poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 2. : Jednego krukona mniej.




Kiedy się obudziłam, wszystkie moje współlokatorki jeszcze spały, a był to ciekawy widok. Ivanne gadała przez sen: „Scott, och Scott! Nie przy ludziach…” – nie chcę wiedzieć, co jej się śniło, Miranda Rose robiła sobie koślawo makijaż przez sen, ah ci lunatycy!, Patricie Nevers miała koszmary, więc jej najlepsza przyjaciółka, Lana Farah użyczyła jej łóżko na jedną noc i spały teraz jedna na jednej połowie, druga na drugiej i tylko kopały się przez sen, próbując zepchnąć siebie nawzajem . Miałam niezły ubaw. Paplanie Ivanne uniemożliwiało mi spanie, więc korzystając z wolnej łazienki, poszłam upodobnić się do ludzi, a ponieważ nie należałam do dziewczyn, które bez makijażu nie wyjdą z dormitorium, szybko się uwinęłam. Blond włosy związałam w warkocz, po czym szybko włożyłam na siebie czarną szatę z herbem Ravenclaw. Było jeszcze wcześnie, a dziewczyny wciąż spały, więc sięgnęłam po moją ulubioną książkę „Magiczny związek z istotą niemagiczną” – czarownicy Katlynn Burns. Rozkoszowałam się chwilą, którą miałam tylko dla siebie, kiedy do naszej sypialni wpadł jak burza Damon.
- Ciszej! Pobudzisz dziewczyny – powiedziałam, ale on zdawał się tym nie przejmować. Chłopak podszedł do mnie bliżej.
- Eleno, musimy porozmawiać – oznajmił poważnie.
- Co się stało? – spytałam, odkładając książkę na szafkę nocną.
- Philip Jeffrey zniknął! Nie wrócił na noc! – wyjaśnił zaaferowany Damon.
- Czekaj… Jak to zniknął? – zaniepokoiłam się, tym bardziej wiedząc, że Philip nie był typem chłopaka szwendającego się nocami po zamku i niewracającego na noc. – Myślmy racjonalnie. Kiedy go ostatnio widziałeś?
- A wiec tak… Wczoraj w czasie lunchu przechodziliśmy się razem po błoniach, chciał, abym doradził mu w sprawach sercowych… I wtedy podeszła do nas Lexi Whitford i spytała, czy może zamienić z nim słówko. Philip odpowiedział, że tak i oddalili się, no a ja wróciłem do zamku. Pamiętam, że potem nie wrócił już na lekcje, ani do dormitorium… Myślałem, że może zasiedział się w bibliotece i rano już będzie, ale on go nie było- opowiedział.
- Chwilka… Czy szedł może w stronę lasu? – spytałam ożywiona.
- Tak, chyba tak… A co? – spytał, patrząc na mnie badawczo, a ja zaklęłam pod nosem. -Co jest, Eleno?
- Wczoraj, gdy w porze lunchu byłam z Cedricem w pobliżu lasu, zdarzyło się coś dziwnego…
- Co takiego? – zapytał zaintrygowany.
- Nie wyśmiejesz mnie, jak ci to powiem?
- Nie, skąd taki pomysł? – spojrzał swoimi brązowymi oczami prosto w moje.
- No bo, kiedy byłam tam z nim, rozpętała się burza. Ale to nie była taka zwykła burza… Wyczułam w niej coś wrogiego… nadprzyrodzonego…
- Czarno-magicznego? – dokończył.
- Tak! To znacz, że mi wierzysz? – spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, jesteś córką aurorów, musisz być dobra w te klocki – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Nie zawsze… Jednak tym razem byłam pewna, jestem pewna… - przełknęłam głośno ślinę. – Podejrzewam, że Philip nie zdążył wrócić na czas i mógł dostać się w łapy tego czegoś lub raczej kogoś, kto wywołał tą burzę… - zapadła cisza, którą po chwili przerwałam, przypominając sobie o kimś nagle. – A co z Lexi? Ona też zaginęła?
- Z tego co mi wiadomo to nie… - odparł Damon po chwili namysłu.
- Dziwne…
- Nawet bardzo.
***
W sypialni zostałyśmy już tylko ja i Ivanne, która dopiero co się obudziła.
- Cześć, Elenooo –  ziewnęła, gdy już się obudziła. – Coś nie tak? – spytała, kiedy zobaczyła, że przechadzam się nerwowo po pokoju w tę i we wrę.
- Philip nie wrócił na noc – oznajmiłam rzeczowo.
- I co w tym dziwnego? Może był na nocnej schadzce z tą swoją puchonką, jak jej tam? Rosalyn Everbon? – nie wyraziła tą informacją większego zainteresowania.
- Philip, serio? – spytałam, patrząc na nią spod podniesionej brwi. – Nie chcę być nie miła, ale przecież Rosalyn nawet by na niego nie spojrzała odkąd ma tego swojego Lucasa, puchona z 6 roku.
- W sumie masz rację… - przyznała, wywlekając się z łóżka.
- Mówię ci, coś musiało się stać. Damon jest tego samego zdania.
- Eleno, czy ty czasem nie przesadzasz? Masz jakieś powody, aby przypuszczać, że coś jest nie tak? – pytała. Nadszedł czas na uświadomienie jej odnośnie moich przeczuć.Opowiedziałam jej wszystko.
- A jesteś pewna, że to nie były zwykłe motylki w brzuchu na myśl o Cedricu? – spytała Ivanne, która był przeważnie sceptycznie nastawiona do moich przeczuć i uważała, że przez to, kim są moi rodzice, zaczynam świrować jak Szalonooki Moody, którego niestety już z nami nie ma.
- A więc nie wierzysz mi, tak? – spytałam, odwracając się do niej plecami. – Myślałam, że w tak ważnych sprawach, będę mogła liczyć na moją przyjaciółkę, no ale cóż! Zbyt wiele oczekiwałam…
- Oj wierzę ci, wierzę – powiedziała, obejmując mnie po siostrzanemu. – Już się nie dąsaj. Po prostu nadal mam problem z tymi magicznymi przeczuciami, gdyż ja takich nigdy nie miałam. W dodatku nie wiem o czarach i innych magicznych takich tam więcej, niż się tu nauczę, no bo od kogo? Tak to jest jak tata jest mugolem, a mama unika rozmowy o czarach w domu.
- No dobra, wybaczam ci!
- Wiedziałam – pisnęła i objęła mnie mocniej.
- Tym razem – wykonałam gest, który znaczy „mam cię na oku” i obie się roześmiałyśmy. – No dobra, już dość, dusisz!
- Oj, przepraszam – powiedziała , po czym spojrzała na zegarek – Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej? Nie wyrobię się! – zaczęła lamentować. – Spóźnię się na śniadanie…
- To na co czekasz? Masz dwa wyjścia : zostać tu i biadolić lub iść,  ubrać się i biadolić po drodze do klasy. Pospiesz się, Damon czeka pod drzwiami.
***
- No nareszcie! – mruknął Damon, czekając na nas. Teraz w  całym dormitorium byliśmy sami we trójkę, chyba, że licząc zamkniętą w swoim pokoju Annę Purple, której udawane biadolenie (na wypadek, gdyby ktoś był jeszcze tutaj i mógł potwierdzić, że bardzo się źle czuła i dlatego jej nie ma na lekcjach, kolejny dzień)słuchać przez drzwi. – Dłużej się nie dało?
- Oj, nie marudź Damon… - znowu ziewnęła niewyspana Ivanne.
- Philip nadal nie wrócił? – spytałam, mając nadzieję, że chłopak jednak znalazł drogę do dormitorium Ravenclaw.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Wiesz… gdyby to ktoś inny nie wrócił na noc, nie przejmowałby się chyba nikt, ale każdy wie, że Philip jest za „grzeczny”, aby szwendać się gdzieś po nocach. Zawsze bał się Filcha… - westchnął.
- Miejmy nadzieję, że się znajdzie…  - odparłam i ruszyliśmy na śniadanie. Ku naszemu zdziwieniu, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, zobaczyliśmy profesora Blake’a, starającego się poskromić hałaśliwych uczniów, gdyż chciał coś powiedzieć, a przecież nigdy nie przemawiał pod czas śniadania. Szybko zajęliśmy miejsca przy stole Ravenclaw, po czym odwróciłam się do Sophie Rose, siedzącej obok dziewczyny, również z 5 roku.
- Wiesz może o co chodzi? Przecież nikt nie wygłasza przemówień i ogłoszeń tak rano…
- Może chodzi o to, że Philip zniknął… - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Widać nie tylko my zauważyliśmy jego nieobecność, z tą różnicą, że nas to interesowało, a Sophie sprawiała wrażenie osoby, którą obchodzi to jak zeszłoroczny śnieg. Zaraz okazało się, że dziewczyna miała rację, gdyż kiedy profesorowi w końcu udało się zapanować nad hałasem, przemówił:
- Drogie uczennice, drodzy uczniowie! Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, chcę powiedzieć, że wasz kolega, Philip Jeffrey zniknął – po sali rozeszły się nerwowe poszeptywania i ogólne przejęcie. – Zarówno wy wiecie, jaki i ja wiem, że Philip nie jest typem chłopca opuszczającego lekcje, nie wracającego na noc i łamiącego szkolny regulamin, wychodząc nocą z dormitorium. Jeśli którekolwiek z was go zobaczy, niech natychmiast mi o tym powie. Mam pewne podejrzenia odnośnie tego, co się z nim stało, lecz na razie jest zbyt wcześnie, aby o tym mówić głośno, ale w tej chwili mogę wam powiedzieć jedno: uważajcie na siebie i nie wychodźcie wieczorami sami. To wszystko. Smacznego!  - zaczęliśmy jeść, a wielu zaintrygowanych słowami dyrektora uczniów, spekulowało jeszcze długo odnośnie tego, co mógł mieć na myśli profesor. My oczywiście też o tym rozmawialiśmy, ale później, na osobności, a teraz byliśmy zajęci napychaniem swoich brzuchów najróżniejszymi pysznościami. Ja nałożyłam sobie trochę moich ulubionych pasztecików dyniowych, Ivanne zajadała się ciasteczkami, choć uparcie twierdziła, że „się odchudza”, a Damon miał na talerzu po trochę wszystkiego, przez co już nawet nie można było rozróżnić co jest co. Jedliśmy sobie w najlepsze, pogrążeni w rozmowie o wszelkiego rodzaju głupstwach, gdy nadszedł czas na poranną pocztę. Do Wielkiej  Sali wleciało chyba ze 100 sów najróżniej upierzone. Do mnie podleciał moja ukochana uszatka, Hermia (wzięłam to imię z dramatu Williama Szekspira, który pożyczyłam kiedyś od męża mojej cioci, który jest mugolem) z małą paczką w dziobie. Upuściła mi ją na wyciągnięte dłonie, po czym usiadła przede mną na stole i spojrzeniem dała mi znać, że oczekuje „zapłaty”.
- No masz, już masz – powiedziałam, podając jej kawałek mojego pasztecika, a potem ją pogłaskałam. Zabrałam się do otwierania paczki od rodziców, w tym samym czasie przyleciały sowy dla Damona i Ivanne.
- Co to za gazeta, Iv? – spytał chłopak, dobierając się do swojej paczki z babeczkami domowej roboty. – Częstujcie się – powiedział, podsuwając nam pudełeczko.
- To, mój drogi Damonie, jest „Nastolatka”, moja ulubiony magazyn – powiedział Ivanne, częstując się wypiekiem mamy przyjaciela.
- Jakieś babsko – mugolskie pisemko? – spytał, posyłając jej zadziorny uśmiech i jednocześnie uchylając się przed „śmiercionośnym” ciosem „babsko – mugolskiego pisma”.
- Może i jest mugolskie, ale jakie ciekawe! Odkryłam je będąc u wujka w Londynie, a co to za paczka, Eleno? – odparła Ivanne, posyłając mu lekkiego kuksańca w brzuch.
- Jaka paczka? Ah, to – zaczęłam, wyrwana z zamyślenia. – Nie otworzyłam jej jeszcze do końca, czekaj…  - powiedziałam, rozrywając kawałek papieru, w który owinięta była zawartość. – To jakiś list i … naszyjnik? – zdziwiłam się. Zaczęłam obracać srebrne, owalne i wysadzane niebieskimi klejnocikami cudeńko. Zdawał się być bardzo stary, lecz nadal piękny. – Jestem w szoku, przez całe 4 lata nauki rodzice nie przysyłali mi nigdy biżuterii, no może raz na gwiazdkę, ale to się chyba nie liczy, bo to był jakiś aurorski gadżet…
- Może to też jakiś „aurorski gadżet”? – podsunął Damon.
- Wygląda raczej niewinnie… Jest śliczny! – oznajmiłam, nakładając go na szyję.
- Wygląda jak stworzony dla ciebie! Wyglądasz w nim pięknie, nawet te klejnociki są w kolorze twoich oczu. Rodzice się postarali – zachwycała się. Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać:
„Droga Eleno!
Być może ta wiadomość okaże ci się dziwna, ponieważ tam, w Hogwarcie zapewne wszystko wydaje się być w porządku, niestety są to złudne odczucia. Ja i twój tata dostaliśmy wiadomość, że Markucjusz Berrge znów jest na wolności. Wiarygodne źródła donoszą, że może on kręcić się w okolicach szkoły, chyba, że już tam jest. Pamiętaj, iż jest on wielce niebezpiecznym, parającym się czarną magią szaleńcem, który postawił sobie za cel zlikwidować, każdego kto jest mu przeszkodą na drodze do władzy. Gdyby coś podejrzanego miało miejsce w Hogwarcie, od razu wyślij nam sowę. 
                                                                                                                                    Mama
PS  Wysyłamy ci amulet florijski, używaj go mądrze i zawsze miej przy sobie.”
- Co to amulet florijski? – spytała, zaglądająca mi przez ramię Ivanne.
- Sama nie wiem… - odparłam.
- Ja wiem – zaczął Damon, a my wbiłyśmy w niego zaciekawione spojrzenia. – To taki medalion, który ochrania właściciela przed czarno magicznymi zaklęciami. Ale ma też inne zastosowanie… Dzięki niemu możesz zmienić się w dowolną osobę na jak długo chcesz – wytłumaczył, nie przestając jeść.       
- To trochę  jak eliksir wieloskokowy, nie?  - spytała Ivanne.
- Nie do końca. Eliksir wieloskokowy bardzo długo się waży, on działa tylko godzinę, a do jego stworzenia potrzebna jest cząstka tego, w kogo chcemy się zmienić, a posiadacz amuletu florijskiego może się przemienić w dowolnej chwili i na dowolny okres czasu – wyjaśnił Damon.                                                   
  - Nie źle – stwierdziłam i wgryzłam się w jabłko.
- Witaj, piękna – odezwał się jakiś męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do uch Cedrica.
- Cześć – przywitałam się. – Czemu nie siedzisz z resztą? – spytałam, gdyż chłopak był pierwszą osobą, która wstał od stołu.
- Bo chciałem cię zobaczyć – odparł czarująco. – Hej! – przywitał się z Ivanne i Damonem.
- Cześć – odpowiedzieli chórem, z tą różnicą, że głos Ivanne był pewien entuzjazmu, a Damona mrukliwy. Chyba nie przepadał za Cedricem…
- O  jakiś ty słodki – rozczuliłam się. – Siadaj do nas, jest tu trochę miejsca – zaproponowałam.
- Jeśli twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko… - w tym momencie spojrzał na Ivanne i Damona w oczekiwaniu na przyzwolenie.
- Jasne… Siadaj – odparł Damon i posłał Cedricowi słaby uśmiech.
- Dzięki – usiadł między mną a Ivanne, po czym objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Zachichotałam, a Damon wywrócił oczami. – Jaki piękny wisior, pasuje do ciebie – powiedział Cedric.
- Dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziałam, uśmiechając się. Mój przyjaciel wstał nagle od stołu.
- Ehm… Ja już się najadłem, do zobaczenia na lekcjach… - rzucił i wyszedł z Wielkiej Sali, odprowadzony ciekawskimi spojrzeniami.
- Co go ugryzło? – spytał Cedric.
- No właśnie, o co mu chodzi? Może ty wiesz, Ivanne?
- Będzie lepiej jeśli ty go o to spytasz – stwierdził, rzucając mi wymowne spojrzenie. – Ja też już się najadłam… Do zobaczenia na lekcjach – pożegnała się i wyszła.
_________________________________________________________________________

Hej, tu Miranda! (na fejsie Elena) Jak wam podobał 2 rozdział?? :) Czekam na komentarze :*

3 komentarze:

  1. Coś się zaczyna dziać!Czytając tytuł rozdziału myślałam że dojdzie do brutalnego morderstwa.
    Jestem ciekawa jak to wszystko się wyjaśni sprawa tego zniknięcia i tym czarno magikiem..Damon jest słodko zazdrosny ;)
    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden nieistotny błąd. Jak chłopcy wchodzili do sypialni dziewczynek, to włączał się alarm :)
    czytam dalej...

    PS: wyłączysz identyfikacje obrazkową?

    OdpowiedzUsuń