niedziela, 29 września 2013

Rozdział 17: Mecz Ravenclaw – Slytherin cz 2 (jeszcze raz przepraszam, że wtedy przerwałam ;) )




Gdy w końcu dotarliśmy na śniadanie, powitały nas przyjazne okrzyki dobiegające ze stołu Ravenclaw, a nawet Gryffindoru i Hufflepuffu, ale oczywiście Ślizgoni nie byliby sobą, gdyby nie rzucali jakiś złośliwych uwag pod kątem moim i reszty drużyny. Ubrani w szmaragd i srebro uczniowie ze Slytherinu wykrzykiwali swoje niewybredne uwagi tak głośno, że przebijały się bez trudu przez hałas jakiego narobiły pozostałe 3 domu. Zajęliśmy swoje stałe miejsca koło Sophie Rose, Hindley Lintona i Eddiego Torna. Nałożyłam sobie trochę owsianki, ale zaraz sobie uświadomiłam, że jednak miałam racje, że stres za bardzo skręcał mi wszystkie wnętrzności, żebym mogła cokolwiek przełknąć. Więc mieszałam chwilę łyżką w misce, dla zabicia czasu, bo Damon i Iv nałożyli sobie tyle, że szybko nie skończą. Nie wiem jakim cudem Ivanne jest taka chuda jak tyle je, trochę jej tego zazdroszczę, chociaż ja też do grubych nie należę.
- Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada – z dumania nad owsianką wyrwał mnie znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam nachylającego się nade mną Eddiego.
- Co? Ah, tak, wszystko w porządku – odparłam.
- Jesteś pewna? Nie wyglądasz za dobrze…
- Tak, po prostu trochę się stresuję meczem, a ty nie?
- Trochę też, ale bardziej jestem podekscytowany niż zestresowany – uśmiechnął się. -  Będzie dobrze, nie przejmuj się – poklepał mnie delikatnie po plecach.
- Nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś sknocę i dam Ślizgonom powód do śmiechu…
- El, serio? Nie masz się kim przejmować? Przecież bałwany ze Slytherinu zawsze będą krytykować każdego, kto nie jest Ślizgonem… Nie należy się nimi przejmować. A tak poza tym, Derek Brandy jest moim dobrym kolegą i gdyby szmaragdowo – srebrni przesadzali, zawszę mogę go poprosić, żeby przypadkowo tłuczek mu się wymsknął i poleciał prosto na Goldensona i resztę pajaców – wyszczerzył zęby w szatański uśmieszek.
- Dzięki za propozycję – zachichotałam.
- Iv i ja już zjedliśmy – oznajmił Damon. – Jeśli skończyłaś bawić się tą owsianką, to możemy już iść na stadion.
- Tak, skończyłam. Chodźmy – „zakomenderowałam”, wstając od stołu.
***
- Powitajmy gromkimi oklaskami drużynę krukonów! – rozległ się wzmocniony przez głośniki głos Artura Zone, komentatora z naszego domu. Tylko weszliśmy na stadion, a uczniowie Ravenclaw, Gryffindoru i Hufflepuff zaczęli klaskać. Natomiast wśród Ślizgonów dało się słyszeć pogwizdywania i dość nieprzyjemne komentarze. – Od prawej strony: kapitan i obrońca Alex Harper, szukająca Anabell Verporti, pałkarze Liam Peterson i Derek Brandy, no i oczywiście ścigający Crystal Wilenski, Elena Elfein – fala stresu zalała mnie jeszcze bardziej. Czułam, że się czerwienie, a serce zaczęło mi niebezpiecznie głośno kołatać. – i Eddie Torn.  A teraz, jeśli oczywiście chcecie lub jesteście na tyle nienormalni, żeby chcieć możecie… - w tym momencie profesor McGonagall spojrzała srogo na Artura, ale ponieważ podzielała to zdanie, nie powiedziała mu złego słowa. -   No ten… powitać drużynę Slytherinu … - rozległy się głośnie oklaski szmaragdowo -  srebrny i niemrawe poklaskiwanie reszty domów. – A więc tak… kapitan i jednocześnie ścigająca Sabrina Herbski, pozostali ścigający to Johnes Quimby i Jessica Grey, za obrońcę mają rasowy przykład tępego osiłka – tym razem McGonagall nie puściła mu tego płazem - Marcela Clearwater, pałkarzami są Rossella Merth i Brian Drewy, a szukającą Eveline Yeal – Ślizgoni klaskali jak oszalali, podczas gdy reszta dala sobie z Tm zupełnie spokój. – No co wy? Za głośno ich dopingujecie! To im niepotrzebne! I tak będą oszukiwać! – wyraził swój sprzeciw Zone, patrząc na uczniów Slytherinu jak na przebrzydłe czar - karaluchy.
- Zone, ja cię proszę! – rozległ się gniewny głos profesor transmutacji. Rozległ się gwizdek pani Hooch, ucinający dalsze dyskusje. Alex i Sabrina podali sobie ręce, patrząc na siebie wilkiem.  Rozległ się drugi gwizdek i wszyscy poderwali się do lotu. Wypuszczono „piłki”. Crystal natychmiast pochwyciła kafla i podała go Edddiem, który z kolei próbował podać do mnie, ale przeszkodził mu w tym Tłuczek, „przypadkowo” odbity w jego stronę przez Briana Drewy. Torn zleciałby ze swojego Ścigacz 678, najnowszego modelu prosto od Lewermana, gdyby Liam i Derek  go nie złapali w ostatniej chwili. Sabrina przejęła kafla, którego upuścił Eddie, gdy Tłuczek grzmotnął go w plecy, po czym podała go Johnesowi Quimby’emu. Gdy tylko spróbowałam odebrać kafla Ślizgonowi, ten z całej siły uderzył mnie łokciem w brzuch i przerzucił Kafla przez środkowa obręcz. Zatoczyłam się w locie. Sędzina zagwizdała. Rozległ się głos Artura:
- Faul! Faul! Faul! Nie zaliczyć im tego! Słyszy pani? Nie zaliczyć! – zaczął wydzierać się Zone, a reszta krukonów poszła jego śladem i po chwili również skandowała  „Nie zaliczyć!”. Nie pamiętam czy pani Hooch ukarała Johnesa za ten jawny faul, gdyż ból całkiem mnie oszołomił na te kilka minut zamieszania. McGonagall próbowała uciszyć uczniów Ravenclawu, a także po części Hufflepuffu i niemal połowy Gryffindoru, którzy też przyłączyli się do wykrzykiwania gniewnych okrzyków. Tak czy tak, gra została już wznowiona. Crystal szybko udało się odebrać Kafla Sabrinie, dziewczyna podała mi go, a ja okrążając Jessicę Grey, przerzuciłam kafla przez najniższą obręcz. Marcelowi Clearwater udałoby się obronić, gdyby w tym czasie nie dłubał sobie w uchu… Fuj!
- 10 : 0 dla Krukonów! – ryknął podekscytowany Artur, a na trybunach rozbrzmiały oklaski. Ravenclaw zaczął wymachiwać w powietrzu szalikami w barwach błękitu i brązu. Mimowolnie uśmiechnęłam się zadowolona z siebie.
- Przyzwyczajaj się, Herbski! – zawołał Alex, podlatując bliżej Ślizgonki.
- Jeszcze nie wygraliście – syknęła przez zaciśnięte zęby, posyłając mu spojrzenie, którym mogłaby zabić.
- To tylko kwesta czasu – wyszczerzył zęby w równie jadowity uśmiech jak jak jej wzrok, po czym pokazał mi wyciągnięty w górę kciuk i w ostatniej chili wrócił na swoją pozycję, aby powstrzymać Johnesa przed zdobyciem punktów.
- Hahah! Cienias! – zawołał Zone, widząc akcję Alexa, przez megafon, za co skarciła go po chwili profesor McGonagall.
- Kafla przejmuje Gray i…! O nie! Nawet się nie waż strzelić! Derek! Liam! Nie macie jakiegoś tłuczka do odbicia? – zawołał desperacko, kiedy Jessica Gray złapała podaną przez Sabrinę „piłkę”. Eddie i Cristal natychmiast rzucili się w jej stronę, żeby zabrać jej Kafla, ale było już zapuźno. Jessica podleciała jeszcze bliżej obręczy i zamachnęła się. Na całe szczęście z tego mojego kuzyna jest „zdolna bestia”, bo po raz kolejny obronił, a tym razem to był naprawdę rzut „praktycznie nie do obrony”.
- Jest! Yeah! – ryknął Zone i znów rozbrzmiała salwa oklasków i okrzyków. Ślizgoni głośno buczeli, ale pozostałe 3 domy skutecznie ich zagłuszyły. – Z góry przepraszam, pani profesor – zwrócił się do nauczycielki – ale muszę to powiedzieć… - McGonagall spojrzała na niego z wyczekiwaniem. – Cieniasy! Hahah! I znowu pudło? Jakie to uczucie, co Jessie?
- Jordan! – syknęła, tłumiąc cień uśmiechu, który zamajaczył na jej twarzy.
- Jordan? Jaki Jordan? – zdziwił się. – Jestem Zone… Chwila… Przypominam pani słynnego Lee Jordana? – spytał z niedowierzaniem, a na twarzy profesor pojawił się wyraz zakłopotania. – To najmilsza rzecz jaką mogłem od pani usłyszeć!
- Nie… No, może trochę… - przyznała. – Ale nie zmieniaj tematu! – przybrała srogi wyraz twarzy. – Nie chce ci zwracać uwag kolejny raz! Bezstronność, Zone, bezstronność! – skarciła go po raz kolejny, ale Artur i tak nie przestawał się uśmiechać tylko wrócił do komentowania.
- Oooo! Eveline Yeal chyba dostrzegła znicza! Za nią, Anabel, za nią! – blondynka nie potrzebowała jego ponagleń. „Zanurkowała” w dół, „siedząc Ślizgonce na ogonie”, ale nie mogła jej dogonić. Złoty znicz jednak umknął Eveline zanim dziewczyna zdołała go pochwycić w swoje serdelkowate palce. Obie zawisły w powietrzu, starając się zlokalizować znicza. – Złoty znicz umknął w ostatniej chwili przed łapskami Ślizgonki – widząc minę profesor McGonagall, która o mały włos nie wydarła się na niego przy wszystkich, „zreflektował się” – to znaczy, o nie! Tak blisko! Jak ja dziś zasnę z myślą, że Ślizgonom umknęła taka szansa na wygranie! Slytherin do boju! Dalej Ślizgoni, dalej! – zebrani parsknęli śmiechem, wszyscy oprócz szmaragdowo – srebrnych. Usta opiekunki Gryfonów zacisnęły się w wąską linię, ale gdy przelatywałam obok, zobaczyłam, że kącik ust jej drgną. Rossella Merth odbiła, lecącego ku Sabrinie Tłuczka prosto w stronę Alexa. Liam próbował osłonić kapitana,  ale nie zdążył dolecieć na czas, gdyż razem z Derekiem próbowali trafić w Johnesa po drugiej stronie boiska. Gdy Tłuczek  grzmotnął Alexa w ramię, jego twarz wykrzywił wyraz bólu i zachwiał się w powietrzu. Przez chwilę ,myślałam, że spadnie, już chciałam lecieć mu pomóc, ale w tej samej chwili odzyskał równowagę. Niestety Jessica wykorzystała chwilę słabości obrońcy i podała Kafla Sabrinie, która skolei przerzuciła go przez średnią obręcz.
- Slytherin zdobywa punkty! 10:10!– zawył niemalże żałobnym głosem Artur, zawtórowały mu głośne wiwaty, dochodzące z sektora Slytherinu, natomiast uczniowie pozostałych trzech domów siedzieli jak niepyszni. Gra trwała jeszcze długo, a wynik się ciągle zmieniał.
- 20:10 dla Krukonów! … 30:10 … Ślizgoni gonią Ravenclaw, jest 30:20… 30:30… - prowadzenie oba domy obejmowały na zmianę, do czasu aż po zażartej walce Anabel pochwyciła Złotego Znicza.
- Jest! Ravenclaw wygrywa mecz! Anabel złapała Znicza! – Ślizgoni buczeli, Gryfoni i Puchoni klaskali, a zebrani na trybunach Krukoni zaczęli wyśpiewać:
- „Wygrali niebiesko-brązowi,
Aby porażki dopełnić każdemu Ślizgonowi!
Slytherin przegrał i to sromotnie,
A ich drużyna będzie łkać samotnie!
Harper kapitanem nam jest,
a nasza reprezentacja fest!”
Alexa i resztę chłopaków otoczyła zgraja wielbicielek, wszyscy gratulowali nam, chwilę potem Anabell była już niesiona na rękach przez niebiesko – brązowych, jedna ręką rozsyłając wszystkim całusy, a drugą ściskając malutką, złotą piłeczkę. Przepełniała mnie euforia. Byłam taka szczęśliwa, że wygraliśmy, że się nie ośmieszyłam, że nawet zdobyłam punkty. 3 razy, ale kto by to liczył… To genialne uczucie. Zaraz zbiegła do mnie Ivanne, ciągną Damona za rękę.
- Brawo! Byliście genialni! Ty byłaś genialna! – zawołał przyjaciółka, ściskając mnie z całej siły.
- Dzięki, ale dusisz!
- Och, przepraszam – zachichotała, uśmiechając się szeroko.
- Byłaś świetna, Eleno – powiedział Damon, obejmując mnie i całując mnie delikatnie w policzek. Serce zabiło mi szybciej. Odsunęłam się, aby móc spojrzeć mu w oczy.
- Kocham cię powiedziałam, po czym pocałowałam go w usta. Damon odwzajemnił pocałunek.  Gdy oderwaliśmy się od siebie jego oczy promieniowały szczęściem. Uśmiechnął się szeroko.
- Chodźcie, w pokoju wspólnym jest impreza! – zawołał Hindley, podbiegając do nas. – Alex skołował piwo kremowe i ognistą wisky, chodźcie!
- Już idziemy – krzyknął Damon.

                                                                                               Imperio
_______________________________________________________________________________

Cześć! To znowu ja ;) Wróciłam z nowym rozdziałem, jak wam się podoba?? To znaczy z 2 częścia tamtego rozdziału, ale mniejsza o szczegóły :) Liczę na liczną sumkę komentarzy :D 

1 komentarz: