sobota, 14 września 2013

Rozdział 16: To na pewno tylko stek bzdur






Spałam sobie w najlepsze, gdy nagle obudził mnie okropny huk. A potem jeszcze jeden. Szybko zerwałam się z łóżka z myślą, że dzieje się coś złego, gdy zobaczyłam mojego kociaka, czyszczącego sobie futerko na roztrzaskanej szkatule  Mirandy i jej połamanej statuetce (nagroda zIII miejsce w międzyszkolnych mistrzostwach Gargulków). Zaklęłam pod nosem.

- Katy! Coś ty narobiła? – syknęłam, choć dobrze wiedziałam, że futrzak i tak tego nie zrozumie. Wzięłam kotkę na ręce i „wyrzuciłam” za drzwi. Aż dziwne, że taki hałas obudził tylko mnie, reszta dziewczyn nadal śliniła się do poduszki, niektóre mamrocząc coś niezrozumiałego.

- Reparo – mruknęłam, celując w kawałki bibelotów Mirandy, po czym wróciłam do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Po tym jak odruchowo wyjrzałam przez okno i zobaczyłam księżyc, nie mogłam już przestać myśleć o Damonie. Dręczące mnie poczucie winy wracało ze zdwojoną siłą, kiedy w mojej głowie zaczęły się snuć możliwe scenariusze jego dalszego życia, które od tej chwili będzie podyktowane fazami księżyca. Co mi strzeliło, żeby iść  na sprawdziany quidditcha? Przecież gdym nie próbowała dostać się tego dnia do drużyny, Damon nie poszedłby mi kibicować. Bez względu na to, ile razy powtórzy mi jeszcze, że to nie moja wina, że nie powinnam się zadręczać to,  palące ukłucie winy i tak nie zelżeje. Całe szczęście, że Ivanne wtedy z nami nie było. Jak bardzo bym chciała, aby to, co powiedział Philip nie było prawdą. By to był tylko sen, lecz niestety na to nie wygląda. Dlaczego ten Berrge uwziął się akurat na mnie? Bo rodzice zapuszkowali go w Azkabanie? Czy musieli trafić akurat na takiego mściwego typa? I dlaczego on musi w to wciągać jeszcze Damona? To nie fair. Mam tylko nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, a do tego czasu oby chociaż na Iv nikt nie polował… Przytłoczona ciężarem tych rozmyślań, przewracając się w łóżku z boku na bok, nie mogłam zmrużyć oka. Za każdym razem gdy moje powieki opadały, pozwalając mi zapaść w sen choćby na krótką chwilę, od razu budził mnie jeden i ten sam koszmar, w którym stałam oko w oko z pałającym żądzą zemsty Berrge . Zawsze był przy mnie Damon, który w końcu przechodził na jego stronę, patrząc na mnie z wyrzutem. Niepotrzebna czarnoksiężnikowi Ivanne walczyła o życie z innym wilkołakiem. Tak chciałam jej pomóc, ale, jak to bywa w tego typu koszmarach,  nie mogłam nic zrobić. Tylko patrzeć. Ten sam sen dręczył mnie już od dnia wizyty u Phila w skrzydle szpitalnym, lecz nikomu o tym nie mówiłam.

***

- Elfein, nie przykładasz się! – skarciła mnie niezadowolona profesor McGonagall. – Jeśli chcesz, aby twoja czarka transumutowała w królika, a nie tylko zyskała parę uszu i puchaty ogonek, racę ci się bardziej skupić – spojrzała na stolik Ivanne. – Dobra robota, Louis – pochwaliła, a przyjaciółka uśmiechnęła się zadowolona z siebie i opasłego, czarnego gryzonia, którego właśnie wyczarowała. – Sophie Rose, ja cię proszę! Co to ma być? – zawołała McGonagall, ruszając ku dziewczynie. – Smith, Torn! Przez takich uczniów jak wy rozważam emeryturę… - westchnęła po drodze, załamana ich wyczynami. Chłopcy jednak nie przejęli się tym zbytnio, wręcz przeciwnie. Popatrzyli po sobie, po czym wybuchli stłumionym śmiechem. Ivanne, widząc jak Damon uderza swoją różdżką w uszatą czarkę, mrucząc pod nosem zaklęcie, a Eddie go dopingował słowami „Dawaj, dawaj! Może wyrośnie jeszcze futerko!”

- Transmutationis –powiedziałam, starając się w końcu transmutować tą nieszczęsną czarkę. I znowu nic.

- Patrz – poleciła Iv. – Transmutationis! – machnęła różdżką i już po chwili po moim stoliku kicał sobie w najlepsze mały, brązowy króliczek. – Widzisz? To nic trudnego – stwierdziła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. Zamachnęła się ponownie i zwierzątko stało się ponownie miedzianą czarką. – Teraz ty spróbuj – spróbowałam odtworzyć jej ruch różdżką, ale nic z tego nie wyszło. Taa.. Transmutacja zawsze była moją słabą stroną. Spróbowałam jeszcze raz. – No widzisz! Udało ci się! – pochwaliła ze szczerym uśmiechem Ivanne. Ja też się uśmiechnęłam, gdy futrzak wskoczył na moje kolana.

- Spójrz na Cedrica i Lexi – mruknęłam.

- Szkoda słów – rzuciła cicho Iv. – Jak może tak odtrącać swoją siostrę? Przecież ona teraz go potrzebuje, a on? Całkowicie ma ją gdzieś – spojrzała w jego stronę, nie kryjąc pogardy.

- Jak już raczy się do niej odezwać, ma przy tym taką minę jakby bał się, że go czymś zarazi…

- Taa… Gdybym była na miejscu Lexi, tylko bym myślała, w którym miejscu zatopić kły, żeby go zabolało najbardziej… Oczywiście tylko gdyby mnie tak traktował – dodała szybko, widząc moją minę.

- To nie takie proste  jak ci się wydaje – wtrącił Damon, odwracając się do nas, gdy Eddie wybiegł z ławki, goniąc swojego królika.

- A co w tym trudnego? – zdziwiła się. – Mój 5-letni kuzyn, Benji, jakoś nie miał skrupułów, aby wbić swoje ostre ząbki prosto w moją nogę – kiedy ja się roześmiałam, on popatrzył tylko na nią z zupełnie nie podobnym do siebie smutkiem.

- Nie żartuj z poważnych spraw – odparł, po czym odwrócił się.

***

- Jak pomyślę, że teraz mamy 2 godziny pod rząd wróżbiarstwa z tą pomyloną Trewalney to skręca mnie od środka – powiedziałam zrezygnowana. Nie znosiłam lekcji wróżbiarstwa, a jednym z powodów było to, że według profesor Trelawney lekcja bez przepowiedzenia komuś tragicznej śmierci była lekcją straconą.

- Spójrz na to z innej strony – zaczął Damon, bawiąc się różdżką – przynajmniej mamy je z Puchonami. Lepsi oni niż Ślizgoni i ten bufon Goldenson – skwitował, wzruszając ramionami. – A tak zmieniając temat, chyba jutro macie pierwszy mecz, nie? Z kim on jest z Gryffindorem czy…?

- Nie, ze Slytherinem– na mojej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. – Z Gryfonami mamy w następnym tygodniu.

- Uuu… Masakra – skwitowała Ivanne, śledząc wzrokiem Scotta. – Nie! Nie, dlaczego? – syknęła cicho.

- Co jest? – spytałam, patrząc na nią badawczo.

- Scott właśnie objął Corę Press! – wydała z siebie zduszony okrzyk tak, że przechodzący obok pierwszoroczni zmierzyli ją ciekawskim spojrzeniem.

- Na co się tak gapicie? – fuknęła, po czym zwruciła się do mnie i do Damona. – Przecież myślałam, że mu się podobam! Powiedział, że mnie lubi! A teraz gździ się po kątach z tą całą Press?! Już ja sobie z nią porozmawiam w pokoju wspólnym, już ja sobie porozmawiam… Ale dlaczego woli ją? Przecież wyglądamy tak samo, no z wyjątkiem tego, że ona ma krótkie blond włosy, a ja długie kasztanowe, no i ona jest wysoka, ja raczej średniego wzrostu i ma oczy innego koloru, ale poza tym wyglądamy prawie tak samo! Co ona ma, czego ja nie mam?

- Oj, spokojnie, Iv – spróbował ją uspokoić. – Chłopcy w tym wieku rozglądają się za różnymi dziewczynami… - odrzekł spokojnie.

- Chcesz mi coś powiedzieć? - posłałam mu karcące spojrzenie.

- Eee… Oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko. – Chociaż ta ruda z Hufflepuffu…  - zaczął, obracając się przez ramię.

- Damon! – trzepnęłam go w ramię.

- Oj, tylko żartowałem! – podniósł ręce w obronnym geście, a Iv się roześmiała. Po chwili my też. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i szepnęłam tak, że tylko on mógł mnie usłyszeć.

- Wiesz, że bardzo cię lubię, ale zanim spojrzysz jeszcze raz na „tą rudą z Hufflepuffu” radę ci to dobrze przemyśleć, bo tatuś też nauczył mnie kilku klątw, kochanie – pocałowałam go w policzek.

- Grozisz mi? – spytał, tłumiąc śmiech i też mnie całując.

- Aha – pokiwałam głową i oboje się roześmialiśmy.

Gdy w końcu wdrapaliśmy się po drabinie do klasy Trelawney, jak zawsze powitał nas duszące opary  jakiś kadzidełek. Ivanne zaczęła kaszleć.

- Coś nie tak, moja droga? -  spytał „odległy” głos jakiejś mglistej postaci stojącej za nią. Ivanne aż podskoczyła.

- Poza tym, że myślałam, że przez panią dostanę zawału, to tak, wszystko w porządku – wydusiła z siebie, trzymając się za serce.

- Ah, no tak… Moje wewnętrzne oko powiedziało mi, że tak możesz zareagować… - powiedziała i oddaliła się w stronę przestarzałego kredensu.

- Wiedziałam, że Trelawney jest straszna, ale żeby aż tak? – zachichotałam.

- Zaskoczyła mnie! Was nie? – pokręciliśmy przecząco głową. – Jak już ją widzieliście, to mogliście mnie z łaski swojej poinformować jak zobaczycie, że ta baba czai się za moimi plecami!

Zajęliśmy miejsca przy stolikach, ja z Damonem, a Ivanne z  Puchonką Catherine Jones.

- Ciekawe jakiej „fascynującej” rzeczy będzie nas dziś uczyć – mruknął. – Jak tylko zdam SUMy wiesz co zrobię zaraz po tym?

- Raz na zawsze skończysz z wróżbiarstwem , a  podręcznik najchętniej byś  przekazał „na szczytny cel”, tzn. dał jakiemuś mugolowi na podpałkę do grilla?

- Skąd ty… - zdziwił się.

- Skąd wiem? Bo chętnie zrobiłabym to samo i teraz – wyszczerzyłam zęby w uśmiech. Damon go odwzajemnił.

- Dziś zgłębimy tajniki starożytnej sztuki wróżenia z wosku – pozwiedzała charakterystycznym dla siebie „odległym” głosem. Machnęła różdżką i na każdym stoliku pojawiały się po dwie misy, napełnione  do połowy wodą i świeczka. Zamachnęła się jeszcze raz i knoty zaczęły się palić. – Instrukcje znajdziecie w podręczniku na stronie 17.

- „Starożytnej sztuki wróżenia z wosku” – powtórzył. – Jej już chyba całkiem odbiło.

- Słyszałam to, panie Smith! – zagrzmiała, obrzucając go karcącym spojrzeniem. – Przykro mi słyszeć taką ignorancję z pańskich ust. Ale i tak wkrótce docenisz wróżbiarstwo, zwłaszcza , że czeka cię okropna tragedia, zbliżająca się nieuchronnie wielkimi krokami, którą właśnie panu przepowiadam – oznajmiła wyniosłym tonem, zadzierając wysoko głowę. Damon przewrócił oczami, a ja lejąc wosk do misy, wybuchłam stłumionym chichotem.

- Do tragedii dojdzie jeśli ta baba jeszcze raz zada nam jakąś debilną pracę domową – zatarł ręce, jak to robią geniusze zła w bajkach dla dzieci, a ja znowu się roześmiałam. Niemal od razu chłopak mi zawtórował, czym zasłużyliśmy sobie na jeszcze jedno gniewne spojrzenie Trelawney. Mój wosk ułożył się w jakieś dziwne kształty, które, jak na moje oko, wyglądały jak grabie i kalosz, ale pewnie według kogoś, kto „ma wewnętrzne oko” zobaczyłby tu coś nadzwyczajnego, a nie tak jak ja, reklamę sklepu ogrodniczego. Sprawdziłam to w książce.

- Eee…

- Co ci wyszło? – spytał, mieszając dębową różdżką 12 cali z włosem z ogona Testrala w rdzeniu dryfujący wosk.

- Według podręcznika moje pływające farfocle znaczą „spotka cię wielkie nieszczęście” lub „zostaniesz napadniętym przez bandę królików ludojadów”… Chyba nie mam do tego talentu. Co ty właściwie robisz? – spojrzałam na niego spod uniesionej brwi.

- Jeśli dostanę jeszcze jedno T (najgorsza ocena w Hogwarcie - Troll), to Trelawney napisze do mojej matki (profesor i jego mama znały się od lat i utrzymywały ze sobą dobre kontakty), a ewidentnie coś sknociłem. – I jak to teraz wygląda? – spytała, wskazując na rozbebłany wosk.

- Eee… Prawda czy kłamstwo?

- Kłamstwo proszę.

- Jest idealnie – pochwaliłam, posyłając mu uśmiech rozbawienia. – A tak na serio to wygląda jak…

- Księżyc – dokończył za mnie. – Właśnie tak wyglądał zanim go próbowałem ułożyć…

- Powrócił do tego kształtu? Pewnie Trelawney zaczarowała wosk, żeby nie można było oszukiwać… Sprawdź co to znaczy, chociaż i tak wyjdzie z tego jakiś stek bzdur, tak jak moja przepowiednia o  króliczkach ludożercach… - wzruszyłam ramionami.

- Znalazłem! – powiedział, gdy już skończył wertować książę. – To oznacza… Miałaś racje, jakaś totalna bzdura – pośpiesznie zamkną podręcznik.

- No, ale co tam napisali? – dociekałam.

- Nic szczególnego – odparł.

- Ale chcę wiedzieć, musisz to zanotować, bo jak będzie sprawdzać i zobaczy, że nie masz notatki… Naprawdę, aż tak chcesz dostać wyjca od mamy? – wzięłam swój podręcznik i odszukałam właściwą stronę. – O! Znalazłam! Czekaj… Tu jest napisane, że czeka cię okrutna próba i test charakteru… Totalna bzdura – skwitowałam. – Ale lepiej zanotuj. Damon nie wierzył we wróżbiarstwo, ale w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Jego zwykle roześmiane oczy stały się nieprzeniknione i chłodne.

                                                                   Imperio
___________________________________________________________________________

Cześć! I jak wam się podobało? Przepraszam za literówki jeśli jakieś są  i za to, że w pewnym miejscu tekst wyglada inaczej, ale nie mogłam tego zmienić :/ Przypominam o zasadzie czytasz+komentujesz :D Dla was to chwila, a dla mnie uśmiech na twarzy :* Do następnego oxoxo

6 komentarzy:

  1. pierwsza ;p ale tak po za tym to super rozdział czekam na wiecej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahha...Damon podpuszczał w pewnym momencie Ivannę :P
    świetny rozdział :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział
    http://he-is-just-a-friend.blogspot.nl/2013/09/27.html
    Vicky :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ten twój rozdział oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam calusi! Bardzo mi się podoba Twój sposób pisania. Chyba będę tu częściej zaglądać.
    Gdyby nie FanPage na fb pewnie bym tu nie trafiła :D Żałuję, że nie czytam tego bloga od początku, ale wydaje mi się bardzo interesujący. Tylko nie ogarniam kiedy to się dzieje: po czasach Harry'ego czy przed?
    Trelawney i jej wróżby... taaa, jak zawsze. Ale co ten Damon ukrywał? To imię kojarzy mi się z diabłem... wiem dziwne, ale często mam dziwne skojarzenia...
    A poza tym to bardzo podoba mi się wygląd tego bloga ^^ Może jest trochę za różowo, ale ślicznie ^^ Sama pracuję nad wyglądem swojego, ale średnio mi idzie xd Chyba będę musiała poprosić kogoś o pomoc. Nie jestem dobra w graficznych sprawach.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział.
    Ginny z '1D? Wolę Harrrego Pottera'

    nasziherbatkiswiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Długi, ale bardzo dobry.
    Jestem tu pierwszy raz, ale podoba mi się i postaram się przeczytać wcześniejsze rozdziały.
    Pozdrawiam!
    Zapraaszam do mnie, liczę opinię z Twojej strony.
    http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG !!
    Jest bardzo, bardzo dobry.
    Wprost rewelacja.

    ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWY IMAGIN
    http://one-directions-imaginy.blogspot.com/

    pozdrawiam
    . ~ Misiaczek

    OdpowiedzUsuń