Spałam sobie w najlepsze, gdy nagle obudził mnie okropny
huk. A potem jeszcze jeden. Szybko zerwałam się z łóżka z myślą, że dzieje się
coś złego, gdy zobaczyłam mojego kociaka, czyszczącego sobie futerko na
roztrzaskanej szkatule Mirandy i jej
połamanej statuetce (nagroda za III
miejsce w międzyszkolnych mistrzostwach Gargulków). Zaklęłam pod nosem.
- Katy! Coś ty narobiła? – syknęłam, choć dobrze wiedziałam,
że futrzak i tak tego nie zrozumie. Wzięłam kotkę na ręce i „wyrzuciłam” za
drzwi. Aż dziwne, że taki hałas obudził tylko mnie, reszta dziewczyn nadal
śliniła się do poduszki, niektóre mamrocząc coś niezrozumiałego.
- Reparo – mruknęłam, celując w kawałki bibelotów Mirandy,
po czym wróciłam do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Po tym jak
odruchowo wyjrzałam przez okno i zobaczyłam księżyc, nie mogłam już przestać
myśleć o Damonie. Dręczące mnie poczucie winy wracało ze zdwojoną siłą, kiedy w
mojej głowie zaczęły się snuć możliwe scenariusze jego dalszego życia, które od
tej chwili będzie podyktowane fazami księżyca. Co mi strzeliło, żeby iść na sprawdziany quidditcha? Przecież gdym nie
próbowała dostać się tego dnia do drużyny, Damon nie poszedłby mi kibicować.
Bez względu na to, ile razy powtórzy mi jeszcze, że to nie moja wina, że nie
powinnam się zadręczać to, palące ukłucie winy i tak nie zelżeje. Całe szczęście,
że Ivanne wtedy z nami nie było. Jak bardzo bym chciała, aby to, co powiedział
Philip nie było prawdą. By to był tylko sen, lecz niestety na to nie wygląda.
Dlaczego ten Berrge uwziął się akurat na mnie? Bo rodzice zapuszkowali go w
Azkabanie? Czy musieli trafić akurat na takiego mściwego typa? I dlaczego on
musi w to wciągać jeszcze Damona? To nie fair. Mam tylko nadzieję, że wszystko
jakoś się ułoży, a do tego czasu oby chociaż na Iv nikt nie polował…
Przytłoczona ciężarem tych rozmyślań, przewracając się w łóżku z boku na bok,
nie mogłam zmrużyć oka. Za każdym razem gdy moje powieki opadały, pozwalając mi
zapaść w sen choćby na krótką chwilę, od razu budził mnie jeden i ten sam
koszmar, w którym stałam oko w oko z pałającym żądzą zemsty Berrge . Zawsze był
przy mnie Damon, który w końcu przechodził na jego stronę, patrząc na mnie z
wyrzutem. Niepotrzebna czarnoksiężnikowi Ivanne walczyła o życie z innym
wilkołakiem. Tak chciałam jej pomóc, ale, jak to bywa w tego typu
koszmarach, nie mogłam nic zrobić. Tylko
patrzeć. Ten sam sen dręczył mnie już od dnia wizyty u Phila w skrzydle
szpitalnym, lecz nikomu o tym nie mówiłam.
***
- Elfein, nie przykładasz się! – skarciła mnie niezadowolona
profesor McGonagall. – Jeśli chcesz, aby twoja czarka transumutowała w królika,
a nie tylko zyskała parę uszu i puchaty ogonek, racę ci się bardziej skupić –
spojrzała na stolik Ivanne. – Dobra robota, Louis – pochwaliła, a przyjaciółka
uśmiechnęła się zadowolona z siebie i opasłego, czarnego gryzonia, którego
właśnie wyczarowała. – Sophie Rose, ja cię proszę! Co to ma być? – zawołała
McGonagall, ruszając ku dziewczynie. – Smith, Torn! Przez takich uczniów jak wy
rozważam emeryturę… - westchnęła po drodze, załamana ich wyczynami. Chłopcy
jednak nie przejęli się tym zbytnio, wręcz przeciwnie. Popatrzyli po sobie, po
czym wybuchli stłumionym śmiechem. Ivanne, widząc jak Damon uderza swoją
różdżką w uszatą czarkę, mrucząc pod nosem zaklęcie, a Eddie go dopingował słowami „Dawaj, dawaj! Może wyrośnie jeszcze futerko!”
- Transmutationis –powiedziałam,
starając się w końcu transmutować tą nieszczęsną czarkę. I znowu nic.
- Patrz – poleciła Iv. – Transmutationis! –
machnęła różdżką i już po chwili po moim stoliku kicał sobie w najlepsze mały,
brązowy króliczek. – Widzisz? To nic trudnego – stwierdziła, a na jej twarzy
pojawił się uśmiech zadowolenia. Zamachnęła się ponownie i zwierzątko stało się
ponownie miedzianą czarką. – Teraz ty spróbuj – spróbowałam odtworzyć jej
ruch różdżką, ale nic z tego nie wyszło. Taa.. Transmutacja zawsze była moją
słabą stroną. Spróbowałam jeszcze raz. – No widzisz! Udało ci się! – pochwaliła
ze szczerym uśmiechem Ivanne. Ja też się uśmiechnęłam, gdy futrzak wskoczył na
moje kolana.
- Spójrz na Cedrica i Lexi – mruknęłam.
- Szkoda słów – rzuciła cicho Iv. – Jak może
tak odtrącać swoją siostrę? Przecież ona teraz go potrzebuje, a on? Całkowicie
ma ją gdzieś – spojrzała w jego stronę, nie kryjąc pogardy.
- Jak już raczy się do niej odezwać, ma przy tym taką minę
jakby bał się, że go czymś zarazi…
- Taa… Gdybym była na miejscu Lexi, tylko bym
myślała, w którym miejscu zatopić kły, żeby go zabolało najbardziej… Oczywiście
tylko gdyby mnie tak traktował – dodała szybko, widząc moją minę.
- To nie takie proste
jak ci się wydaje – wtrącił Damon, odwracając się do nas, gdy Eddie
wybiegł z ławki, goniąc swojego królika.
- A co w tym trudnego? – zdziwiła się. – Mój 5-letni kuzyn,
Benji, jakoś nie miał skrupułów, aby wbić swoje ostre ząbki prosto w moją nogę
– kiedy ja się roześmiałam, on popatrzył tylko na nią z zupełnie nie podobnym
do siebie smutkiem.
- Nie żartuj z poważnych spraw – odparł, po czym odwrócił
się.
***
- Jak pomyślę, że teraz mamy 2 godziny pod rząd wróżbiarstwa z tą pomyloną Trewalney to skręca mnie od środka – powiedziałam zrezygnowana. Nie znosiłam lekcji wróżbiarstwa, a jednym z powodów było to, że według profesor Trelawney lekcja bez przepowiedzenia komuś tragicznej śmierci była lekcją straconą.
- Spójrz na to z innej strony – zaczął Damon, bawiąc się
różdżką – przynajmniej mamy je z Puchonami. Lepsi oni niż Ślizgoni i ten bufon
Goldenson – skwitował, wzruszając ramionami. – A tak zmieniając temat, chyba
jutro macie pierwszy mecz, nie? Z kim on jest z Gryffindorem czy…?
- Nie, ze Slytherinem– na mojej twarzy pojawił się ironiczny
uśmiech. – Z Gryfonami mamy w następnym tygodniu.
- Uuu… Masakra – skwitowała Ivanne, śledząc wzrokiem Scotta.
– Nie! Nie, dlaczego? – syknęła cicho.
- Co jest? – spytałam, patrząc na nią badawczo.
- Scott właśnie objął Corę Press! – wydała z siebie zduszony
okrzyk tak, że przechodzący obok pierwszoroczni zmierzyli ją ciekawskim
spojrzeniem.
- Na co się tak gapicie? – fuknęła, po czym zwruciła się do mnie i do Damona. – Przecież myślałam, że
mu się podobam! Powiedział, że mnie lubi! A teraz gździ się po kątach z tą całą
Press?! Już ja sobie z nią porozmawiam w pokoju wspólnym, już ja sobie
porozmawiam… Ale dlaczego woli ją? Przecież wyglądamy tak samo, no z wyjątkiem
tego, że ona ma krótkie blond włosy, a ja długie kasztanowe, no i ona jest
wysoka, ja raczej średniego wzrostu i ma oczy innego koloru, ale poza tym
wyglądamy prawie tak samo! Co ona ma, czego ja nie mam?
- Oj, spokojnie, Iv – spróbował ją uspokoić. – Chłopcy w tym
wieku rozglądają się za różnymi dziewczynami… - odrzekł spokojnie.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - posłałam mu karcące spojrzenie.
- Eee… Oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko. – Chociaż ta
ruda z Hufflepuffu… - zaczął, obracając
się przez ramię.
- Damon! – trzepnęłam go w ramię.
- Oj, tylko żartowałem! – podniósł ręce w obronnym geście, a
Iv się roześmiała. Po chwili my też. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i szepnęłam
tak, że tylko on mógł mnie usłyszeć.
- Wiesz, że bardzo cię lubię, ale zanim spojrzysz jeszcze
raz na „tą rudą z Hufflepuffu” radę ci to dobrze przemyśleć, bo tatuś też
nauczył mnie kilku klątw, kochanie – pocałowałam go w policzek.
- Grozisz mi? – spytał, tłumiąc śmiech i też mnie całując.
- Aha – pokiwałam głową i oboje się roześmialiśmy.
Gdy w końcu wdrapaliśmy się po drabinie do klasy Trelawney,
jak zawsze powitał nas duszące opary jakiś kadzidełek. Ivanne zaczęła
kaszleć.
- Coś nie tak, moja droga? -
spytał „odległy” głos jakiejś mglistej postaci stojącej za nią. Ivanne aż
podskoczyła.
- Poza tym, że myślałam, że przez panią dostanę zawału, to
tak, wszystko w porządku – wydusiła z siebie, trzymając się za serce.
- Ah, no tak… Moje wewnętrzne oko powiedziało mi, że tak
możesz zareagować… - powiedziała i oddaliła się w stronę przestarzałego
kredensu.
- Wiedziałam, że Trelawney jest straszna, ale żeby aż tak? –
zachichotałam.
- Zaskoczyła mnie! Was nie? – pokręciliśmy przecząco głową.
– Jak już ją widzieliście, to mogliście mnie z łaski swojej poinformować jak
zobaczycie, że ta baba czai się za moimi plecami!
Zajęliśmy miejsca przy stolikach, ja z Damonem, a Ivanne
z Puchonką Catherine Jones.
- Ciekawe jakiej „fascynującej” rzeczy będzie nas dziś uczyć –
mruknął. – Jak tylko zdam SUMy wiesz co zrobię zaraz po tym?
- Raz na zawsze skończysz z wróżbiarstwem , a podręcznik najchętniej byś przekazał „na szczytny cel”, tzn. dał
jakiemuś mugolowi na podpałkę do grilla?
- Skąd ty… - zdziwił się.
- Skąd wiem? Bo chętnie zrobiłabym to samo i teraz –
wyszczerzyłam zęby w uśmiech. Damon go odwzajemnił.
- Dziś zgłębimy tajniki starożytnej sztuki wróżenia z wosku
– pozwiedzała charakterystycznym dla siebie „odległym” głosem. Machnęła różdżką
i na każdym stoliku pojawiały się po dwie misy, napełnione do połowy wodą i świeczka. Zamachnęła się
jeszcze raz i knoty zaczęły się palić. – Instrukcje znajdziecie w podręczniku
na stronie 17.
- „Starożytnej sztuki wróżenia z wosku” – powtórzył. – Jej
już chyba całkiem odbiło.
- Słyszałam to, panie Smith! – zagrzmiała, obrzucając go
karcącym spojrzeniem. – Przykro mi słyszeć taką ignorancję z pańskich ust. Ale
i tak wkrótce docenisz wróżbiarstwo, zwłaszcza , że czeka cię okropna tragedia,
zbliżająca się nieuchronnie wielkimi krokami, którą właśnie panu przepowiadam –
oznajmiła wyniosłym tonem, zadzierając wysoko głowę. Damon przewrócił oczami, a
ja lejąc wosk do misy, wybuchłam stłumionym chichotem.
- Do tragedii dojdzie jeśli ta baba jeszcze raz zada nam
jakąś debilną pracę domową – zatarł ręce, jak to robią geniusze zła w bajkach
dla dzieci, a ja znowu się roześmiałam. Niemal od razu chłopak mi zawtórował,
czym zasłużyliśmy sobie na jeszcze jedno gniewne spojrzenie Trelawney. Mój wosk
ułożył się w jakieś dziwne kształty, które, jak na moje oko, wyglądały jak
grabie i kalosz, ale pewnie według kogoś, kto „ma wewnętrzne oko” zobaczyłby tu
coś nadzwyczajnego, a nie tak jak ja, reklamę sklepu ogrodniczego. Sprawdziłam
to w książce.
- Eee…
- Co ci wyszło? – spytał, mieszając dębową różdżką 12 cali z
włosem z ogona Testrala w rdzeniu dryfujący wosk.
- Według podręcznika moje pływające farfocle znaczą „spotka
cię wielkie nieszczęście” lub „zostaniesz napadniętym przez bandę królików
ludojadów”… Chyba nie mam do tego talentu. Co ty właściwie robisz? – spojrzałam
na niego spod uniesionej brwi.
- Jeśli dostanę jeszcze jedno T (najgorsza ocena w Hogwarcie
- Troll), to Trelawney napisze do mojej matki (profesor i jego mama znały się
od lat i utrzymywały ze sobą dobre kontakty), a ewidentnie coś sknociłem. – I jak to teraz wygląda? – spytała, wskazując na
rozbebłany wosk.
- Eee… Prawda czy kłamstwo?
- Kłamstwo proszę.
- Jest idealnie – pochwaliłam, posyłając mu uśmiech
rozbawienia. – A tak na serio to wygląda jak…
- Księżyc – dokończył za mnie. – Właśnie tak wyglądał zanim
go próbowałem ułożyć…
- Powrócił do tego kształtu? Pewnie Trelawney zaczarowała
wosk, żeby nie można było oszukiwać… Sprawdź co to znaczy, chociaż i tak
wyjdzie z tego jakiś stek bzdur, tak jak moja przepowiednia o króliczkach ludożercach… - wzruszyłam
ramionami.
- Znalazłem! – powiedział, gdy już skończył wertować książę.
– To oznacza… Miałaś racje, jakaś totalna bzdura – pośpiesznie zamkną
podręcznik.
- No, ale co tam napisali? – dociekałam.
- Nic szczególnego – odparł.
- Ale chcę wiedzieć, musisz to zanotować, bo jak będzie
sprawdzać i zobaczy, że nie masz notatki… Naprawdę, aż tak chcesz dostać wyjca
od mamy? – wzięłam swój podręcznik i odszukałam właściwą stronę. – O! Znalazłam!
Czekaj… Tu jest napisane, że czeka cię okrutna próba i test charakteru… Totalna
bzdura – skwitowałam. – Ale lepiej zanotuj. Damon nie wierzył we wróżbiarstwo,
ale w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Jego zwykle roześmiane oczy stały się
nieprzeniknione i chłodne.
Imperio
___________________________________________________________________________
Cześć! I jak wam się podobało? Przepraszam za literówki jeśli jakieś są i za to, że w pewnym miejscu tekst wyglada inaczej, ale nie mogłam tego zmienić :/ Przypominam o zasadzie czytasz+komentujesz :D Dla was to chwila, a dla mnie uśmiech na twarzy :* Do następnego oxoxo
pierwsza ;p ale tak po za tym to super rozdział czekam na wiecej ;*
OdpowiedzUsuńHahha...Damon podpuszczał w pewnym momencie Ivannę :P
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział
http://he-is-just-a-friend.blogspot.nl/2013/09/27.html
Vicky :*
Świetny ten twój rozdział oby tak dalej
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam calusi! Bardzo mi się podoba Twój sposób pisania. Chyba będę tu częściej zaglądać.
OdpowiedzUsuńGdyby nie FanPage na fb pewnie bym tu nie trafiła :D Żałuję, że nie czytam tego bloga od początku, ale wydaje mi się bardzo interesujący. Tylko nie ogarniam kiedy to się dzieje: po czasach Harry'ego czy przed?
Trelawney i jej wróżby... taaa, jak zawsze. Ale co ten Damon ukrywał? To imię kojarzy mi się z diabłem... wiem dziwne, ale często mam dziwne skojarzenia...
A poza tym to bardzo podoba mi się wygląd tego bloga ^^ Może jest trochę za różowo, ale ślicznie ^^ Sama pracuję nad wyglądem swojego, ale średnio mi idzie xd Chyba będę musiała poprosić kogoś o pomoc. Nie jestem dobra w graficznych sprawach.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział.
Ginny z '1D? Wolę Harrrego Pottera'
nasziherbatkiswiat.blogspot.com
Długi, ale bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńJestem tu pierwszy raz, ale podoba mi się i postaram się przeczytać wcześniejsze rozdziały.
Pozdrawiam!
Zapraaszam do mnie, liczę opinię z Twojej strony.
http://crimeiseverywhereopowiadania.blogspot.com/
OMG !!
OdpowiedzUsuńJest bardzo, bardzo dobry.
Wprost rewelacja.
ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWY IMAGIN
http://one-directions-imaginy.blogspot.com/
pozdrawiam
. ~ Misiaczek