- Elena. ELENA! – obudziło mnie wołanie.
- Czego? – mruknęła, odwracając się na drugi bok.
- Wstawaj! Ale to już! – Ivanne zsunęła ze mnie kołdrę.
- Jest środek nocy! –syknęłam. – O co chodzi?
- Chcę ci coś pokazać – oznajmiła. – Damon czeka w pokoju
wspólnym – pociągnęła mnie w stronę
wyjścia.
- Damon? Wyjaśnisz mi z łaski swojej, co jest grane?
- Sama zobaczysz – powiedziała, szczerząc zęby. Pragnąc jak najszybciej mieć to z głowy i wrócić do
łóżka, ruszyłam do drzwi dormitorium bez dalszych protestów. Zbiegłyśmy po
kręconych schodach. Zastałyśmy Damon
siedzącego sobie wygodnie w fotelu przy kominku. Wszędzie wisiały balony,
różnokolorowe łańcuchy i tym podobne. Po środku Pokoju Wspólnego stał pokaźny
stosik prezentów. – Niespodzianka! – zawołały chórem z 4 tuziny ludzi,
wyskakując zza foteli i kanap, gdy weszłam.
- Najlepszego! – pisnęła Ivanne, obejmując mnie po
siostrzanemu. Byłam w takim szoku, że nie odpowiedziałam, spojrzałam tylko na
nią pytająco. – Chyba nie zapomniałaś, że masz dziś urodziny! Przecież dziś
jest 15 września – spojrzała na zegarek. – od jakiejś półgodziny – teraz
wszystko jasne, przez to wszystko, co ostatnio się działo, zupełnie zapomniałam
o urodzinach.
- Wow, nie wiem co powiedzieć… Jesteście cudowni! Kocham
was! – powiedziałam, gdy podbiegli do nas i kolejno składali życzenia,
wymienialiśmy uściski: Eddie Torn z
Victorią Miling śpiewający „sto lat”, chichoczące Patrice Nevers, Lana Farah i
Miranda Rose , potem Cliff i Crystal Wilenscy z małą Lucy na czele, później
podszedł do nas Alex z kumplami, zakręcając mną i życząc mi, aby na następnym
meczu trafił kaflem nie w obręcz, ale w Goldiego, roześmiałam się, na końcu
życzenia złożył mi Damon, zakładając mi na głowę papierową, urodzinową czapeczkę.
– Naprawdę dziękuję wam wszystkim!
- Nie dziękuj, dopóki nie zobaczysz prezentów! – powiedziała
śpiewnie, sadzając mnie na kanapie. – Ten jest ode mnie – podała mi opakowaną w
turkusowy papier paczuszkę.
- Och, Iv – zaczęłam, uśmiechając się wzruszona. – Naprawdę
nie potrzeba mi prezentów.
- Oj, trzeba, trzeba – nalegała. Odpakowałam paczuszkę, w
środku znalazłam album. Otworzyłam go i ujrzałam, że jest zapełniony naszymi
wspólnymi zdjęciami z Ivanne i Damonem, naszymi najlepszymi wspomnieniami. Wzruszyłam
się, kiedy spojrzałam na zdjęcie z pierwszej klasy, na którym mali Elena, Iv i
Damon machali mi wesoło, śmiejąc się.
- To jest wspaniałe – powiedziałam, przyciągając ją do
siebie i przytulając.
- Wiedziałam, że ci się spodoba – odparła z dumą. Uśmiechnęłam
się do niej, po czym wyciągnęłam ręce, aby przytulić Damona. Podarowanie mi
pamiątki naszej przyjaźni było świetnym pomysłem.
- Proszę, jeszcze raz wszystkiego najlepszego – powiedział
Damon, wręczając mi małe, czerwone pudełeczko. Otworzyłam je, w środku był
flakonik perfum. Psiknęłam nimi do zakrętki i powąchałam.
- Ale śliczny zapach! Dziękuję – powąchałam jeszcze raz. –
Róże?
- Tak – powiedział, zadowolony z siebie, że tak dobrze
trafił.
- Piękne. Powąchaj – psiknęłam w jego stronę.
- Weź, będę teraz pachnął jak baba – wycofał się z zasięgu
perfum.
- Oj tam, oj tam – roześmiałam się. Potem podszedł do mnie
Alex, przytulił mnie i podarował mi małe, urocze kociątko o śnieżnobiałym
futerku.
- Ojej, ale on uroczy – zachwyciłam się. – Nazwę go Puszek –
Alex uśmiechnął się.
- Jest jedna przeszkoda… To jest ona – wyszczerzył zęby
jeszcze bardziej.
- Hmmm… A więc od dziś jesteś Katy, tak? Tak? – powiedziałam
do kociątka, przytulając je i podnosząc. Położyłam sobie Katy na kolanach i
zabrałam się za odpakowywanie kolejnych prezentów. Od Patrice i Lany dostałam
wielkie pudło czekoladowych żab, Eddie podarował mi książkę o Błyskawicach z
Yorkshire, mojej ulubionej drużynie Quidditcha, Victoria dała mi zaczarowany
pamiętnik, który może otworzyć tylko właścicielka, Miranda kupiła mi
fioletowego puszka pigmejskiego, prezentów było jeszcze dużo więcej, a
wszystkie były wspaniałe.
- Dziękuje wam wszystkim! Jesteście cudowni, naprawdę! –
podziękowałam im.
- No to chyba już czas na toast! – oznajmił Cliff Wilenski.
– Accio piwo kremowe!- po chwili każdy miał w ręku butelkę. – Za Elenę!
- Za Elenę! – zebrani powtórzyli chórem, a ja poczułam, że
spłonęłam rumieńcem. Pociągnęłam łyk napoju i od razu zrobiło mi się cieplej.
To były moje najlepsze urodziny, co z tego, że rano będziemy nieprzytomni na
lekcjach, było warto. Nagle drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się, ale nikt
zdawał się tego nie zauważać.
- Co to za hałasy o 1
w nocy? – rozległ się piskliwy głosik. Teraz wszyscy spojrzeli na wejście, stał
w nim profesor Filtwick w granatowym szlafroku.
- Są urodziny El, panie profesorze – oznajmił Damon. –
Przyłączy się pan do świętowania? Accio piwo kremowe! – przywołał jedną ze
stojących na stole butelek, która pofrunęła prosto do profesora.
- Panie Smith, jestem wieloletnim nauczycielem i nie wypada
mi imprezować z uczniami… Jednakże – wszyscy spojrzeli na niego z
wyczekiwaniem. – Grzechem byłoby zmarnować tak dobrze rzucone zaklęcie
przywołujące – chwycił butelkę i pociągnął z niej dużego łyka. Rzucił zaklęcie
na stojącą w rogu szafę grającą. Muzyka stała się jeszcze głośniejsza. – Kocham
takie imprezy! – zawołał i zaczął tańczyć w rytm najnowszego kawałka Fatalnych
Jędzy. Wymieniłam zaskoczone spojrzenia z Ivanne, po czym również zaczęłyśmy tańczyć.
Tak dobrze się bawiliśmy, że żadne z nas nie zeszło na śniadanie. Zeszliśmy
dopiero na pierwszą lekcję, którą były zaklęcia. Wszyscy ledwo trzymaliśmy się
na nogach po całonocnym przyjęciu. Krukoni i profesor Filtwick przysypiali na
swoich biurkach. Obudził nas dopiero profesor Blake, który wszedł do klasy, aby
coś załatwić z Filtwickiem.
- Filiusie. FILIUSIE! – potrząsnął lekko, leżącym z głową na
kupce książek nauczycielem.
- Skończyło się piwo kremowe. Kto skoczy po więcej? –
wymamrotał przez sen, przewracając się na drugi bok. Profesor Blake machnął
różdżką i całą klasę wypełnił głośny pisk. Profesor Filtwick podniósł się
gwałtownie.
- Co się dzieje?! – zawołał w stronę Blake’a, kiedy my
zatykaliśmy uszy.
- O to samo chciałbym zapytać, Filiusie? – spytała,
rozglądając się po tych Krukonach, których dopiero co obudził ten przenikliwy
pisk.
- Eee… No wiesz, Antoniuszu… Udzielałem im korepetycji do
późna… - odpowiedział, oblewając się rumieńcem.
- Taaa, jasne… - na jego twarzy malował się uśmiech, który
mówił „wiem jak wyglądały te twoje korepetycje, ale nie mam ci tego za złe”.
Filtwick widząc tą niemą wiadomość, odprężył się nieco. – Słuchaj, przyszedłem
do ciebie w pewnej sprawie… - zaczął, ale resztę wypowiedział niemal szeptem
tak, abyśmy niczego nie usłyszeli.
Miranda (Elena)
_______________________________________________________________________________
Cześć, jak wam się podoba?? Będzie 6 komentarzy, to wstawiam next ;)