piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 3: Quidditchowa propozycja, czyli nie ma to jak kuzyn


W tym roku wcześniej niż zawsze zaczynały się nabory do drużyn Quidditcha. Nietypową sytuację stanowiło również to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, trzeba było odnowa  skompletować cały zespół. No prawie cały, bo słyszałam, iż podobno jeden z ubiegłorocznych graczy został kapitanem, a reszta albo pokończyła szkołę (większość drużyny stanowili 7-roczni) albo miała już zadumo na głowie ( sumy i te sprawy) lub po prostu nie chcieli już grać. Postanowiłam, że skoro rok temu nic z tego nie wyszło, będę uparta i spróbuję szczęścia w tym. Nie wiedzieć czemu, tym razem kwalifikacje odbywały się późnym wieczorem, co oznaczało, że było już ciemno. Po kolacji wróciłam po swoją miotłę do dormitorium, Iskrę 3000, najnowszy model i poszłam na boisko. Drogę oświetlały liczne latarnie.  Z zamyślenia, które mnie ogarnęło po drodze, wyrwał mnie dopiero znajomy głos.
- Nie wiedziałem, że chcesz grać w Quidditcha? Myślałem, że lubisz tylko kibicować – uśmiechnął się Cedric.
- No widzisz? – pytałam retorycznie z uśmiechem. – Chciałabym się dostać na pozycję ścigającego. A chcesz grać jako kto?
- Ja? Nie, ja przyszedłem tylko dopingować siostrę. Coś czuję, że bym się nie sprawdził – odparł.
- Oj, chociaż spróbuj! – zachęcałam go.
- Nie, Eleno. Naprawdę nie. Chętnie będę oglądał mecze i kibicował, ale na tym się skończy – odparł, uśmiechając się. Pozostałą część drogi byliśmy pogrążeni w rozmowie i śmiechu.
- Elena? Ty też tutaj? – spytał, podchodząc do nas Alex Harper.
- Cześć, Alex! – przywitałam się. – Cedricu, to jest mój kuzyn Alex Harper – zwróciłam się do mojego chłopaka. Jeju! Jak to pięknie brzmi „mój chłopak”.  Ah! – Ty też chcesz się załapać do drużyny?
- No wiesz… Jestem kapitanem drużyny krukonów! – zawołał uradowany.
- Serio? Gratulacje! – rzuciłam mu się na szyje. – Czemu nic nie  mówiłeś?
- Chciałem, żeby to była niespodzianka – odparł z uśmiechem.
- To ci się udało, Alex – powiedziałam zadowolona z sukcesu ulubionego kuzyna.
- Wiesz co, El? Ty sobie pogadaj z kuzynem, a ja pójdę szukać siostry – oznajmił i odszedł, po chwili Alex za nim zawołał:
- Cedric! Ale Gryffindor miał nabór przed nami! Godziny się zmieniły!
- Dobrze wiedzieć, dzięki! – zawołał do Alexa i odszedł w stronę zamku.
- A tak między nami – zaczął ściszonym głosem mój kuzyn. – Wystarczy, że będziesz potrafiła utrzymać się na miotle, to masz jak w banku, że będziesz tym… no.. kim ty chcesz być?
- To miło z twojej strony, ale chcę się dostać uczciwie – powiedziałam zaskoczona jego propozycją, wiedziałam, że to by było nie w porządku w stosunku do innych krukonów, ale ta propozycja była taka kusząca… Nie! Ogarnij się, Eleno!, skarciłam się w duchu. – Będę się starała o pozycję ścigającego.
- Możesz sobie mówić co chcesz, ale jeśli potrafisz przerzucić  Kafla przez obręcz, to masz to miejsce w drużynie – oznajmił Alex z przebiegłym, a zarazem konspiracyjnym uśmieszkiem.
- Alex, jesteś najlepszym kuzynem na świecie! Ale… to byłoby nie fair… - spuściłam lekko wzrok.
- Oj, nie pękaj! Na pewno „pobijesz na głowę” resztę kandydatów – odparł, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Mam taką nadzieję, jak bardzo chciałabym utrzeć nosa tej… tej… Charlotte Evans! – dwa ostatnie słowa wyplułam z siebie jak największą obelgę. Nie znosiła mnie, a ja też nie pozostawałam jej dłużna. Niby wszyscy ci, co są z jednego domu powinni trzymać się razem, ale ta „złota myśl” nie uwzględniała zapatrzonej w siebie i wrednej Charlotte. Przez te wszystkie lata, które spędziłam w Hogwarcie, zastanawiam się czemu Tiara Przydziału wsadziła ją do Ravenclaw, a nie do Slytherinu.
- Charlotte? – prychnął. – Wątpię, żeby chociaż rozróżniała Kafel od Tłuczka – powiedział z drwiącym uśmieszkiem. Też się uśmiechnęłam, a kiedy po chwili Evans przeszła koło nas, wybuchnęliśmy stłumionym śmiechem. W tym momencie zerwał się wiatr. Płowe włosy kuzyna rozwiały się na wszystkie strony, ale nadal wyglądał na niezwykle przystojnego.  Nie dziwiłam się, że tyle dziewczyn z różnych domów do niego wzdycha. – Chodź, zaraz rozpocznie się nabór – rzekł i poszliśmy razem na boisko.  Popatrzyłam po twarzach zebranych na trybunach, szukając kogoś znajomego. Udało mi się odszukać tylko Damona, czyżby reszta się nie zjawiła?
- No, dobra! – zaczął Alex. – Wszyscy znają zasady Quidditcha, nie? Obrońcą jestem ja, więc ten punkt sprawdzianów pomijamy. A więc możemy zaczynać – oznajmił, zacierając ręce. – Najpierw znajdziemy sobie szukającego. Krukoni, którzy chcieliby nim być zostańcie na boisku, a reszta na ławkę – powiedział z uśmiechem. Zerknął na listę, gdyż nie sposób było spamiętać nazwiska wszystkich krukonów w szkole. – Wygląda, że mamy 5 kandydatów… Nieźle. Anabel Verporti? – sprawdzał kto jest kto, podniosła rękę wysoka blondynka z 7 roku. – Ellen Perlage? – przed tłum wyszła niska brunetka z 3 roku. – Robert Clark? – ciemnowłosy, trochę grubawy 6-klasista. – Andy Lewinson? – wysoki rudzielec z 7 roku dumnie wystąpił przed tłum. – I ostatnia osoba… Ty w takim razie musisz być Nelly Payl? – spojrzał na niziutką 2 roczną dziewczynkę,  azjatyckim wyglądzie. – No dobra, wsiądźcie na  miotły – polecił. – Za chwilkę wypuszczę Złoty Znicz. Osoba, która jako pierwsza go złapie i mi odda zostanie szukający. Wszystko jasne? – kuzyn nie przestawał się uśmiechać, a kandydaci na szukającego pokiwali niemrawie głowami, wszyscy byli zestresowani, oprócz Andy’ego Lewisona, który wyglądał na niezwykle pewnego siebie. Alex chwyciła małą, złotą i skrzydlatą kulkę w dłonie – Start! – zawołał wypuszczając ją. Znicz poszybował wysoko w górę i znikł wszystkim z pola widzenia zanim kandydaci zdążyli dobrze oderwać się od ziemi. Cała piątka latała nad boiskiem,  szukając znicza, Robert zanurkował gwałtownie. Wszyscy, myśląc, że dostrzegł znicz, poszybowali w jego stronę. Chłopak już prawię go złapał, kiedy Andy zepchnął go na bok, samemu próbując pochwycić kulkę. Ellen poszła w jego ślady i próbowała zepchnąć Lewisona z miotły. W tym całym zamieszaniu kandydaci zapomnieli o zniczu, na rzecz prób utrzymania się na miotłach i spychania innych osób. Wszyscy oprócz jednej zawodniczki…
- Nowym szukającym Ravenclaw zostaje Anabel Verporti! – zawołał Alex, gdy uśmiechnięta blondynka podleciała do niego ze złotym zniczem w dłoni. – Brawa! – zebrani zaczęli klaskać, a zawstydzona dziewczyna zarumieniła się. – No to teraz kolej na pałkarzy! Kandydaci do mnie! – zawołał, przekrzykując oklaski i spojrzał na listę. – To jakieś żarty? Liamie Petersonie i Dereku Brandy, wiedzcie, że nigdy bym was do drużyny nie przyjął, gdyby nie to, że jesteście jedynymi, którzy się zgłosili.. Eh… - westchnął ciężko Alex.
- Czyli jesteśmy przyjęci? – spytał wysoki brunet, szturchając kumpla z uśmiechem. Kuzyn wywrócił oczami.
- Tak, Brandy… Witamy w… tym, no… drużynie… - o jego minie można było się domyślić, że uważa ich za zupełnie niepoważnych.
- No to zostają nam już tylko ścigający. Zapraszam kandydatów! – spojrzał na listę. – Eddie Torn? – przed szereg wyszedł wysoki piątoklasista o brązowych oczach i włosach w kolorze ciemnego blond. – Charlotte Evis? Evance? Edvice? – Alex puścił do mnie oczko, specjalnie myląc nazwisko tej wiedźmy. Widząc jak Charlotte poczerwieniała (bardzo nie lubiła, kiedy ktoś przekręcał jej imię lub nazwisko), roześmiałam się, a ona spiorunowała mnie wzrokiem, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
- Evans! – zawołała podirytowana.
- Nie krzyczy się na kapitana, nie pozwalaj sobie Evense – powiedział ze stoickim spokojem, dławiąc w sobie śmiech. Zaczerwienienie na skórze Charlotte zmieniło odcień z pomidora na starą wiśnię. Właściwie to był już raczej fiolet niż czerwień. Z mieszaniną zawstydzenia i wściekłości, Charlotte cofnęła się krok do tyłu. – A teraz… raz… raz – Alex zaczął udawać echo. – Kandydat, który rozwali was wszystkich – wskazał po zebranych. Domyśliłam się, co zaraz odwali. Oblałam się lekkim rumieńcem. – Wspaniała, genialna Elena Elfein! – zaczął bić brawo, a ja posłałam mu spojrzenie pod tytułem „Serio, Alex? Serio?”.  W tej chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś jeszcze klaszcze. Spojrzałam po zebranych i zobaczyłam. Na trybunach siedział… Damon. Bił brawo prawie tak samo mocno jak mój kuzyn. Zrobiło mi się cieplej na sercu, uśmiechnęłam się do niego. – I jeszcze jeden zawodnik – znów spojrzał na listę. – Logan Lear – krok do przodu zrobił średniego wzrostu piątoklasista z czarnymi włosami i szarymi oczami, mulat. – Wszyscy są to zaczynamy!  Verporti, Peterson i Brandy! No i ja. Będziemy próbowali przeszkodzić im w przerzuceniu piłki przez obręcze. Trzy najszybsze osoby, które przerzucą 5 razy kafla przez obręcz, dostają się do drużyny. No to start!
- Alex? – rozległ się słodki głosik zza jego pleców.
- O co chodzi, Anabel? – spytał, robiąc maślane oczy do dziewczyny.
-Kto ma kogo…?
- A no tak – mruknął. – Ty An, blokujesz… – rozejrzał się. – Charlottte, Peterson Logana, Brandy osłania Eddiego, a ja Elenę – dał mi do zrozumienia, że da mi fory.
- Alex… Ja naprawdę chcę się dostać uczciwie… - szepnęłam, odciągając go na bok. Kuzyn posłał mi swój olśniewający uśmiech i odpowiedział równie cicho jak ja.
- Spokojnie, przecież nie przerzucę za ciebie kafla, nie? A właśnie, nie mamy 4 kafli, więc będziemy
pojedynczo przechodzić kwalifikacje. Jesteśmy pierwsi, kuzyneczko – znowu się uśmiechnął. Mimo jego  zapewnień, że „przecież nie przeżuci za mnie kafla”, czułam, że i tak coś odwali. Wsiedliśmy na miotły. Alex rzucił mi kafla i zawołał „start”. Poszybowaliśmy w górę. Podleciałam do obręczy, ale wtedy kuzyn zagrodził mi drogę. Chciałam go ominąć, ale w tym momencie Alex sam się odsuną i przyłożył dłoń do oka mówiąc na tyle głośno, aby wszyscy go usłyszeli „Ah, piasek w oku”, a drugą pokazywał mi, że mam wykorzystać sytuację. Nie wiem, kto mu uwierzy w ten „piasek”, bo tak wysoko piasku nawet wiatr nie poniesie, ale byłam mu wdzięczna, że specjalnie się podkłada. Przerzuciłam kafla, zostały jeszcze 4. Okrążyłam szybko obręcz, żeby złapać go w locie. Alex znów zagrodził mi drogę, a po chwili udawał, że wiatr próbuje go zwalić z miotły (co z tego, że wiatru nie było?). Ominęłam go i 2 raz przerzuciłam kafla. Podziwiam pomysłowość kuzyna, bo za każdym razem, gdy się przymierzałam do „zdobycia punktu”, wymyślał kolejne absurdalne kłamstwo, każde następne mniej realne od poprzedniego.
- I jest! Pięć przerzuceń! A jaki czas! – zawołał Alex. – Dostajesz się! – posłałam mu wdzięczny uśmiech. Dostałabym się pewnie i bez jego pomocy, no bo przecież po coś ćwiczyłam całe wakacje, ale byłam zadowolona.
  - Co?! – fuknęła Charoltte. – Dostaje się trójka najszybszych osób, a nikt oprócz niej jeszcze nie przerzucał! Nie ma porównani! – żyła na jej czole zaczęła zabawnie pulsować. – Dajesz jej fory, bo to twoja kuzynka! – dodała oskarżycielsko. Popatrzyłam zakłopotana na Alexa, który tylko się uśmiechnął i powiedział z tym samym stoickim spokojem, z którym przekręcał jej nazwisko i kazał „sobie nie pozwalać”.
- Nie wiem o czym mówisz, Everse – wzruszył ramionami. – Ale skoro rozmowa już zeszła na pokrewieństwo, to opowiedz nam może dlaczego dostajesz takie dobre oceny ze starożytnych  run, chociaż w ogóle się na nich nie znasz? Czy pani Littlebon nie jest przypadkiem twoją babcią? – zebrani zaczęli szeptać. Z twarzy Charlotte dało się wyczytać „skąd on to wie?”. Dziewczyna zamilkła, a Alex popatrzył na mnie triumfalnie. Przypatrywałam się jak Eddie przechodzi kwalifikacje, potem Charlotte, a na końcu Logan. Learowi całkiem dobrze szło, do czasu, gdy zderzył się z Liamem Petersonem. Logan spadł z miotły i uderzył w ziemię, zanim Alex zdążył go złapać.
- Auuuu! Moja noga! I ręka! I wszystko! – wił się z bólu.
- Peterson! Brandy! Zanieście go do pani Pomfrey! – polecił.
- Nigdy więcej Quidditcha – syknął Lear, wynoszony z boiska. Charlotte nagle się ożywiła.
- Skoro Logan nie chce już grać to, a jedno miejsce jest już zajęte – spojrzała na mnie chłodno. – to znaczy, że 2 pozycje ścigającego s jeszcze wolne, a to znaczy, że ja i Eddie dostajemy się? – to było raczej stwierdzenie niż pytanie. Alex spojrzał na nią chłodno, zniesmaczony jej egoizmem nawet w takiej  chwili.
- Eddie się dostaje, masz rację, ale ty nie –rzucił lakonicznie.
- Ale jak to?! Zostało jedno miejsce wolne, a ja jestem jedyną kandydatką! Musisz mnie przyjąć! – protestowała. Alex popatrzył po zebranych krukonach, a jego spojrzenie zatrzymało się na siedzącej w pierwszym rzędzie trybun, niskiej, brązowowłosej, piątoklasistce. – Jak się nazywasz? – zawołał.
- Cristal. Cristal Wilenski – odpowiedziała zdziwiona.
- Dobrze latasz? – spytał.
- Tak… Tak  sądzę … - odparła.
- Gratulacje! Jesteś w drużynie! – zawołał. Cristal nie mogła w to uwierzyć.
- Naprawdę? – pisnęła szczęśliwa, a Alex pokiwał głową. Po chwili przeniósł spojrzenie na Charlotte i uśmiechnął się złośliwie.
- Przykro mi, ale wszystkie miejsca zajęte. Spróbuj za rok – powiedział tonem niewiniątka. Purpurowa na twarzy Charotte fuknęła gniewnie, po czym obróciła się na pięcie i odeszła. – Jutro przed lekcjami chcę widzieć wszystkich na treningu – zawołał, zacierając ręce.
- Kapitanie, ale nie mamy jeszcze rezerwowych… - upomniał Eddie.
- No tak...- mruknął. – Ci co się dostali mogą już iść, a reszta niech zaczeka chwilkę. Muszę się zastanowić kogo jeszcze przyjąć.
Odeszłam, uśmiechając się ostatni raz do Alexa.
- Elena! – usłyszałam za plecami. Gdy się obróciłam zobaczyłam biegnącego do mnie Damona.
- Cześć! Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Jesteśmy przyjaciółmi, to oczywiste, że przyjdę cię dopingować – powiedział ciepło, uśmiechając się do mnie. Też się uśmiechnęłam. – A tak w ogóle to gratulacje. Dostałaś się!
- Cieszyłam się, ale teraz tak sobie myślę… Co jeśli nie dostałabym się, gdyby Alex nie był moim kuzynem? – Damon chciał mi przerwać, ale kontynuowałam. – Nie mogłam pokazać na co mnie stać, bo traktował mnie ulgowo… - westchnęłam. – A co jeśli okaże się, że tak naprawdę nie potrafię grać? – spytałam, patrząc mu głęboko w oczy.
- Eleno… Nie gadaj głupot – powiedział, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Przecież wdziałem na własne oczy jak dobrze ci szło, kiedy trenowałaś w wakacje. Już nie pamiętasz? Byłaś lepsza od mojego starszego brata, który swego czasu był w drużynie i tak samo dobra jak moja kuzynka, która jest teraz kapitanem Hufflepuff.
-  Indiana Greenthly została kapitanem? – zdziwiłam się. – Pogratuluj jej ode mnie. Jakie to dziwne… Nagle wszyscy mają kuzynów-kapitanów, no nie? – Damon uśmiechnął się zniewalająco. Ruszyliśmy w stronę szkoły, dalej rozmawiając i patrząc na bezchmurne, gwieździste niebo. Było tak miło, tak przyjemnie, gdy nagle czarne, nocne sklepienie przeszyła wielka błyskawica.
- Eleno, czy mi się wydaje, czy ona była jakoś tak dziwnie czerwona? Jakby krwista… – spytał niewierzący własnym oczom Damon. Przełknęłam głośno ślinę. Widziałam już kiedyś coś takiego. Taka sama krwistoczerwona błyskawica przecięła niebo, gdy w okolicy pojawił się nowy wilkołak. Tristan Elfein, mój brat.
- Nie, wie wydaje ci się… - jęknęłam. – Wracajmy szybko do zamku. No już, pośpiesz się! – spojrzałam na księżyc. Pełnia. Serio? Akurat dziś? To jakiś żart?
- Elena, co się dzieję? – spytał niespokojnie. W tym momencie usłyszałam wycie.
- Teraz już wiesz – rzuciłam, pociągnęłam go za rękaw szaty i oboje pobiegliśmy w stronę zamku, który jeszcze nigdy nie wydawał się być tak daleko, jak w tej chwili.  Rozejrzałam się w około. Nie wiem jak to możliwe, że w okolicy nie było żywej duszy, chociaż kawałek dalej dopiero co skończyły się kwalifikacje do drużyny Ravenclaw. Kiedy głowę miałam odwróconą w kierunku boiska, potknęłam się o wystający korzeń. Damon zawrócił po mnie, a ja obejrzałam się za siebie i … zamarłam. Damon też. Zza lasu (który się trochę rozrósł w ostatnich latach) było już widać wielkie, żółte ślepia.
- Szybko wstawaj – polecił, podając mi rękę. Próbowałam się podnieść, ale strasznie bolało. Chyba skręciłam kostkę.
- Zostaw mnie, dam sobie radę – powiedziałam, ale Damon nawet nie chciał o tym słyszeć.
- Nie wygłupiaj się! Pomogę ci – zaofiarował się Damon. I wtedy coś sobie przypomniałam. Wilkołaki są groźne tylko dla ludzi, nie dla zwierząt.
- Idź! Nie mówiłam ci, ale jestem animagiem. Zaraz się zmienię i mnie nie skrzywdzi, ale ciebie tak – wytłumaczyłam pospiesznie. Damon stanął jak wryty.
- Poczekam na ciebie!
- Idź, zbliża się! – nie zdążył odpowiedzieć. Na jego oczach zmieniłam się w średnich rozmiarów wilka o białym jak śnieg futrze, gdzie nie gdzie ze złotymi i srebrnymi, cienkimi „pasemkami”. Rzuciliśmy się biegiem w stronę zamku. W tym momencie żałowałam, że wybraliśmy drogę na skróty, przy lesie. Znów usłyszeliśmy wycie.
- Szybciej, Eleno szybciej! – popędzał mnie Damon, który nie wiedział, że kostka nie pozwala mi biec szybciej. To i tak sukces, że w ogóle biegnę. Co prawda jako wilk, ale biegnę. Zza drzew powoli zaczął się wyłaniać wilkołak. Zawarczał groźnie, klapiąc zębami. Patrzył groźnie na Damona, wyciągającego różdżkę tymi, swoimi, żółtymi ślepiami. Uciekaliśmy dalej, lecz bestia była coraz bliżej. W końcu nas dogoniła. Próbowała pochwycić Damona, lecz zagrodziłam wilkołakowi drogę. Zawarczałam, obnażając  szereg ostrych jak brzytwa zębów. On również zawarczał. Wilkołak zamachnął się łapą, próbując mnie odepchnąć. Odskoczyłam w bok. Bestia zamachnęła się ponownie. Tym razem nie darowałam tej poczwarze. Zatopiłam kły w jego łapie na tyle mocno, że napastnik zawył. Niestety wilkołak odpłacił mi za to. Przerzucił mnie ponad Damonem.
- Elena! – rzucił się mi na pomoc. Wymierzył różyczkę w wilkołaka – Confringo! – (powoduje eksplozję danego obiektu) zawołał. Niestety napastnik zdążył się odsunąć i zaklęcie trafiło w pobliski kamień, eksplodował. Wilkołaka rozjuszyło to jeszcze bardziej. Rzucił się na Damona z taką prędkością, że on nie miał możliwości rzucenia kolejnego zaklęcia. Chłopak szarpał się, ale nie mógł uwolnić się spod ciężaru potwora. Rzuciłam mu się na pomoc. Udało mi się zatopić zęby w karku bestii. Wilkołak zawył z bólu i uderzył mnie swoją wielką, włochatą łapą. Nie poddawałam się jednak, atakowałam dalej. Niestety moje wysiłki na nic się zdały. Nagle niebo przeszyła krwisto czerwona błyskawica. Stało się to, czego tak się obawiałam. Wilkołak ogryzł Damona. 

                                                                    Miranda (na fb Elena)
___________________________________________________________________________

Hej! Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że bardzo i że pod tym postem zobaczę pokaźną sumkę komentarzy :)

5 komentarzy:

  1. Naprawde bardzo dobry ;)
    Sorka że się tak ociągałam z skomentowaniem.Pod koniec było bardzo bardzo mrocznie.No i czemu on go ugryzł ?! Foch!
    Alex rozbrajający XD
    Dowaj nowy rozdział i to szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm no no.
    Ale nam się rozwija ;D
    Podoba mi sie.
    Pozdarwiam Bella♥'

    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. WooooW o_O
    Nie powiem ciekaw e, cie kawe :-)
    Trochę się pod koniec narobiło xdxd
    Też kiedyś pisałam podobne rzeczy ;)

    Zapraszam do sb
    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. :3
    Mogłabyś zaobserwować mojego bloga? http://shadow-really-story.blogspot.com/ z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coraz ciekawiej :3
    Czytam dalej

    kolejny rozdział: http://dzienniklunyblack.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń