- Ciszej! Pobudzisz dziewczyny – powiedziałam, ale on zdawał
się tym nie przejmować. Chłopak podszedł do mnie bliżej.
- Eleno, musimy porozmawiać – oznajmił poważnie.
- Co się stało? – spytałam, odkładając książkę na szafkę
nocną.
- Philip Jeffrey zniknął! Nie wrócił na noc! – wyjaśnił
zaaferowany Damon.
- Czekaj… Jak to zniknął? – zaniepokoiłam się, tym bardziej
wiedząc, że Philip nie był typem chłopaka szwendającego się nocami po zamku i
niewracającego na noc. – Myślmy racjonalnie. Kiedy go ostatnio widziałeś?
- A wiec tak… Wczoraj w czasie lunchu przechodziliśmy się
razem po błoniach, chciał, abym doradził mu w sprawach sercowych… I wtedy
podeszła do nas Lexi Whitford i spytała, czy może zamienić z nim słówko. Philip
odpowiedział, że tak i oddalili się, no a ja wróciłem do zamku. Pamiętam, że
potem nie wrócił już na lekcje, ani do dormitorium… Myślałem, że może zasiedział się w bibliotece i rano już będzie, ale on go nie było- opowiedział.
- Chwilka… Czy szedł może w stronę lasu? – spytałam
ożywiona.
- Tak, chyba tak… A co? – spytał, patrząc na mnie badawczo,
a ja zaklęłam pod nosem. -Co jest, Eleno?
- Wczoraj, gdy w porze lunchu byłam z Cedricem w pobliżu
lasu, zdarzyło się coś dziwnego…
- Co takiego? – zapytał zaintrygowany.
- Nie wyśmiejesz mnie, jak ci to powiem?
- Nie, skąd taki pomysł? – spojrzał swoimi brązowymi oczami
prosto w moje.
- No bo, kiedy byłam tam z nim, rozpętała się burza. Ale to
nie była taka zwykła burza… Wyczułam w niej coś wrogiego… nadprzyrodzonego…
- Czarno-magicznego? – dokończył.
- Tak! To znacz, że mi wierzysz? – spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, jesteś córką aurorów, musisz być dobra w te
klocki – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Nie zawsze… Jednak tym razem byłam pewna, jestem pewna… -
przełknęłam głośno ślinę. – Podejrzewam, że Philip nie zdążył wrócić na czas i
mógł dostać się w łapy tego czegoś lub raczej kogoś, kto wywołał tą burzę… -
zapadła cisza, którą po chwili przerwałam, przypominając sobie o kimś nagle. –
A co z Lexi? Ona też zaginęła?
- Z tego co mi wiadomo to nie… - odparł Damon po chwili
namysłu.
- Dziwne…
- Nawet bardzo.
***
W sypialni zostałyśmy już tylko ja i Ivanne, która dopiero co się obudziła.
- Cześć, Elenooo – ziewnęła, gdy już się obudziła. – Coś nie tak?
– spytała, kiedy zobaczyła, że przechadzam się nerwowo po pokoju w tę i we wrę.
- Philip nie wrócił na noc – oznajmiłam rzeczowo.
- I co w tym dziwnego? Może był na nocnej schadzce z tą
swoją puchonką, jak jej tam? Rosalyn Everbon? – nie wyraziła tą informacją
większego zainteresowania.
- Philip, serio? – spytałam, patrząc na nią spod podniesionej
brwi. – Nie chcę być nie miła, ale przecież Rosalyn nawet by na niego nie
spojrzała odkąd ma tego swojego Lucasa, puchona z 6 roku.
- W sumie masz rację… - przyznała, wywlekając się z łóżka.
- Mówię ci, coś musiało się stać. Damon jest tego samego
zdania.
- Eleno, czy ty czasem nie przesadzasz? Masz jakieś powody,
aby przypuszczać, że coś jest nie tak? – pytała. Nadszedł czas na uświadomienie
jej odnośnie moich przeczuć.Opowiedziałam jej wszystko.
- A jesteś pewna, że to nie były zwykłe motylki w brzuchu na
myśl o Cedricu? – spytała Ivanne, która był przeważnie sceptycznie nastawiona
do moich przeczuć i uważała, że przez to, kim są moi rodzice, zaczynam świrować
jak Szalonooki Moody, którego niestety już z nami nie ma.
- A więc nie wierzysz mi, tak? – spytałam, odwracając się do
niej plecami. – Myślałam, że w tak ważnych sprawach, będę mogła liczyć na moją
przyjaciółkę, no ale cóż! Zbyt wiele oczekiwałam…
- Oj wierzę ci, wierzę – powiedziała, obejmując mnie po
siostrzanemu. – Już się nie dąsaj. Po prostu nadal mam problem z tymi
magicznymi przeczuciami, gdyż ja takich nigdy nie miałam. W dodatku nie wiem o
czarach i innych magicznych takich tam więcej, niż się tu nauczę, no bo od
kogo? Tak to jest jak tata jest mugolem, a mama unika rozmowy o czarach w
domu.
- No dobra, wybaczam ci!
- Wiedziałam – pisnęła i objęła mnie mocniej.
- Tym razem – wykonałam gest, który znaczy „mam cię na oku”
i obie się roześmiałyśmy. – No dobra, już dość, dusisz!
- Oj, przepraszam – powiedziała , po czym spojrzała na
zegarek – Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej? Nie wyrobię się! – zaczęła
lamentować. – Spóźnię się na śniadanie…
- To na co czekasz? Masz dwa wyjścia : zostać tu i biadolić
lub iść, ubrać się i biadolić po drodze do klasy. Pospiesz się, Damon czeka
pod drzwiami.
***
- No nareszcie! – mruknął Damon, czekając na nas. Teraz
w całym dormitorium byliśmy sami we
trójkę, chyba, że licząc zamkniętą w swoim pokoju Annę Purple, której udawane
biadolenie (na wypadek, gdyby ktoś był jeszcze tutaj i mógł potwierdzić, że
bardzo się źle czuła i dlatego jej nie ma na lekcjach, kolejny dzień)słuchać
przez drzwi. – Dłużej się nie dało?
- Oj, nie marudź Damon… - znowu ziewnęła niewyspana Ivanne.
- Philip nadal nie wrócił? – spytałam, mając nadzieję, że
chłopak jednak znalazł drogę do dormitorium Ravenclaw.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Mam nadzieję, że nic mu
się nie stało. Wiesz… gdyby to ktoś inny nie wrócił na noc, nie przejmowałby
się chyba nikt, ale każdy wie, że Philip jest za „grzeczny”, aby szwendać się
gdzieś po nocach. Zawsze bał się Filcha… - westchnął.
- Miejmy nadzieję, że się znajdzie… - odparłam i ruszyliśmy na śniadanie. Ku
naszemu zdziwieniu, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, zobaczyliśmy profesora
Blake’a, starającego się poskromić hałaśliwych uczniów, gdyż chciał coś
powiedzieć, a przecież nigdy nie przemawiał pod czas śniadania. Szybko
zajęliśmy miejsca przy stole Ravenclaw, po czym odwróciłam się do Sophie Rose,
siedzącej obok dziewczyny, również z 5 roku.
- Wiesz może o co chodzi? Przecież nikt nie wygłasza
przemówień i ogłoszeń tak rano…
- Może chodzi o to, że Philip zniknął… - odpowiedziała,
wzruszając ramionami. Widać nie tylko my zauważyliśmy jego nieobecność, z tą
różnicą, że nas to interesowało, a Sophie sprawiała wrażenie osoby, którą
obchodzi to jak zeszłoroczny śnieg. Zaraz okazało się, że dziewczyna miała
rację, gdyż kiedy profesorowi w końcu udało się zapanować nad hałasem,
przemówił:
- Drogie uczennice, drodzy uczniowie! Tym, którzy jeszcze
nie wiedzą, chcę powiedzieć, że wasz kolega, Philip Jeffrey zniknął – po sali
rozeszły się nerwowe poszeptywania i ogólne przejęcie. – Zarówno wy wiecie,
jaki i ja wiem, że Philip nie jest typem chłopca opuszczającego lekcje, nie
wracającego na noc i łamiącego szkolny regulamin, wychodząc nocą z dormitorium.
Jeśli którekolwiek z was go zobaczy, niech natychmiast mi o tym powie. Mam
pewne podejrzenia odnośnie tego, co się z nim stało, lecz na razie jest zbyt
wcześnie, aby o tym mówić głośno, ale w tej chwili mogę wam powiedzieć jedno:
uważajcie na siebie i nie wychodźcie wieczorami sami. To wszystko.
Smacznego! - zaczęliśmy jeść, a wielu
zaintrygowanych słowami dyrektora uczniów, spekulowało jeszcze długo odnośnie
tego, co mógł mieć na myśli profesor. My oczywiście też o tym rozmawialiśmy,
ale później, na osobności, a teraz byliśmy zajęci napychaniem swoich brzuchów
najróżniejszymi pysznościami. Ja nałożyłam sobie trochę moich ulubionych
pasztecików dyniowych, Ivanne zajadała się ciasteczkami, choć uparcie
twierdziła, że „się odchudza”, a Damon miał na talerzu po trochę wszystkiego,
przez co już nawet nie można było rozróżnić co jest co. Jedliśmy sobie w
najlepsze, pogrążeni w rozmowie o wszelkiego rodzaju głupstwach, gdy nadszedł
czas na poranną pocztę. Do Wielkiej Sali
wleciało chyba ze 100 sów najróżniej upierzone. Do mnie podleciał moja ukochana
uszatka, Hermia (wzięłam to imię
z dramatu Williama Szekspira, który pożyczyłam kiedyś od męża mojej cioci,
który jest mugolem) z małą paczką w dziobie. Upuściła mi ją na wyciągnięte
dłonie, po czym usiadła przede mną na stole i spojrzeniem dała mi znać, że
oczekuje „zapłaty”.
- No masz, już masz – powiedziałam, podając jej kawałek
mojego pasztecika, a potem ją pogłaskałam. Zabrałam się do otwierania paczki od
rodziców, w tym samym czasie przyleciały sowy dla Damona i Ivanne.
- Co to za gazeta, Iv? – spytał chłopak, dobierając się do
swojej paczki z babeczkami domowej roboty. – Częstujcie się – powiedział,
podsuwając nam pudełeczko.
- To, mój drogi Damonie, jest „Nastolatka”, moja ulubiony
magazyn – powiedział Ivanne, częstując się wypiekiem mamy przyjaciela.
- Jakieś babsko – mugolskie pisemko? – spytał, posyłając jej
zadziorny uśmiech i jednocześnie uchylając się przed „śmiercionośnym” ciosem
„babsko – mugolskiego pisma”.
- Może i jest mugolskie, ale jakie ciekawe! Odkryłam je
będąc u wujka w Londynie, a co to za paczka, Eleno? – odparła Ivanne, posyłając
mu lekkiego kuksańca w brzuch.
- Jaka paczka? Ah, to – zaczęłam, wyrwana z zamyślenia. –
Nie otworzyłam jej jeszcze do końca, czekaj…
- powiedziałam, rozrywając kawałek papieru, w który owinięta była
zawartość. – To jakiś list i … naszyjnik? – zdziwiłam się. Zaczęłam obracać
srebrne, owalne i wysadzane niebieskimi klejnocikami cudeńko. Zdawał się być
bardzo stary, lecz nadal piękny. – Jestem w szoku, przez całe 4 lata nauki
rodzice nie przysyłali mi nigdy biżuterii, no może raz na gwiazdkę, ale to się
chyba nie liczy, bo to był jakiś aurorski gadżet…
- Może to też jakiś „aurorski gadżet”? – podsunął Damon.
- Wygląda raczej niewinnie… Jest śliczny! – oznajmiłam,
nakładając go na szyję.
- Wygląda jak stworzony dla ciebie! Wyglądasz w nim pięknie,
nawet te klejnociki są w kolorze twoich oczu. Rodzice się postarali –
zachwycała się. Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać:
„Droga Eleno!
Być może ta wiadomość okaże ci się dziwna, ponieważ tam, w
Hogwarcie zapewne wszystko wydaje się być w porządku, niestety są to złudne
odczucia. Ja i twój tata dostaliśmy wiadomość, że Markucjusz Berrge znów jest
na wolności. Wiarygodne źródła donoszą, że może on kręcić się w okolicach
szkoły, chyba, że już tam jest. Pamiętaj, iż jest on wielce niebezpiecznym,
parającym się czarną magią szaleńcem, który postawił sobie za cel zlikwidować,
każdego kto jest mu przeszkodą na drodze do władzy. Gdyby coś podejrzanego
miało miejsce w Hogwarcie, od razu wyślij nam sowę.
Mama
PS Wysyłamy ci amulet
florijski, używaj go mądrze i zawsze miej przy sobie.”
- Co to amulet florijski? – spytała, zaglądająca mi przez
ramię Ivanne.
- Sama nie wiem… - odparłam.
- Ja wiem – zaczął Damon, a my wbiłyśmy w niego zaciekawione
spojrzenia. – To taki medalion, który ochrania właściciela przed czarno
magicznymi zaklęciami. Ale ma też inne zastosowanie… Dzięki niemu możesz
zmienić się w dowolną osobę na jak długo chcesz – wytłumaczył, nie przestając
jeść.
- To trochę jak
eliksir wieloskokowy, nie? - spytała
Ivanne.
- Nie do końca. Eliksir wieloskokowy bardzo długo się waży, on
działa tylko godzinę, a do jego stworzenia potrzebna jest cząstka tego, w kogo
chcemy się zmienić, a posiadacz amuletu florijskiego może się przemienić w
dowolnej chwili i na dowolny okres czasu – wyjaśnił Damon.
- Nie źle – stwierdziłam i wgryzłam się w
jabłko.
- Witaj, piękna – odezwał się jakiś męski głos za moimi
plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do uch Cedrica.
- Cześć – przywitałam się. – Czemu nie siedzisz z resztą? –
spytałam, gdyż chłopak był pierwszą osobą, która wstał od stołu.
- Bo chciałem cię zobaczyć – odparł czarująco. – Hej! –
przywitał się z Ivanne i Damonem.
- Cześć – odpowiedzieli chórem, z tą różnicą, że głos Ivanne
był pewien entuzjazmu, a Damona mrukliwy. Chyba nie przepadał za Cedricem…
- O jakiś ty słodki –
rozczuliłam się. – Siadaj do nas, jest tu trochę miejsca – zaproponowałam.
- Jeśli twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko… - w tym
momencie spojrzał na Ivanne i Damona w oczekiwaniu na przyzwolenie.
- Jasne… Siadaj – odparł Damon i posłał Cedricowi słaby
uśmiech.
- Dzięki – usiadł między mną a Ivanne, po czym objął mnie
ramieniem i pocałował w policzek. Zachichotałam, a Damon wywrócił oczami. –
Jaki piękny wisior, pasuje do ciebie – powiedział Cedric.
- Dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziałam, uśmiechając
się. Mój przyjaciel wstał nagle od stołu.
- Ehm… Ja już się najadłem, do zobaczenia na lekcjach… -
rzucił i wyszedł z Wielkiej Sali, odprowadzony ciekawskimi spojrzeniami.
- Co go ugryzło? – spytał Cedric.
- No właśnie, o co mu chodzi? Może ty wiesz, Ivanne?
- Będzie lepiej jeśli ty go o to spytasz – stwierdził,
rzucając mi wymowne spojrzenie. – Ja też już się najadłam… Do zobaczenia na
lekcjach – pożegnała się i wyszła.
_________________________________________________________________________
Hej, tu Miranda! (na fejsie Elena) Jak wam podobał 2 rozdział?? :) Czekam na komentarze :*
Coś się zaczyna dziać!Czytając tytuł rozdziału myślałam że dojdzie do brutalnego morderstwa.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to wszystko się wyjaśni sprawa tego zniknięcia i tym czarno magikiem..Damon jest słodko zazdrosny ;)
Czekam na kolejny rozdział
Fajne
OdpowiedzUsuńJeden nieistotny błąd. Jak chłopcy wchodzili do sypialni dziewczynek, to włączał się alarm :)
OdpowiedzUsuńczytam dalej...
PS: wyłączysz identyfikacje obrazkową?