wtorek, 24 września 2013

Rozdział 17: Mecz Ravenclaw – Slytherin cz 1 (niestety muszę prerwać w połowie, bo było by dużo za długie, więc proszę o wyrozumiałość;) )




Gdy się rano obudziłam, powitało mnie „przemiłe” uczucie jakby mi się wszystkie wnętrzności skręcały ze stresu. To dziś. Mecz ze Ślizgonami. Przełknęłam głośno ślinę. To mój pierwszy mecz, a Ravenclaw jakoś tak zbyt często jak na mój gust przegrywa ze Slyherinem. A co jeśli zawalę? Nie chcę się zbłaźnić na oczach całej szkoły. Jeszcze, żeby było fajniej Goldi też zagra na pozycji ścigającego… Super, po prostu super! Gdy w końcu wygramoliłam się z łóżka i szybko upodobniłam się do ludzi. Gdy otworzyłam drzwi naszego dormitorium, siedząca za nimi Katy poderwała się gwałtownie i zaczepiła pazurkami o moją szatę.

- Katy! – syknęłam, a ona zamiauczał głośno. – Oj, już, już. Zaraz dostaniesz swoje jedzenie, ty mały koci pasibrzuchu – pozwiedzałam, po czym nakreśliłam w powietrzu ósemkę moją różdżką 11 i 3/4 cala z krzewu różanego i włosem z grzywy jednorożca w rdzeniu, i przed kotką pojawiła się mała miseczka z kocią karmą. – Jak ja nienawidzę tego zapachu – mruknęłam.

- Oh, czeeeeść, Elenoo – przywitała się Ivanne, ziewają. – Damon jeszcze nie zszedł? – spytała, rozglądając się po pokoju wspólnym.

- Nie, ale mógłby się pośpieszyć, bo umieram z głodu – powiedziałam, przeciągając się leniwie. – Chociaż, tak właściwie to nie wiem, czy zdołam cokolwiek przełknąć…

- Mały stresik przed meczem?

- Jak cholera.

- Cześć, wam – nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł.

- Co tak długo? – spytała Ivanne, a on tylko wzruszył ramionami.

- Idziemy już? – pokiwałam głową i ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Gdy wyszliśmy z wieży Ravenclaw, naszym oczom ukazała się grupka chyba drugorocznych krukonek, ubranych od stóp  do głów w błękit i brąz, kolory naszego domu i trzymające wielki transparent z napisem „Do boju, Ravenclaw!”. Dziewczynki podeszły do nas.

- Cześć! – odezwała się najwyższa z nich o płomiennie rudych włosach. – Nazywam się Sue. Sue Larkin, a to jest Megan – wskazała na nieco niższą blondynkę – i Emma – przedstawił szatynkę o śniadej cerze. – Chciałyśmy życzyć powodzenia tobie i reszcie drużyny – uśmiechnęła się promiennie, a ja poczułam, że się rumienię. – Na pewno wygracie.

- Ehm… Dzięki, postaramy się – odparłam, odwzajemniając uśmiech i oddaliłyśmy się w stronę śniadania, to znaczy Wielkiej Sali.

- Ojej, ale to urocze – powiedział Ivanne, gdy dziewczyny nie mogły nas usłyszeć.

- Tak, miło z ich strony… - odpowiedziałam. – Ale cokolwiek by nie powiedziały i tak nie mogę przestać myśleć o tym, że na pewno coś sknocę na boisku… Przed całą szkołą! – wiem, wiem, zaczynałam desperować, ale co ja na to poradzę?

- Eleno, przestań się tak przejmować! – zaoponował Damon, łapiąc mnie za rękę.

- Łatwo ci mówić! Po prostu nie chcę się zbłaźnić…

- El! Nie zbłaźnisz się! Widzieliśmy cię z Damonem na treningach i byłaś super! Więc weź się w garść i przestań się stresować!

- Ale… - nie dawałam się przekonać.

- Eleno, weź współpracuj – odezwał się Damon. – Jak ci mówimy, że dobrze jest, to jest dobrze, rozumiesz? Nie powiedzielibyśmy ci tego gdyby tak nie było, tylko włamalibyśmy się do zapasów Slughorna i zwędzili jedną buteleczkę Felix Felicis – zaśmiałam się.

- Co takiego by pan zrobił, panie Smith? – odezwał się nawet teraz jowialny, męski głos. Damon odwrócił się i zobaczył Slughorna patrzącego na niego badawczo. Ivanne przegryzła wargi, z trudem powstrzymując śmiech.

- Dzień dobry, panie profesorze – wysilił się na uśmiech. – Chyba na Boże Narodzenie kupię panu dzwoneczek – kącik ust profesora drgnął lekko jakby chciał się uśmiechnąć.

- Mam nadzieję, że to był tylko dowcip, bo jeśli złapię pana na myszkowaniu w moich zapasach, będzie potrzebne coś więcej niż tylko kandyzowane ananasy, które wręczasz mi od pierwszej klasy, gdy coś przeskrobiesz… - pogroził  palcem i wszedł do Wielkiej Sali.

- Dlaczego zawsze ja tak się wkopuję? – spytał, podnosząc ręce do nieba.

- Spójrz na to z innej strony, prawie zawsze ci się upiecze, zgłasza ze Slughornem. Czekaj… Ty serio przekupujesz go kandyzowanymi ananasami? – zmarszczyła brwi z nie dowierzania.

- No, a myślałaś, że w jaki sposób zawsze udaje mi się uniknąć szlabany, gdy dolewam coś do eliksirów innych i patrzę jak wybuchają? Swoją drogą reakcja Victorii Miling była bezbłędna – roześmiał się.

- Czyli zagadka rozwiązana – skwitowałam. Zawsze mnie to zastanawiało, czemu Slughorn jest dla Damona taki pobłażliwy.  


                                                                                                        Imperio
_____________________________________________________________________

Przepraszam, że musiałam przerwać, ale jeśli bym tego nie zrobiła to serio byłoby bardzo długo (nawet jak na moje standardy ;) )  Proszę, komentujcie jeśli wam się podoba, a jeśli nie to też, bo chcę wiedzieć co robię źle xd (Tylko jak już negatywnie komentujecie, to pamiętajcie, że toleruję krytykę, a nie chamstwo, al to tylko taka drobna uwaga ;)) Do następnego posta ;*

4 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział , czekam na następny :) Zapraszam też do mnie :))) http://secret-dreams-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, spodobało mi sie i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Świetne, czekam na resztę :)
    Zapraszam > http://onedirection-my-love-my-life.blogspot.com/
    http://light-in--the-tunnel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też kupię Slughornowi dzwoneczek *.*
    Muszę się przyznać, że ten rozdział przeczytałam jako pierwszy i mi się spodobał :)
    Trochę chyba muszę ogarnąć całą historię, ale myślę, że będzie warto :)
    Pozdrawiam, Fayer.

    hp-szeptane-tajemnice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń