piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 4: Co zrobić, żeby nic nikomu nie zrobić?


Postanowiłam zmienić się powrotem w człowieka, choć wiedziałam, że zwiększam szansę, że wilkołak mnie również zaatakuje (bo w zwierzęcej postaci, gdybym mu nie stanęła na drodze do „zdobyczy” i nie rzucała się na niego, zostawiłby mnie w spokoju). Wilkołak, wyczuwając drugiego człowieka, obrócił się w moją stronę, zostawiając krwawiącego Damona. Łypał na mnie groźnie dzikimi, przekrwionymi, żółtymi ślepiami.
- Conjunctivitis! – (oślepia ofiarę. Działa równie silnie na zwierzęta gruboskórne (smoki, trolle, olbrzymy), jak Drętwota na ludzi.) zawołałam, mierząc w bestię. Niestety w trakcie rzucania zaklęcia, wilkołak rzucił się w moją stronę, próbowałam się odsunąć, chybiłam. Potwór nie dawał za wygraną. Pobiegł z impetem na wysokie drzewo, łamiąc je w pół. Nie zdążyłam się odsunąć, upadłam przygnieciona wielkim konarem. Wilkołak rzucił się na mnie i teraz byłam dodatkowo przygwożdżona do ziemi. Myśl, Eleno, myśl!, poleciłam sobie.
- Depulso – (odpycha przedmioty od siebie) wyszeptałam, z trudem łapiąc powietrze. Wilkołak pchnięty konarem przeleciał z 4 stopy do przodu. Leżał teraz lekko oszołomiony. Wiedziałam, że ten stan nie potrwa długo. Podbiegłam do Damona i pomogłam mu wstać.
- Pośpiesz się, możesz iść? – spytałam pospiesznie.
- Tak, da-dam radę – jęknął, starając się ukryć przede mną grymas bólu. Damon zmusił się do biegu, chociaż dużo go to kosztowało. Po chwili wilkołak doszedł do siebie i puścił się w pogoń za nami. Zaczęliśmy wołać o pomoc w nadziei, że ktoś tędy przechodzi. Wilkołak nas już doganiał. Już myślałam, że nikt nam nie pomoże, gdy nagle zza drzew wyłonił się mężczyzna. W bladym świetle księżyca rozpoznałam w nim profesora Blake. Wymierzył różdżką w wilkołaka i mruknął niezrozumiale jakieś zaklęcie. Z owej różdżki wystrzelił snop srebrnych iskier, wilkołak padł nieruchomy na ziemię.
- Nic wam nie jest? – spytał zatroskanym, ojcowskim tonem, podchodząc bliżej.
- Damon… Damon jest ranny… Wilkołak go ugryzł… - wyjąkałam łamiącym się głosem.
- Niedobrze – mruknął. – Trzeba go zanieść do pani Pomfrey.
- Nie ma sensu. Nawet pani Pomfrey nie cofnie tego co się stało – stwierdził Damon, siląc się na obojętność. Pod tą spokojną, opanowaną maską, kryło się prawdziwe rozżalenie. Nie musiałam widzieć jego łez, aby to wiedzieć. Zresztą on nigdy nie płakał.
- Ale powinna oczyścić ranę. Nie martw się, wszystko się ułoży – próbował go pocieszyć. W tej chwili Damon syknął z bólu.
- Co się dzieję? Możesz iść? – spytał zafrasowany.
- Tak, skoro dałem radę biec, to dam radę przejść się kawałek – zapewnił dziarsko, lecz na jego twarzy zamajaczył wyraz bólu.
- Biegłeś, bo działała na ciebie adrenalina. Teraz będzie bolało mocniej. Chyba nie dasz rady. Pomogę ci – zaofiarował się.
- Nie, naprawdę dam radę… - jęknął chłopak, gdy profesor Blake podszedł bliżej.
- Oj, daj spokój! – przełożył sobie rękę Damona przez ramię, a drugą ręką objął go w pasie i tak we dwóch ruszyli do skrzydła szpitalnego.
- Profesorze…? – zaczęłam, zerkając ostatni raz na wilkołaka. Dyrektor powiódł oczami za moim spojrzeniem.
- Ach, on – mruknął. – Zaraz ktoś go stad zabierze – zapewnił.
- Nie o to chodzi… Czy on…? Ten wilkołak…? – nie musiałam kończyć, aby Blake zrozumiał.
- On żyje. Jest tylko sparaliżowany do czasu, kiedy wzejdzie słońce – wyjaśnił. – Rano dowiemy się kto to jest i podejmiemy środki ostrożności – resztę drogi przeszliśmy w całkowitej ciszy. Po tym, co się stało, nikt nie miał ochoty na pogaduszki.
- Och! Co się stało temu biednemu chłopcu? – spytała Blake pani Pomfrey.
- Został ugryziony przez wilkołaka – wyjaśnił dyrektor.
- Och! Siadaj biedaku, zaraz zajmę się twoją raną.
***
Okazało się, że Damon powinien zostać w skrzydle szpitalnym na noc. Ja i Blake pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy.
- Panie profesorze…? – zaczęłam, gdy ten zamknął za nami drzwi.
- Tak, Eleno? – spojrzał na mnie zaciekawiony tymi, swoimi niebieskimi jasnymi oczami.
- Zanim ten wilkołak nas zaatakował, zobaczyliśmy jak niebo przeszywa krwistoczerwona błyskawica, co oznaczało, że w okolicy pojawił się „nowo stworzony” wilkołak. Ktoś musiał ugryźć tego człowiek, który nas zakatował, czyli były co najmniej 2 wilkołaki… Czemu ten drugi nas nie zaatakował? Dlaczego Damon nie przemienił się tej nocy, od razu po ugryzieniu? Przecież wszystko wskazuje na to, że ten wilkołak, który nas zaatakował przeistoczył się od razu po…
- Jesteś bystrą dziewczyną, Eleno – pochwalił mnie. – Nie spodziewałem się, że w takiej sytuacji, gdy z Damonem nie jest dobrze będziesz potrafiła zachować trzeźwość umysłu – powiedział z nieukrywanym podziwem. Niestety nie znam odpowiedzi na te pytania, chociaż bardzo bym chciał.
- Ale jeśli się jeszcze nie przemienił, mimo że powinien, to jest choćby cień szansy na to, że… że Damon nie… - spytałam z nadzieją.
- Niestety… Nie ma takiej opcji. Nie mam pojęcia, dlaczego się nie przeistoczył, ale faktem jest to, że w końcu do tego dojdzie. Jeśli raz zostanie się ugryzionym to już żadne tego nie cofanie – powiedział smętnie. – Trzeba będzie wymyślić jakieś miejsce, gdzie Smith będzie mógł przebywać podczas pełni… Aby nie skrzywdził niechcący któregoś z uczniów.
- Może Wrzeszcząca chata, jest do niej przejście pod Bijącą wierzbą – zaproponowałam.
- Zaraz, zaraz… A ty skąd o tym wiesz? – spytał, patrząc na mnie z pod uniesionej brwi. Zarumieniłam się.
- Ja… Yhm… Ten… Teges… - zaczęłam nieskładnie. Wolałam mu nie wspominać o tych wszystkich nocnych eskapadach do najróżniejszy zakątków Hogwartu. Na szczęście zawsze mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu i Filch nigdy nas nie przyłapywał. No prawie zawsze… Ale to już zupełnie inna historia. Blake uśmiechnął się w sposób, jaki uśmiechają się do siebie przyjaciele, gdy uśmiechają jakieś słowo i od razu mają skojarzenia (zwłaszcza jak tylko oni wiedzą o co chodzi).
- Rozumiem – powiedział porozumiewawczo. – Ja za swoich czasów szkolnych też nie przestrzegałem ciszy nocnej, też się wałęsałem po całym zamku.
- To pan też się uczył w Hogwarcie? – spytałam, zadowolona z jego podejścia do tej sprawy.
- Nie, ja chodziłem do Kerstion w Karelii w Finlandii – zdziwiłam się na dźwięk tej nazwy. Nigdy nie słyszałam o takiej szkole, jaki i o wielu innych. Tak właściwie poza Hogwartem słyszałam jeszcze o Drumstrangu i Beauxbatons, ale to tylko dlatego, że co roku 24 czerwca nauczyciele zawsze wspominają Cedrika Diggory’ego, który zginą w trakcie Turnieju Trójmagicznego i kilka razy padła nazwa szkół, które również brały udział w zmaganiach o puchar.


_____________________________________________________________________

Hejka ;) I jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach co myślicie o tym rozdziale ;)

                                                                                 Miranda (Elena)

5 komentarzy:

  1. Świetne *-*. Kocham Cię xoxo, zapraszam do mnie, trochę dziwne opowiadania, ale oceń :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Owww mega ;D
    Cudne poodoba mi się ;p
    Pozdrawiam BELLA♥

    Zapraszam na:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczeście że przeżyli.;)
    Szkoda tylko Damona ;<
    Rozdział trochę krótki licze że nastepny będzie dłuży.
    Dopiero teraz się skapłam.IMIONA.Elena i Damon!cała ty XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe...
    Może ugryzł go animag?

    OdpowiedzUsuń