spojrzała na niego z wyczekiwaniem. –
Cieniasy! Hahah! I znowu pudło? Jakie to uczucie, co Jessie?
- Jordan! – syknęła, tłumiąc cień uśmiechu, który zamajaczył
na jej twarzy.
- Jordan? Jaki Jordan? – zdziwił się. – Jestem Zone… Chwila…
Przypominam pani słynnego Lee Jordana? – spytał z niedowierzaniem, a na twarzy
profesor pojawił się wyraz zakłopotania. – To najmilsza rzecz jaką mogłem od
pani usłyszeć!
- Nie… No, może trochę… - przyznała. – Ale nie zmieniaj
tematu! – przybrała srogi wyraz twarzy. – Nie chce ci zwracać uwag kolejny raz!
Bezstronność, Zone, bezstronność! – skarciła go po raz kolejny, ale Artur i tak
nie przestawał się uśmiechać tylko wrócił do komentowania.
- Oooo! Eveline Yeal chyba dostrzegła znicza! Za nią,
Anabel, za nią! – blondynka nie potrzebowała jego ponagleń. „Zanurkowała” w
dół, „siedząc Ślizgonce na ogonie”, ale nie mogła jej dogonić. Złoty znicz
jednak umknął Eveline zanim dziewczyna zdołała go pochwycić w swoje
serdelkowate palce. Obie zawisły w powietrzu, starając się zlokalizować znicza.
– Złoty znicz umknął w ostatniej chwili przed łapskami Ślizgonki – widząc minę
profesor McGonagall, która o mały włos nie wydarła się na niego przy wszystkich,
„zreflektował się” – to znaczy, o nie! Tak blisko! Jak ja dziś zasnę z myślą,
że Ślizgonom umknęła taka szansa na wygranie! Slytherin do boju! Dalej
Ślizgoni, dalej! – zebrani parsknęli śmiechem, wszyscy oprócz szmaragdowo –
srebrnych. Usta opiekunki Gryfonów zacisnęły się w wąską linię, ale gdy
przelatywałam obok, zobaczyłam, że kącik ust jej drgną. Rossella Merth odbiła,
lecącego ku Sabrinie Tłuczka prosto w stronę Alexa. Liam próbował osłonić
kapitana, ale nie zdążył dolecieć na
czas, gdyż razem z Derekiem próbowali trafić w Johnesa po drugiej stronie
boiska. Gdy Tłuczek grzmotnął Alexa w
ramię, jego twarz wykrzywił wyraz bólu i zachwiał się w powietrzu. Przez chwilę
,myślałam, że spadnie, już chciałam lecieć mu pomóc, ale w tej samej chwili
odzyskał równowagę. Niestety Jessica wykorzystała chwilę słabości obrońcy i
podała Kafla Sabrinie, która skolei przerzuciła go przez średnią obręcz.
- Slytherin zdobywa punkty! 10:10!– zawył niemalże żałobnym
głosem Artur, zawtórowały mu głośne wiwaty, dochodzące z sektora Slytherinu,
natomiast uczniowie pozostałych trzech domów siedzieli jak niepyszni. Gra
trwała jeszcze długo, a wynik się ciągle zmieniał.
- 20:10 dla Krukonów! … 30:10 … Ślizgoni gonią Ravenclaw,
jest 30:20… 30:30… - prowadzenie oba domy obejmowały na zmianę, do czasu aż po zażartej walce Anabel pochwyciła Złotego Znicza.
- Jest! Ravenclaw wygrywa mecz! Anabel złapała Znicza! –
Ślizgoni buczeli, Gryfoni i Puchoni klaskali, a zebrani na trybunach Krukoni
zaczęli wyśpiewać:
- „Wygrali niebiesko-brązowi,
Aby porażki dopełnić każdemu Ślizgonowi!
Slytherin przegrał i to sromotnie,
A ich drużyna będzie łkać samotnie!
Harper kapitanem nam jest,
a nasza reprezentacja fest!”
Alexa i resztę chłopaków otoczyła zgraja wielbicielek,
wszyscy gratulowali nam, chwilę potem Anabell była już niesiona na rękach przez
niebiesko – brązowych, jedna ręką rozsyłając wszystkim całusy, a drugą ściskając
malutką, złotą piłeczkę. Przepełniała mnie euforia. Byłam taka szczęśliwa, że
wygraliśmy, że się nie ośmieszyłam, że nawet zdobyłam punkty. 3 razy, ale kto
by to liczył… To genialne uczucie. Zaraz zbiegła do mnie Ivanne, ciągną Damona
za rękę.
- Brawo! Byliście genialni! Ty byłaś genialna! – zawołał przyjaciółka, ściskając mnie z całej siły.
- Dzięki, ale dusisz!
- Och, przepraszam – zachichotała, uśmiechając się szeroko.
- Byłaś świetna, Eleno – powiedział Damon, obejmując mnie i całując mnie delikatnie w policzek. Serce zabiło mi szybciej. Odsunęłam się,
aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Kocham cię powiedziałam, po czym pocałowałam go w usta.
Damon odwzajemnił pocałunek. Gdy
oderwaliśmy się od siebie jego oczy promieniowały szczęściem. Uśmiechnął się
szeroko.
- Chodźcie, w pokoju wspólnym jest impreza! – zawołał
Hindley, podbiegając do nas. – Alex skołował piwo kremowe i ognistą wisky, chodźcie!
- Już idziemy – krzyknął Damon.
Imperio
_______________________________________________________________________________
Cześć! To znowu ja ;) Wróciłam z nowym rozdziałem, jak wam się podoba?? To znaczy z 2 częścia tamtego rozdziału, ale mniejsza o szczegóły :) Liczę na liczną sumkę komentarzy :D