Gdy się rano obudziłam, powitało mnie „przemiłe” uczucie
jakby mi się wszystkie wnętrzności skręcały ze stresu. To dziś. Mecz ze
Ślizgonami. Przełknęłam głośno ślinę. To mój pierwszy mecz, a Ravenclaw jakoś
tak zbyt często jak na mój gust przegrywa ze Slyherinem. A co jeśli zawalę? Nie
chcę się zbłaźnić na oczach całej szkoły. Jeszcze, żeby było fajniej Goldi też
zagra na pozycji ścigającego… Super, po prostu super! Gdy w końcu wygramoliłam
się z łóżka i szybko upodobniłam się do ludzi. Gdy otworzyłam drzwi naszego
dormitorium, siedząca za nimi Katy poderwała się gwałtownie i zaczepiła
pazurkami o moją szatę.
- Katy! – syknęłam, a ona zamiauczał głośno. – Oj, już, już.
Zaraz dostaniesz swoje jedzenie, ty mały koci pasibrzuchu – pozwiedzałam, po
czym nakreśliłam w powietrzu ósemkę moją różdżką 11 i 3/4 cala z krzewu
różanego i włosem z grzywy jednorożca w rdzeniu, i przed kotką pojawiła się
mała miseczka z kocią karmą. – Jak ja nienawidzę tego zapachu – mruknęłam.
- Oh, czeeeeść, Elenoo – przywitała się Ivanne, ziewają. –
Damon jeszcze nie zszedł? – spytała, rozglądając się po pokoju wspólnym.
- Nie, ale mógłby się pośpieszyć, bo umieram z głodu –
powiedziałam, przeciągając się leniwie. – Chociaż, tak właściwie to nie wiem,
czy zdołam cokolwiek przełknąć…
- Mały stresik przed meczem?
- Jak cholera.
- Cześć, wam – nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł.
- Co tak długo? – spytała Ivanne, a on tylko wzruszył
ramionami.
- Idziemy już? – pokiwałam głową i ruszyliśmy do Wielkiej
Sali. Gdy wyszliśmy z wieży Ravenclaw, naszym oczom ukazała się grupka chyba
drugorocznych krukonek, ubranych od stóp
do głów w błękit i brąz, kolory naszego domu i trzymające wielki
transparent z napisem „Do boju, Ravenclaw!”. Dziewczynki podeszły do nas.
- Cześć! – odezwała się najwyższa z nich o płomiennie rudych
włosach. – Nazywam się Sue. Sue Larkin, a to jest Megan – wskazała na nieco
niższą blondynkę – i Emma – przedstawił szatynkę o śniadej cerze. – Chciałyśmy
życzyć powodzenia tobie i reszcie drużyny – uśmiechnęła się promiennie, a ja
poczułam, że się rumienię. – Na pewno wygracie.
- Ehm… Dzięki, postaramy się – odparłam, odwzajemniając
uśmiech i oddaliłyśmy się w stronę śniadania, to znaczy Wielkiej Sali.
- Ojej, ale to urocze – powiedział Ivanne, gdy dziewczyny
nie mogły nas usłyszeć.
- Tak, miło z ich strony… - odpowiedziałam. – Ale cokolwiek
by nie powiedziały i tak nie mogę przestać myśleć o tym, że na pewno coś sknocę
na boisku… Przed całą szkołą! – wiem, wiem, zaczynałam desperować, ale co ja na
to poradzę?
- Eleno, przestań się tak przejmować! – zaoponował Damon,
łapiąc mnie za rękę.
- Łatwo ci mówić! Po prostu nie chcę się zbłaźnić…
- El! Nie zbłaźnisz się! Widzieliśmy cię z Damonem na
treningach i byłaś super! Więc weź się w garść i przestań się stresować!
- Ale… - nie dawałam się przekonać.
- Eleno, weź współpracuj – odezwał się Damon. – Jak ci
mówimy, że dobrze jest, to jest dobrze, rozumiesz? Nie powiedzielibyśmy ci tego
gdyby tak nie było, tylko włamalibyśmy się do zapasów Slughorna i zwędzili
jedną buteleczkę Felix Felicis – zaśmiałam się.
- Co takiego by pan zrobił, panie Smith? – odezwał się nawet
teraz jowialny, męski głos. Damon odwrócił się i zobaczył Slughorna patrzącego
na niego badawczo. Ivanne przegryzła wargi, z trudem powstrzymując śmiech.
- Dzień dobry, panie profesorze – wysilił się na uśmiech. –
Chyba na Boże Narodzenie kupię panu dzwoneczek – kącik ust profesora drgnął
lekko jakby chciał się uśmiechnąć.
- Mam nadzieję, że to był tylko dowcip, bo jeśli złapię pana
na myszkowaniu w moich zapasach, będzie potrzebne coś więcej niż tylko
kandyzowane ananasy, które wręczasz mi od pierwszej klasy, gdy coś
przeskrobiesz… - pogroził palcem i
wszedł do Wielkiej Sali.
- Dlaczego zawsze ja tak się wkopuję? – spytał, podnosząc
ręce do nieba.
- Spójrz na to z innej strony, prawie zawsze ci się upiecze,
zgłasza ze Slughornem. Czekaj… Ty serio przekupujesz go kandyzowanymi
ananasami? – zmarszczyła brwi z nie dowierzania.
- No, a myślałaś, że w jaki sposób zawsze udaje mi się
uniknąć szlabany, gdy dolewam coś do eliksirów innych i patrzę jak wybuchają?
Swoją drogą reakcja Victorii Miling była bezbłędna – roześmiał się.
- Czyli zagadka rozwiązana – skwitowałam. Zawsze mnie to
zastanawiało, czemu Slughorn jest dla Damona taki pobłażliwy.
Imperio
_____________________________________________________________________
Przepraszam, że musiałam przerwać, ale jeśli bym tego nie zrobiła to serio byłoby bardzo długo (nawet jak na moje standardy ;) ) Proszę, komentujcie jeśli wam się podoba, a jeśli nie to też, bo chcę wiedzieć co robię źle xd (Tylko jak już negatywnie komentujecie, to pamiętajcie, że toleruję krytykę, a nie chamstwo, al to tylko taka drobna uwaga ;)) Do następnego posta ;*
Bardzo fajny rozdział , czekam na następny :) Zapraszam też do mnie :))) http://secret-dreams-forever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper, spodobało mi sie i czekam na next :)
OdpowiedzUsuńJej! Świetne, czekam na resztę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam > http://onedirection-my-love-my-life.blogspot.com/
http://light-in--the-tunnel.blogspot.com/
Ja też kupię Slughornowi dzwoneczek *.*
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że ten rozdział przeczytałam jako pierwszy i mi się spodobał :)
Trochę chyba muszę ogarnąć całą historię, ale myślę, że będzie warto :)
Pozdrawiam, Fayer.
hp-szeptane-tajemnice.blogspot.com